Muszę to przyznać jako fanboy tego serialu, który nie przepuścił żadnego odcinka i przesiadywał po nocach, by oglądać kolejne zmagania Ricka i spółki równo z amerykańską premierą. Wraz z pojawieniem się Negana nieumarli stali się wręcz tłem dla całej historii, a kolejne epizody były coraz bardziej absurdalnymi przepychankami między grupą protagonistów a antagonistów. Czarę goryczy przelało zdecydowanie uśmiercenie Carla, a zapowiadany na tegoroczną jesień sezon numer 9 ma być ostatnim, w którym zobaczymy Andrew Lincolna w roli szeryfa Grimesa. Czy dalej warto oglądać tę mydlaną operę z postapokaliptycznymi widoczkami w tle?
Jeśli jesteście zatwardziałymi fanami TWD, którym nie przeszkadzają ewidentne wady tego serialu, to spokojnie możecie zacząć oglądać sezon 9. i bawić się całkiem przyzwoicie podczas oglądania kolejnych zmagań Ricka i spółki. Przynajmniej przez początkowe 6 epizodów, które mają ponoć domknąć wątek głównego bohatera i pozwolić spokojnie zająć jego miejsce przez Daryla Dixona, który według nieoficjalnych informacji miałby do spółki z Neganem być postacią centralną całej serii. To, że twórcy chcą w pewnym sensie „zresetować” serię widać już po nowej czołówce, która jest bardzo dobra, klimatyczna i nieco komiksowa.
Przeskok w czasie po wydarzeniach z All Out War jest bardzo wyraźny, bohaterowie zmienili się fizycznie, tu i ówdzie im przybyło, tu i ówdzie im zniknęło. Starość nie radość, a przecież z zombiakami dalej walczyć trzeba. Sam wizerunek bohaterów, kojarzący mi się nieco ze stylistyką westernów jest jednak niczym w porównaniu z uwstecznieniem się całej społeczności, która coraz bardziej oddala się od technologii na rzecz koni, wozów i rolniczych narzędzi. Jeśli ma to być symbolicznym zerwaniem ze wszelaką bronią palną na koszt wideł, grabi i łopat to wszystko zależy od tego w jaki sposób twórcy zafundują widzom kolejne zmagania z nieumarłymi.
Ten cały nowy początek może temu serialowi jeszcze bardziej zaszkodzić lub, wręcz przeciwnie – tchnąć w nieco gnijącą formułę serialu ożywcze i świeże powietrze. Na pierwszy rzut oka jednak trudno cokolwiek zawyrokować, odcinek jest dość statyczny, ma nas wprowadzić w nową rzeczywistość i jak zwykle pokazać zmieniające się jak w kalejdoskopie relacje między bohaterami.
Rick Grimes dąży do pojednania wrogich sobie wcześniej obozów. Stara się zarówno dogadać z Maggie, która ma mu za złe, że nie uśmiercił Negana, jak i z byłymi przeciwnikami, którzy wciąż z sentymentem wzdychają za uwięzionym w klatce Neganem. Wygląda jednak na to, że to wszystko jest bardzo umowne, że tak naprawdę sojusze istnieją póki Rick oddycha. Wraz z jego zapowiadanym odejściem serial ten może ponownie wkroczyć na wojenną ścieżkę, a przecież Negan wiecznie za kratami siedzieć nie będzie, a i podejrzewam, że jego charakter nie uległ drastycznej zmianie. Trailer zapowiada też nowych przeciwników znanych wszystkim, którzy są na bieżąco z komiksem. Wydaje mi się, że musieliby mieć potężną siłę przebicia by zaintrygować widzów na tyle by pogodzili się z odejściem Ricka.
Kolejny spadek popularności tego serialu jest nieunikniony, a postacie Daryla i Negana raczej go nie udźwigną na swoich barkach. Ten serial dąży absolutnie donikąd i opiera się głównie na uśmiercaniu raz na jakiś czas co bardziej lubianych postaci. Wątki romantyczne są typowymi zapychaczami czasu, niby mają nas jeszcze bardziej do postaci zbliżyć, zacieśnić z nimi więzy, ale ostatecznie wypadają na wymuszone i nudne. TWD jest jednak cholernie ciekawym przykładem serialu, który nie oferując obecnie dużo więcej niż pulpową, momentami nieco żenującą rozrywkę dalej jest cholernie popularnym serialem. Zaczyna niebezpiecznie przypominać telenowelę, w której non-stop powielane są te same schematy, lecz i tak powracamy do kolejnych odcinków o ile są zgrabnie zapowiadane i obiecują nam trochę niezobowiązującej rozpierduchy.
Problem z twórcami TWD jest taki, że wyobrażają sobie, że tworzą historię z niesamowitym rozmachem, z trzymającą za gardło historią i przeszywającymi serducho scenami śmierci. Byliby bliscy prawdy w swoich mniemaniach, gdyby tak bardzo wszystkiego nie rozwlekali, nie przeciągali scen ciągłym gadaniem o niczym i nie zamienili survival horroru w melodramat z umarlakami w tle. Jak więc widzicie jestem świadom jak bardzo loty TWD obniżyły się w ostatnich latach, a mimo to wystawiam pierwszemu odcinkowi 9 sezonu ocenę 7/10. Bo jak na standardy tego tasiemca jest on po prostu dobry, ma całkiem zjadliwy finał i mimo wszystko chyba jednak warto zobaczyć jak potoczą się losy Ricka i kto zajmie jego miejsce.
W temacie mojego ukochanego guilty pleasure zmienia się więc i wiele i niewiele jednocześnie, tak więc niby nowy początek, ale wszystko po staremu. Zniesmaczeni ostatnimi sezonami nawet nie mają co ruszać tego sezonu, kochający bezwarunkowo stawić się przed ekranami po prostu muszą. Człowiek w tym świecie dalej jest człowiekowi wilkiem, a zombie zombie zombie.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe