David Lynch strikes back! Reżyser jednak nie opuszcza kina!
David Lynch jest zaprawdę intrygującym rozmówcą. Nigdy nie stroni od dyskusji, chętnie wypowiada się na wszelkie tematy związane z codzienną pracą na planie filmowym, dzieli się z nami przeróżnymi anegdotami, prawdami życiowymi i czasem nawet banałami, które jednak w jego ustach bynajmniej nie brzmią banalnie. Słucha się go z największą przyjemnością, albowiem wszystko to wypływa całkowicie naturalnie, wynika z niczym nie przymuszonej radości reżysera z możliwości obcowania z dziełem filmowym i emocjonalnego, osobistego podejścia do sprawy. Z drugiej jednak strony język zdaje się nie nadążać za wyobraźnią Lyncha, gdyż niejednokrotnie skonsternowani odbiorcy po prostu nie są w stanie rozczytać jego lingwistycznych i retorycznych zagadek. No cóż, taka już dola szaleńca. W tym pozytywnym wydaniu oczywiście. Niemniej jednak owe zgrzyty komunikacyjne na linii słuchacze, dziennikarze, fani – David Lynch przyczyniły się do całkiem niemiłego nieporozumienia. Otóż jakiś czas temu reżyser Blue Velvet i Mullholand Drive zapowiedział (a przynajmniej wszystkim się wydawało, że zapowiedział) swoją „filmową” emeryturę. Inland Empire z 2006 roku miało być jego ostatnim pełnometrażowym dziełem, ponieważ – zdaniem Lyncha – przemysł zszedł na totalne psy i nie widzi on już miejsca dla siebie w tym przysłowiowym burdelu na kółkach. Jednak co się okazuje, ówczesne słowa twórcy zostały po prostu źle zinterpretowane. Podczas aktualnie trwającego festiwalu filmowego w Cannes, gdzie Lynch prezentuje 3. sezon swojego wiekopomnego serialu Twin Peaks, belgijska gazeta Le Soir złapała się z nim na krótką pogadankę, która zakończyła się następującą konstatacją:
Nie powiedziałem, że odchodzę z kina. Po prostu nie wiadomo co przyniesie nam przyszłość.
Biorąc pod uwagę poprzednią wypowiedź Lyncha i jego osobliwość, to podjęcie decyzji o „powrocie z kinematograficznych zaświatów” było jedynie kwestią czasu. Jeśli przypomnimy sobie bowiem, co takiego Lynch ostatnio naopowiadał, to jasne staje się, że nic z tego nie trzymało się kupy w tym sensie, że ani za grosz nie odnosiło się do twórczości reżysera. Box office, pieniądze, pozycje na top listach – to nie rzeczy, którymi interesuje się Lynch, a i bez których jego background jest wystarczająco solidny. Czy zatem możemy spodziewać się rychłego powrotu surrealistycznego Zordona do kręcenia pełnometrażowych perełek? Trudno cokolwiek w kwestii Lyncha wyrokować, choć żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazują na takowy obrót spraw. Choć kto wie, czy to nie Twin Peaks będzie właśnie takim kryptoprojektem, który zatrze granice pomiędzy krótkim a pełnym metrażem…
Źródło: independent.co.uk / Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe