Jeszcze niedawno wszyscy filmowcy zadowalali się stworzeniem własnej trylogii. Gdy ktoś był w posiadaniu takiego swoistego tryptyku, stanowił synonim jakości, renomy oraz wzoru do naśladowania. Dziś natomiast trend ten jest niewystarczający dla większości wytwórni, zadowalających się obecnie tylko i wyłącznie bogatą, bujną i wszechogarniającą franczyzą. Marvel, DC, Gwiezdne Wojny – oto nazwy marek, którym zawdzięczamy taki stan rzeczy, a w ślad za nimi pędzą już kolejne brandy. Jedną z nich będzie Van Helsing.
Zobacz również: Mroczna Wieża – posłuchaj utworu promującego film!
Choć nieposkromiony łowca wampirów jest jedną z najbardziej popularnych postaci szeroko pojętego świata fantasy, a nawet pojawiał się kilkukrotnie na łamach komiksów Marvela, to nigdy nie doczekał się spójnej franczyzy. Stan ten ma zamiar zmienić wytwórnia Universal, będąca w posiadaniu praw do ekranizacji przygód Abrahama Van Helsinga. Pierwszym krokiem ku świetlanej, franczyzowej przyszłości będzie „odświeżenie” Van Helsinga z 2004 roku za pomocą stosownego rebootu. I choć na tę chwilę nie są nam znane żadne szczegóły fabularne ani obsadowe, to wiemy już na pewno, iż główny bohater nie będzie superbohaterem z supermocami. Jak tłumaczy scenarzysta filmu, Eric Heisserer, zadaniem twórców będzie obalenie kultu „nadludzi” i ukazanie zwykłego człowieka, który osiąga swoje cele przy zastosowaniu własnych, ludzkich zdolności oraz sprytu:
Cóż, wydaje mi się, że jest to już znak obecnych czasów … Mam wiele przemyśleń na temat tych wszystkich filmów, gdzie nadzwyczajny charakter z potężnymi, nadludzkimi mocami staje się bohaterem, aby rozwiązywać sprawy, z którymi zwykły śmiertelnik by sobie nie poradził. Wolałbym jednak przełamać ten trend, zdusić go w zarodku i ukazać postać bez niewiarygodnych zdolności, która zawdzięcza swe sukcesy wyłącznie odpowiedniemu zaopatrzeniu i własnym, człowieczym przywarom. Nie podoba mi się, iż naszą świadomością oraz popkulturą zawładnęła idea wszechmogących bohaterów, na wyłączność zmagających się z wyzwaniami świata. To tzw. „codzienni bohaterowie” powinni zyskać więcej rozgłosu i znaleźć się na ustach wszystkich!
Choć miło nam słyszeć, że ktoś ma zamiar uwiecznić na taśmie filmowej dokonania „codziennych bohaterów”, to takie podejście, w przypadku Van Helsinga, nie jest wielkim zaskoczeniem. Wizerunek „zwyczajnego” łowcy wampirów obecny był już zarówno w klasyce kinowej (jako pierwowzór profesora Bulwera z Nosferatu – symfonia grozy czy w Draculi Francisa Forda Coppoli), jak i w produkcji z 2004 roku z Hugh Jackmanem w roli głównej. Twórcy jednak widocznie chcieli zdystansować się od tytułów pokroju Dracula: Historia nieznana, gdzie nasz protagonista efektownie korzystał z „pomocy” sił ciemności. I powinno wyjść im to na dobre, gdyż średniowieczne origin story komiksowego superbohatera ma się nijak do mrocznej i realistycznej (o ile tak można w ogóle powiedzieć) opowieści o prawdziwie ludzkim postrachu Władców Nocy.
Źródło: heroichollywood.com / Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe