David Lynch strikes back! Reżyser jednak nie opuszcza kina!

Tomasz Małecki, 27 maja 2017

David Lynch jest zaprawdę intrygującym rozmówcą. Nigdy nie stroni od dyskusji, chętnie wypowiada się na wszelkie tematy związane z codzienną pracą na planie filmowym, dzieli się z nami przeróżnymi anegdotami, prawdami życiowymi i czasem nawet banałami, które jednak w jego ustach bynajmniej nie brzmią banalnie. Słucha się go z największą przyjemnością, albowiem wszystko to wypływa całkowicie naturalnie, wynika z niczym nie przymuszonej radości reżysera z możliwości obcowania z dziełem filmowym i emocjonalnego, osobistego podejścia do sprawy. Z drugiej jednak strony język zdaje się nie nadążać za wyobraźnią Lyncha, gdyż niejednokrotnie skonsternowani odbiorcy po prostu nie są w stanie rozczytać jego lingwistycznych i retorycznych zagadek. No cóż, taka już dola szaleńca. W tym pozytywnym wydaniu oczywiście. Niemniej jednak owe zgrzyty komunikacyjne na linii słuchacze, dziennikarze, fani – David Lynch przyczyniły się do całkiem niemiłego nieporozumienia. Otóż jakiś czas temu reżyser Blue Velvet i Mullholand Drive zapowiedział (a przynajmniej wszystkim się wydawało, że zapowiedział) swoją „filmową” emeryturę. Inland Empire z 2006 roku miało być jego ostatnim pełnometrażowym dziełem, ponieważ – zdaniem Lyncha – przemysł zszedł na totalne psy i nie widzi on już miejsca dla siebie w tym przysłowiowym burdelu na kółkach. Jednak co się okazuje, ówczesne słowa twórcy zostały po prostu źle zinterpretowane. Podczas aktualnie trwającego festiwalu filmowego w Cannes, gdzie Lynch prezentuje 3. sezon swojego wiekopomnego serialu Twin Peaks, belgijska gazeta Le Soir złapała się z nim na krótką pogadankę, która zakończyła się następującą konstatacją:

Nie powiedziałem, że odchodzę z kina. Po prostu nie wiadomo co przyniesie nam przyszłość.

gordon cole eating a donut teaser

Biorąc pod uwagę poprzednią wypowiedź Lyncha i jego osobliwość, to podjęcie decyzji o „powrocie z kinematograficznych zaświatów” było jedynie kwestią czasu. Jeśli przypomnimy sobie bowiem, co takiego Lynch ostatnio naopowiadał, to jasne staje się, że nic z tego nie trzymało się kupy w tym sensie, że ani za grosz nie odnosiło się do twórczości reżysera. Box office, pieniądze, pozycje na top listach – to nie rzeczy, którymi interesuje się Lynch, a i bez których jego background jest wystarczająco solidny. Czy zatem możemy spodziewać się rychłego powrotu surrealistycznego Zordona do kręcenia pełnometrażowych perełek? Trudno cokolwiek w kwestii Lyncha wyrokować, choć żadne znaki na niebie i ziemi nie wskazują na takowy obrót spraw. Choć kto wie, czy to nie Twin Peaks będzie właśnie takim kryptoprojektem, który zatrze granice pomiędzy krótkim a pełnym metrażem…

Źródło: independent.co.uk / Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Przeczytaj więcej
Tomasz Małecki
Tomasz Małecki Redaktor

Najbardziej tajemniczy członek redakcji. Nikt nie wie, w jaki sposób dorwał status redaktora współprowadzącego dział publicystyki i prawej ręki rednacza. Ciągle poszukuje granic formy. Święta czwórca: Dziga Wiertow, Fritz Lang, Luis Bunuel i Stanley Kubrick.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *