Orange is the New Black – sezon 4. – recenzja

Orange is the New Black należy do tych nielicznych seriali, których kolejnych sezonów jednocześnie nie mogę się doczekać i boję się. Boję się głównie dlatego, bo wiem, że jak zacznę oglądać, to będę bardzo szczęśliwy, ale tylko przez kilkanaście godzin i potem znów będzie trzeba czekać rok na kolejną serię. Tym razem wrażenie pustki jest jeszcze bardziej dojmujące niż zwykle, bo czwarty sezon stał na bardzo wysokim poziomie. W zagranicznym Internecie przeczytałem kilka opinii, że to w ogóle najlepsza dotychczas seria. Nie jestem w stanie stwierdzić czy to prawda – głównie dlatego, że nie wiem, czy w ogóle da się wskazać znaczące różnice w poziomie poszczególnych sezonów.

Historia zaczyna się tam, gdzie ją ostatnio zostawiliśmy – nad jeziorem nieopodal więzienia, w którym osadzone urządziły sobie niespodziewaną kąpiel. Zakończenie trzeciego sezonu było mocno niejednoznaczne. Z jednej strony pozytywne, dające nadzieję, gdy widziało się chociaż chwilową radość bohaterek i zakopywanie przez nie toporów wojennych. Z drugiej nad Litchfield wyraźnie zaczynały gromadzić się ciemniejsze chmury. Nie dość, że placówka została przejęta przez korporację, to jeszcze przyjechała do niej ogromna rzesza nowych więźniarek.

orange

Zwłaszcza wątek prywatnej firmy zarządzającej więzieniem jest kontynuowany w czwartej serii. Poprzednio zwrócono uwagę, że osadzone w Stanach Zjednoczonych coraz częściej są wykorzystywane przez biznes do niemal niewolniczej pracy. Tym razem twórcy dalej krytykują kapitalizm, pokazując, że zarabiać można praktycznie na wszystkim. Wokół systemu penitencjarnego istnieje ogromny przemysł, który zapomina o najważniejszym – że przebywające w zakładzie osoby to też ludzie.

Czwarty sezon Orange is the New Black będzie nieprzyjemny dla każdego, kto potrafi spojrzeć na drugiego człowieka bez uprzedzeń, kto nie odmawia osobom odbywającym karę w więzieniu podstawowych praw. Twórcy wyraźnie pokazują, że obecny system odczłowiecza ludzi, stanowi zaklęty krąg, z którego nie da się wyrwać. Chodzi nie tylko o skazane, którym często nie daje się żadnych szans w życiu – niezależnie czy przed trafieniem za kratki, czy po wyjściu na wolność. System niszczy też ludzi pracujących w takich placówkach, a którzy autentycznie chcą pomóc więźniarkom. Najlepiej widać to na przykładzie naczelnika Caputo, który stojąc w obliczu coraz trudniejszych wyzwań i problemów, ze wszystkich sił walczy o zachowanie resztek przyzwoitości. Więzienie jednak jest miejscem, które wysysa dobro ze wszystkich.

orange 2

Zobacz również: HBO potwierdza drugi sezon serialu Wataha!

Cały sezon swoją konstrukcją przypomina zresztą zapis powolnego, stopniowego, ale nieubłaganego osuwania się w szaleństwo. Nie jest zatem przypadkiem, że tak ważne są wątki dwóch bohaterek cierpiących na choroby psychiczne. Patrząc na ich los nie tylko w Litchfield, ale i na wolności, wyraźnie widać, że pozbawione pomocy i opieki nie miały najmniejszych szans na przetrwanie.

Orange is the New Black przypomina również o konfliktach, jakie trawią społeczeństwo amerykańskie. Po pierwsze, rasizm i stereotypy. Wychodzą one jeszcze bardziej na wierzch, gdy wraz z przybyciem nowych postaci do Litchfield okazuje się, że zmieniają się proporcje wśród poszczególnych grup społecznych (obecnie najwięcej jest Latynosek). Nie da się jednak nie zauważyć, że rasizm – nieważne czy skrywany, czy nie – prowadzi wyłącznie do destrukcji, każdy jest przez to przegrany.

orange 4

Kolejnym powodem konfliktów są nierówności społeczne, co oczywiście łączy się z wcześniej omawianą krytyką kapitalizmu. Do Litchfield trafia bowiem Judy King, bogata celebrytka, z którą należy obchodzić się jak z jajkiem, by po wyjściu na wolność nie miała za co pozwać więzienia. Dlatego też King dostaje osobną celę, co robi piorunujące wrażenie w porównaniu do przeludnionych sal wspólnych, w których bohaterki muszą spać na łóżkach piętrowych. Nawet za kratkami istnieje podział na uprzywilejowanych i pozbawionych wielu możliwości. Jedną z najważniejszych scen sezonu jest ta, gdy do Judy King przychodzi Taystee i mówi, że 1% przyszedł porozmawiać z drugim 1%. Judy King reprezentuje oczywiście najbogatszych. Taystee z kolei jest w tym momencie symbolem tego, o czym mówią najnowsze raporty – liczba osadzonych w więzieniach w USA w ciągu ostatnich lat wzrosła tak dramatycznie, że za kratkami czas spędza 1% społeczeństwa amerykańskiego!

A to nie koniec konfliktów. Orange is the New Black często było krytykowane za to, że pokazuje pobyt w więzieniu tak, że bardziej przypomina on letnie kolonie. W czwartym sezonie ogromnie istotny jest wątek postępującej wojny między bohaterkami a nowymi strażnikami, z których większość stanowią weterani wojenni (głównie dlatego, że ich zatrudnienie jest tanie). Ich przywódca, Piscatella, wypowiada zresztą znamienną kwestię, że więzień nie buduje się po to, by były humanitarne. Jego podejście jest typowo czarno-białe, a wiadomo, że życie rzadko takie jest (jeśli w ogóle). Działania nadzorujących więźniarki strażników często są psychopatyczne i, znów, odczłowieczające osadzone kobiety. To jeden z powodów, dla których czwarty sezon serialu jest najmroczniejszy i najbardziej ponury.

orange3

Zobacz również: TOP 10 – Najgorsi ojcowie w serialach

Nie znaczy to oczywiście, że Orange is the New Black nie bywa zabawne – jest tu też miejsce na pierwszorzędną komedię. Zwłaszcza wtedy, gdy bohaterki odwołują się do innych dzieł popkultury, a robią to nadzwyczaj często. Wajcha nastroju została jednak wyraźnie przesunięta w kierunku dramatu, dzięki czemu kilka aktorek ma okazję do popisowych, poruszających występów (na przykład Nicky). Dramatyczny – i sprawiający, że oczekiwanie na kolejny sezon będzie jeszcze bardziej nieznośne – jest też finał, który dowodzi, że twórcy, wbrew pozorom, nie zapomnieli o żadnej postaci. W ogóle tonacja kolejnych odcinków jest rozegrana modelowo. Wszystko zaczyna się od trzęsienia ziemi, by potem nastroje się uspokoiły. Ale tylko na chwilę, bo emocje zaczynają coraz bardziej rosnąć, aż nadchodzą ostatnie trzy odcinki, które są prawdziwą bombą uczuciową i jeśli tylko ktoś – tak jak ja – jest mocno związany z bohaterkami, czekają go bardzo trudne momenty.

Najważniejsze jednak wciąż jest przypominanie, że kobiety, które oglądamy to ludzie, którzy też mają uczucia. Tak skonstruowany system więziennictwa potrafi zaś niestety wyzwolić w nich najgorsze cechy. Widać to na przykładzie Piper – prześledźcie jej drogę od pierwszego sezonu do końca obecnego. Niebo a ziemia. Ogromną rolę odgrywają też retrospekcje. Perfekcyjnym zabiegiem jest to, że często nie pokazują one, jak dana osoba trafiła do więzienia, tylko inne sytuacje życiowe, co niesamowicie wzbogaca ich charaktery i psychikę. Patrząc zresztą na wcześniejsze losy kilku strażników (bo i takie flashbacki się trafiają) wyraźnie widać, że granica między jednymi a drugimi wcale nie jest duża i często zależy od szczęścia i okoliczności. Na koniec chcę wszystkich zachęcić do tego, co pewnie większość przestała robić, czyli obejrzenia od początku do końca czołówki Orange is the New Black. Widać w niej tylko zmieniające się twarze więźniarek, ze szczególnym uwzględnieniem ich oczu. Każdy powinien w nie spojrzeć i zrozumieć, że kryje się za nimi człowiek. Nie potwór. Nie zwierzę. Człowiek.

Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe

Przede wszystkim redaktor serwisu warszawa.ngo.pl. Do tego dziennikarz piszący o filmach i serialach dla wielu portali internetowych. Wszystkie recenzje można znaleźć na fanpage'u Cisza na planie. W ten sposób można się też ze mną skontaktować ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?