Oczywiście po chwili zorientowałam się, że Parks and Recreation wcale tak wyjątkowe nie jest – produkcji stylizowanych na dokument jest przecież mnóstwo (chociaż Leslie i ekipa z Wydziału Parków i Rekreacji w Pawnee w Indianie to zdecydowanie moi faworyci) i mowa tu rzecz jasna o mockumentach.
A czym one właściwie są? Angielskie słowo mockumentary pochodzi od zbitki słów mocking (przedrzeźniać, drwić, wyśmiewać) i documentary. Spotykana jest również nazwa. Jest to więc produkcja prześmiewcza, o charakterze komediowym, która jest stylizowana na dokument. Nie możemy zatem zaliczyć do tej grupy takich filmów jak np. Blair Witch Project, które nikogo normalnego śmieszyć nie będą (wspomnę tylko, że należą one do gatunku Found Footage i różni się on od mockumentu między innymi swoim poważniejszym charakterem). Mockument może być parodią dokumentu jako takiego, albo służyć przewrotnemu skomentowaniu współczesnych zjawisk lub wydarzeń.
Czy wszystkie mockumenty mają w sobie „to coś”? Zastanawiając się nad ich nieco przemijającym fenomenem odkryłam, jak dużo tych produkcji jest już na rynku i jak bardzo ten gatunek jest popularny. Wśród seriali znajdziecie wymienione wcześniej Parks and Recreation albo Biuro, ale też Chłopaki z baraków, American Vandal i wiele innych. Wśród filmów bryluje m.in. Bruno, Borat czy nowozelandzki hit Co robimy w ukryciu.
Można śmiało powiedzieć, że mockument powstał dzięki Prima Aprilisowi. W latach 50. stacja BBC stworzyła z okazji pierwszego kwietnia prawdopodobnie najlepszy prank w dziejach świata, emitując dokument o szwajcarskiej rodzinie, sadzącej spaghetti na drzewach spaghetti. Jak można się spodziewać, następnego dnia stacja została zbombardowana pytaniami o możliwość wyhodowania spaghetti we własnych ogródkach.
W późniejszych latach widzowie pokochali mockument o Beatlesach, w którym grali członkowie zespołu (A Hard Day’s Night, 1964), Bierz forsę i w nogi Woddy’ego Allena (1969), oraz skecze z Latającego Cyrku Monty Pythona (pamiętacie Najzabawniejszy Dowcip Świata?). Lata leciały, a gatunek robił się coraz popularniejszy. Jego poważny rozwój zaczął się w latach 80. Mowa tu między innymi o filmie Zelig Allena, Oto Spinal Tap Roba Reinera, a później o Zapomnianym Srebrze Petera Jacksona z 1995 roku.
I wreszcie w XXI wieku mockumenty zaczęły bić rekordy popularności, razem wymienionymi wcześniej Biurem, Parks and Recreation, Co robimy w ukryciu, Brunem i Boratem. Pseudo-dokumentalne produkcje komediowe parę lat temu zawojowały telewizję i platformy streamingowe i chociaż obecnie przeżywają mały zmierzch swojej popularności, widzowie wciąż je kochają. Uwielbiamy naturalny humor i realistyczne postacie, prawie że prawdziwe historie, kochamy to, że z „niczego” robi się „coś”. Twórcom wszystko wolno, o ile podoba się to widowni – tak więc tutaj reżyserzy nie boją się mieszać konwencji, np. wplatając ekipę filmową do życia postaci, czy korzystając z prawdziwych bohaterów (np. członków zespołu The Beatles). Oglądając mockument raczej nie usłyszycie śmiechu widowni w tle – jak sami pewnie zauważyliście, czasami ta cisza po wypowiedzi bohatera jest dużo bardziej wymowna. Śmieją się widzowie przed telewizorem, a nie oni.
Dodatkowym chwytem stosowanym przez twórców mockumentów jest zacieranie granic między prawdą a fikcją – dokumentalna forma takich produkcji może stwarzać iluzję prawdziwej historii. Przeciętny widz nie będzie miał z tym problemu w przypadku filmu o nowozelandzkich wampirach i ich trudnych relacjach z wilkołakami, ale już rysowanie penisów na samochodach (American Vandal) jest czymś znacznie bardziej „z życia wziętym”. Tu granica między fikcją a prawdziwą historią (razem ze wszystkimi jej absurdami) jest już dużo cieńsza. Prawdziwe życie jest trochę absurdalne i może to właśnie chcą powiedzieć nam twórcy?
Ilustracja wprowadzenia: Kadr z serialu Parks and Recreation