Dawno nie widziałem filmu, który tak dobrze ilustrowałby zasadę, że kwestia odbioru produkcji kinowej zależy w dużej mierze od osobistych preferencji, wrażliwości, a nawet nastroju, w jakim zaczyna się seans. Pan Idealny Paco Cabezasa może mocno podzielić publiczność – pytanie, czy jest sens kłócić się akurat o to dzieło.
Martha zdecydowanie nie ma szczęścia do facetów, z którymi się umawia, wygląda wręcz na to, że ma jakąś nadprzyrodzoną zdolność przyciągania do siebie albo dupków, albo szaleńców. Mimo że dziewczyna jest tym wyraźnie zmęczona, po kolejnym rozstaniu z chłopakiem, gdy na jej drodze staje Pan Idealny, zdradzający poważne objawy świadczące o tym, że ma nie równo pod sufitem, Martha znów decyduje się skoczyć na główkę.
Zobacz również: J.J. Abrams za sterami sequela Człowieka ze stali?! Poznajcie resztę szczegółów!
Widz jednak wie, z czego nie zdaje sobie początkowo sprawy Martha, że Pan Idealny jest zabójcą na zlecenie. Dość nietypowym, bo obecnie nawróconym, zabijającym zleceniodawców, a nie tych, na których dostał kontrakt. Jednocześnie to empatyczny typ, szczerze mówiący ukochanej o tym, co robi – Martha traktuje to jednak jak żart. Przyznać trzeba, że dziwaczna to relacja między postaciami, bardzo łatwo – według mnie za łatwo – przeskakująca nad kwestiami moralnymi i psychologicznymi, które w związku z tym się pojawiają. Publiczność ma polubić Pana Idealnego, bo zabija tych złych, a jego przeciwnicy, tropiący go tajemniczy agent FBI oraz lokalni gangsterzy, są przecież znacznie gorsi. Cabezas próbuje obrócić całą rzecz w zgrywę, Pan Idealny w założeniu ma być przecież komedią. Problem w tym, że niewiele tu tak naprawdę dobrych żartów, czy zabawnych sytuacji, zaś połączenie romantyzmu z przemocą nie zawsze daje dobre efekty. Ale znów: wszystko zależy od osobistych upodobań każdego widza. Niektórzy będą zachwyceni pędzącą do przodu akcją i beztroską, inni – jak ja – będą odczuwać pewien dyskomfort.
Zobacz również: Harry Potter i Przeklęte dziecko – czy Daniel Radcliffe da się namówić do powrotu?
Jeśli jest coś, co ratuje Pana Idealnego w moich oczach, to zdecydowanie duet aktorski Sam Rockwell i Anna Kendrick. I to nawet mimo tego, że tego pierwszego bardzo lubię, za tą drugą nie przepadam. Przyznać muszę jednak, że między nimi jest bardzo dobra chemia, oboje grają w taki sposób, że po pierwsze, nie da się ich nie lubić i im nie kibicować, po drugie, uprawdopodobniają swoje przygody, a przynajmniej często pozwalają machnąć ręką na różne zgrzyty i bzdury.
Niestety, to trochę za mało, by uznać Pana Idealnego za dobry film, który nadal sprawia zresztą, że jestem rozdarty w jego ocenie. Z jednej strony doceniam, że twórcy nakręcili tę fabułę w sposób tak bezpretensjonalny, z drugiej nie mogę zapomnieć, że przez cały czas czułem się w związku z tym mocno niekomfortowo. A ponieważ produkcja Cabezasa ma w sobie trochę za dużo elementów zaczerpniętych z filmów klasy B (jak cały wątek lokalnych gangsterów), to całość w pewnym momencie zaczęła mnie zwyczajnie nudzić. Kto wie jednak, może po prostu podszedłem do tego filmu w nieodpowiednim nastroju?