Ostatnio bardzo mocno wkręcam się w ten sposób patrzenia na przyszłość, chociaż paradoksalnie sam jestem optymistą. Pisarze już w XX wieku pokazali nam, że należy uważnie patrzeć na historię i rozwój ludzkości, aby wystrzegać się błędów przeszłości w przyszłości. Dystopia nie jest wróżeniem z fusów, ale czymś możliwie bliskim. Chyba każdy kojarzy George’a Orwella i jego twórczość, m. in. Folwark zwierzęcy i Rok 1984. Ciekawym jest, że poglądy tego autora zmieniały się z czasem. Początkowo był on przychylny działaniom rewolucyjnym, ale po uczestnictwie w hiszpańskiej wojnie domowej zmieniło się to. Kilkanaście lat później powstał klasyczny utwór Raya Bradbury’ego Fahrenheit 451. Aktualnie czytam tę pozycję i jestem bardzo zachwycony tym, jak już w 1953 roku, zaraz po Orwellu, powstało coś tak intrygującego.
Chce Wam wspomnieć o Equilibrium, które powstało właśnie na bazie dzieła Bradbury’ego. Nawiążę też do The Handmaid’s Tale, dystopii skupionej wokół religii, Kongresu Futurologicznego naszego genialnego twórcy Stanisława Lema i Black Mirror. Ten ostatni serial, moim i wielu zdaniem, pokazuje najbliższe niebezpieczeństwa stojące przed ludźmi. Jest to też klasyczna dystopia.
W artykule pojawią się spoilery dotyczące powyższych filmów, seriali i książek.
Niełatwo jest jednoznacznie sklasyfikować świat powstały w tej produkcji. Z jednej strony Libria jest antyutopią, gdyż świadome zabijanie emocji i zakaz poszerzania horyzontów miał na celu zapewnienie bezpieczeństwa i zakończenie wojen, przynajmniej w oficjalnej propagandzie. Inaczej patrząc to dystopia, ponieważ ograniczanie wolności, czytania literatury i wpajanie właściwych zachowań występowało i jest aktualnie obecne na świecie. Przykładem są dawne ustroje totalitarne, religie czy aktualne Chiny (ostatnio ograniczono sprzedaż Biblii ze względu na wrastającą konwersję na chrześcijaństwo). Pomijam tutaj sceny akcji, które nieraz są totalnie absurdalne i Matrix się przy nich chowa. Ważniejsza dla mnie jest przede wszystkim pierwsza godzina filmu i przemiany bohatera, jego bunt i wyzwolenie się natury ludzkiej, głęboko tłumionej. John Preston (Christian Bale) jest nam w końcu przedstawiony jako wysokiej rangi kleryk i główny orędownik nowego porządku.
Trafionym nawiązaniem do Fahrenheit 451 jest początkowa scena, gdy Bale pali książki znajdujące się pod podłogą. Warto wspomnieć, że tytułowe 451 stopni to temperatura, w której pali się papier. Oba dzieła są całkiem zbliżone, pokazują pierwsze chwile zawahania i cały proces zmian wewnętrznych bohaterów. W filmie punkt krytyczny to rozmowa Prestona z towarzyszem i jego zabójstwo (biedny Sean Bean, jak zwykle). Zachowanie Partridge’a wzbudziło wątpliwości u Johna, bo jak kleryk mógłby się buntować? To skłoniło go do zaprzestania wstrzykiwania w siebie blokującej emocje substancji. Ważne jest pokazanie roli kobiety, najpierw żony, a po jej śmierci ukochanej Mary (Emily Watson). Szkoda, że ten wątek nie został bardziej rozwinięty. W książce natomiast już na pierwszych stronach pojawia się postać Clarisse. Pyta ona protagonistę, Montaga, czy jest szczęśliwy. Tak proste słowa wprowadziły bohatera na ścieżkę, na której, tak samo jak Preston, odkrywa i próbuje zrozumieć swoje emocje. Stopniowo również przywiązuje się do kobiety.
Moim zdaniem Bale fantastycznie zagrał w tym filmie, jego twarz nie okazywała prawie żadnych uczuć, a było to wskazane. Nawiązując jeszcze do samego systemu Librii – inwigilacja i propaganda działały na taką skalę, że syn donosił na matkę, a przyjaciel na przyjaciela. Relacje były czysto pragmatyczne. Brakowało mi trochę przedstawienia stricte racjonalnego działania, chociaż to doprowadziłoby najprawdopodobniej do masowych mordów. Postać ojca to ewidentne nawiązanie do kultu jednostki w historii. Ukazany jako nauczyciel i przewodnik, dbający o rozwój od małego. W tej wizji najbardziej niepokoi mnie to, że miała już częściowe zastosowanie w przeszłości, mimo że nie aż tak dokładne (pewnie ze względu na technologię). Swoją drogą, niedawno premierę miała nowa ekranizacja książki.
Również adaptacja, niczym poprzedni tytuł. Tym razem pierwowzorem był utwór Margaret Atwood o tym samym tytule. Jak na razie widziałem tylko pierwszy sezon i muszę nadrobić drugi, biada mi. Przy okazji dziękuję Kasi za odświeżenie mojej pamięci artykułem. Najciekawsze, co zapadło mi w pamięci, jest to, jak została przedstawiona dystopia. Fanatyzm religijny i wprowadzenie fundamentalizmu nie odbyły się nagle. Był to powolny proces, na który przyzwolenie dało społeczeństwo, głównie swoją obojętnością. Zanik praw kobiet rozpoczął się od takich pierdół jak likwidacja korzystania przez panie z kont bankowych. Co prawda odbywały się protesty, ale nie wniosły one żadnych zmian (a raczej nie zatrzymały zmian).
Zagłębmy się w skrajność systemu, jaki powstał. Kobieta-przedmiot, traktowana jedynie jako dojna krowa, o ile jest płodna. Tytułowe podręczne nie miały właściwie praw, były zależne od swoich właścicieli. Musiały porzucić wszelkie plany na przyszłość, a także swoją przeszłość. Jednakowe zwyczaje, jednakowy ubiór podręcznych, dam i mężczyzn, jedna religia. Klasyczna dystopia, w której pojedyncza osoba nie ma nic do powiedzenia. Tutaj również, tak samo jak w Equilibrium, widzimy świat z perspektywy jednostki będącej częścią systemu. Podobnie olbrzymią rolę odgrywa indoktrynacja ludności. Offred (Elisabeth Moss) jako podręczna buntuje się wewnętrznie, często komentuje w głowie wszelkie zachowania, które z punktu widzenia moralności, nauczonej w przeszłości, są idiotyczne. Rytuał poczęcia dziecka w tym serialu to paradoksalnie łamanie fundamentalnych, konserwatywnych zasad, ale po prostu ta religia jest trochę inna. Jednocześnie ma wiele wspólnego ze znanymi nam wierzeniami.
Interesujące jest stopniowe wyłamywanie się komendanta Waterforda (Joseph Fiennes) z panujących reguł. Przejawia się to chociażby zapraszaniem Offred wieczorami do siebie. Daje nam to do zrozumienia, że żaden system nie jest w stanie podporządkować w stu procentach każdej osoby. Jestem sceptycznie nastawiony do religii jako spoiwa społeczeństwa. W historii niejednokrotnie była wykorzystywana sprzecznie ze swoimi założeniami (patrz krucjaty, kolonizacja itd.). Odgrywa ona istotną rolę dla ludzi, potrafi łączyć, ale jej moc dzielenia jest równie silna. Miejmy nadzieję, że będzie to jak najrzadszy pretekst do okrutnych zmian.