Legendy X-Men: Jim Lee – recenzja komiksu

Zanim nadeszła moda na masowe ekranizacje historii z superbohaterami, to animacje kradły rzesze fanowskich dusz. Hity lat 90., takiej jak Batman: The Animated Series czy Spider-Man: The Animated Series to tytuły dziś już legendarne, ale to nie one mną zawładnęły. Serial X-Men tworzony w latach 1992-1997 sprawił, że grupa Xaviera do dziś wywyższana jest przeze mnie ponad wszystkie inne, ale jak dotąd ciężko było znaleźć na rynku komiks będący jej najbardziej namacalną inspiracją. Aż nie pojawił się album Legendy X-Men: Jim Lee, kolejny dowód na to, że Mucha Comics kocha czytelnika.

Strona komiksu Legendy X-Men: Jim Lee

Asteroida M to niegdysiejsza kosmiczna skała orbitująca wokół Ziemi, w której Magneto za swoich czasów terrorystycznych urządził jaskinię zbójów. Teraz jej druga odsłona spędza sen z powiek światowym mocarstwom, bo krąży sobie nad ich głowami i choć Magnus porzucił rzekomo swe destrukcyjne ciągoty, to nadal jest elementem wywrotowym w powszechnej świadomości. To prawdziwie wybuchowa historia Chrisa Claremonta i Jima Lee, w sam raz na początek doskonałego albumu. A dalej jest równie dobrze.

Zza grobu powraca niejaki Omega Red, pojawiają się Sabretooth i Maverick, a nowym członkiem grupy staje się Bishop. Pośród tego wszystkiego dostajemy swobodniejsze momenty „z życia” drużyny, gdzie co prawda próżno szukać głębi, ale jest spora obyczajowa dynamika, troszkę romantycznych niejednoznaczności, odrobina samczych przepychanek i ciętych dialogów. Pojawia się też cameo bohatera, którego solowy album ukazał się całkiem niedawno na naszym rynku.

Strona komiksu Legendy X-Men: Jim Lee

Na łamach Legendy X-Men: Jim Lee swój występ zalicza bowiem Ghost Rider/Danny Ketch. Duch Zemsty tamtej epoki nieźle dogaduje się z X-Men, choć prace Rona Wagnera nie powalają jak te Jima Lee. Herosi stają naprzeciwko zagrożenia ze strony Brood, a w tle grają nowoorleańskie rytmy Mardi Gras. Jest nawet trochę horroru, ale x-menowa akcja przysłania demoniczne wątki, czego wcale nie uważam za wadę. Jim Lee i Howard Mackie w tym wątku pokazują, jaką moc miał ówczesny komiks superbohaterski. Jedyną wadą jest drobna fabularna luka w losie Ghost Ridera, która może kiedyś zostanie jakoś załatana…

Nie okłamujmy się – motorem napędowym tego komiksu jest Jim Lee. Zarówno w sferze scenariusza, jak i ilustracji. Przede wszystkim ilustracji. Legendy X-Men: Jim Lee to prawdziwy popis autora. Jak rekord dla sportowca albo najlepsza płyta dla muzyka. Niby mamy całą barwność przełomu lat 80. i 90., ale jest też wiele ponad to. Lee popisuje się podczas ukazywania Magneto, ale też sprawia, że X-Men prezentują się bodaj najbardziej heroicznie w całej swej historii. Kieszonki Cyclopsa, dumna biel Storm czy gogle Jubilee. Ma to w sobie jakiś kontrkulturowy smaczek. Podstawą wyglądu mutantów jest tu jednak tężyzna fizyczna. Panowie są idealnie umięśnieni, a panie zawstydzają formą topowe modelki. Trochę w tym eskapizmu i Lee niemal popada w kicz ówczesnej epoki, ale po tym poznać mistrza, że potrafi trzymać się krawędzi.

Strona komiksu Legendy X-Men: Jim Lee

Ale sylwetki bohaterów to nie wszystko, co oferuje Jim Lee. Przede wszystkim wszelki ruch w jego wykonaniu to komiksowa perfekcja. Komiksowa, bo po dziełach z X-Men tamtej ery nie oczekuje się subtelnych, delikatnych kadrów, a akcji rodem z wysokobudżetowego filmu. Logan tłucze się z Omega Redem, X-Men toczą boje w show Mojo i nawet sny Moiry czy epizodyczne występy Dazzler robią wrażenie. Powtórzę – to Jim Lee w szczycie swej formy i należy szanować wydawcę za przywilej oglądania jego prac.

Legendy X-Men: Jim Lee to może nie najlepszy album z mutantami, jaki miałem okazję czytać. Nie jest też najbardziej ambitny ani najważniejszy w ich historii. Ale za to najfajniejszy. Sprawiający najwięcej radochy, nie tylko takiej sentymentalnej, budzącej dziecięcego ducha. Jim Lee i pozostali autorzy tworzą mocno podkręcony akcją scenariusz, gdzie momentami czytelnikowi brakuje tchu, ale wszystko jest dobrze rozpisane i nie znajdziecie tu komiksowych głupotek rówieśniczych komiksów. Po niniejszym komiksie i Erze Apocalypse’a liczę na pojawienie się Onslaughta, bo to kolejna luka na naszym rynku komiksów Marvela, a Mucha Comics to wydawca, który udowodnił, że jest najlepszy w ich uzupełnianiu…


Okładka komiksu Legendy X-Men: Jim Lee

Tytuł oryginalny: X-Men Vol.2 #1-11, Ghost Rider Vol.3 #26-27
Scenariusz: Chris Claremont, John Byrne, Scott Lobdell, Jim Lee, Howard Mackie
Rysunki: Jim Lee, Ron Wagner
Tłumaczenie: Dominik Szcześniak, Jakub Jankowski, Michał Toński, Arek Wróblewski
Wydawca: Mucha Comics 2023
Liczba stron: 340
Ocena: 90/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?