Dan Brown to jeden z najpopularniejszy oraz najbardziej kontrowersyjnych pisarzy XXI wieku. Wystarczyło by napisał jedną powieść, aby zwrócić przeciwko sobie cały Kościół katolicki oraz miliony ludzi nie zgadzających się z jego tezami postawionymi w książce. Choć przygody profesora Langdona to fikcja, niemniej jednak wywołują u wielu bardzo skrajne emocje. Nie wiadomo czy takie były intencje pisarza, jednakże jedno jest pewne, że owa nagonka jedynie przysporzyła popularności Brownie oraz jego twórczości. Jego najnowsze dziecko zostało już zekranizowane i można je obejrzeć na ekranach naszych kin. Niestety adaptacja Inferna nie okazała się hitem jesieni, a jedynie poprawnie zrobionym filmem akcji, który do tego mocno rozczarowuje. To samo tyczy się muzyki, którą możemy usłyszeć w owej produkcji.
Zobaz również: Recenzja filmu Inferno!
Za soundtrack do Inferna odpowiada nie kto inny jak niezastąpiony Hans Zimmer, który ma na swoim koncie soundtracki do filmów takich jak: Król Lew, Sherlock Holmes, Gladiator, Incepcja, Mroczny rycerz, Interstellar oraz niedawny Batman v Superman: Świt sprawiedliwości. Pan Zimmer posiada liczne nagrody za swoje kompozycje w tym dwa Złote Globy (Król Lew, Gladiator), Oscar (Król Lew) oraz wiele wiele innych wyróżnień. Kompozytor odpowiada również za muzykę do dwóch poprzednich części z serii przygód Roberta Langdona czyli odpowiednio: Kod Da Vinci i Anioły i Demony.
Zobaz również: Recenzja ścieżki dźwiękowej Batman v Superman: Świt sprawiedliwości!
Hans Zimmer to obecnie jeden z najbardziej znanych i cenionych kompozytorów muzyki filmowej na świecie. Nie ma w tym nic dziwnego, albowiem pan Zimmer sobie na to zasłużył komponując jedne z najbardziej charakterystycznych oraz intrygujących ścieżek dźwiękowych. Niestety jego twórczość posiada również ciemne strony. Soundtrack do Inferno jest właśnie produktem spod ciemnej gwiazdy. Idąc na film ciężko mi było przewidzieć czy Hans Zimmer po raz kolejny mnie zaskoczy czy może po raz kolejny mnie rozczaruje. Jego twórczość osiągnęła już taki poziom, że tylko co poniektóre ścieżki dźwiękowe są tak naprawdę godne uwagi. Cała reszta to kopia jego wcześniejszych prac, które prezentują sobą jedynie bierność i brak inwencji twórczej. Z Infernem właśnie tak jest. Przede wszystkim twórca odstawił nieco na bok znane nam z Aniołów i Demonów chórki oraz orkiestrę i zastąpił je ciężkimi i niezwykle mocnymi elektrycznymi dźwiękami. Ścieżka dźwiękowa jest nimi przepełniona co sprawia, że utwory prezentują się niezwykle ciężko i topornie. Ich nagromadzenie w niektórych piosenkach sięga wręcz zenitu przez co zamiast wysłyszeć w nich jakiś rytm jedyne co dochodzi do naszych uszu to cała masa szmerów, pisków oraz niezliczona ilość bitów i bębnów. Muzyka jest do tego stopnia intensywna, że bardzo szybko nas męczy oraz irytuje sprawiając, że przesłuchanie soundtracku to istna droga przez piekło. Jednakże po przebrnięciu przez pierwszą część utworów, Zimmer prezentuje nam te bardziej stonowane, spokojne oraz lżejsze kompozycje, które prezentują się niczym przeciw waga do wcześniejszego mordobicia. Powracają stare dobre chórki, orkiestra oraz motyw przewodni z Aniołów i demonów, którego kompozytor używa aż do zdarcia. Niestety większość z tych piosenek to mało interesujące i ubogie w treść utwory, które nie są w stanie w pełni nas usatysfakcjonować. Brak im zdecydowania, charakteru oraz polotu, który sprawiłby, że z chęcią byśmy po nie sięgnęli. Oczywiście na krążku znajdziemy kilka ciekawych dźwięków, które wprowadzą nieco świeżości do strasznie monotonnego soundtracku, ale niestety owe nuty giną w natłoku całej masy innych i niepotrzebnych dodatków, które skutecznie obrzydzają nam całą muzykę. Na niekorzyść ścieżki działa również otwarta forma utworów, która sprawia, że cały soundtrack to jedna wielka niekończąca się kompozycja. Zabieg ten choć w większości przypadków się sprawdza tym razem niestety okazuje się być strzałem w kolano, albowiem pomiędzy tak intensywnymi utworami brak znaczącej przerwy okazuje się gwoździem do trumny. Całość natomiast prezentuje się jak znacznie gorsza wersja ścieżki dźwiękowej do Aniołów i Demonów, albowiem tak często słychać ów motyw z poprzedniej produkcji, że nie sposób uniknąć tego porównania. Oprócz tego ciekawostka dla wytrawnych słuchaczy, którzy z łatwością powinni wyłapać w kompozycji The Cistern kombinację utworów: Launch z Człowieka ze stali i Cornfield Chse z Interstellar. 😉 Istna herezja.
Niestety, ale Hans Zimmer tym razem poległ na całej linii. Zamiast spróbować skomponować coś prostego, ale dobrego wolał ukazać nam ambitną porażkę, która dobitnie pokazuje, że co za dużo to niezdrowo. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że w filmie muzyka również prezentuje się słabo i psuje odbiór produkcji. Jedyne utwory, w których można usłyszeć przebłyski „geniuszu” to: Meybe Pain Can Saive Us, I’m Feeling A Tad Vulnerable, A Minute to Midnight i The Cistern. Cała reszta to jedna wielka pomyłka.
Ocena: 45/100
Spis utworów: 1. Maybe Pain Can Save Us (3:02) Czas trwania: 70:45 |