Naprawdę mile wspominam „siódemkę”. Co więcej, do dziś zdarza mi się ją ogrywać u boku znajomych. Jeżeli jednak miałbym wystosować jakieś zarzuty, zapewne wśród nich znalazłoby się Story Mode. Nie oczekiwałem oczywiście żadnych fajerwerków, ale minimalny poziom byłby jednak nie od rzeczy. Da się bowiem w tym gatunku utkać coś, co jako tako angażuje, a świetnie demonstrują to kolejne części Mortal Kombat. Tymczasem ostatnio Bandai Namco dało nam historyjkę „na autopilocie” z zaledwie kilkoma ciekawszymi sekwencjami. Dlatego też bardziej byłem zainteresowany efektów zawieruchy z końcówki Tekken 7.
Już po tych czterech pierwszych rozdziałach mogę powiedzieć, że jest całkiem dobrze. Zaczynamy od mocnego uderzenia – i to w dosłownym tego słowa znaczeniu – gdzie powracający na dobre Jin Kazama dostanie parę lekcji. Jest dynamicznie i intrygująco, bo w dramatycznych okolicznościach rozpoczyna się nowy turniej (i to o jaką stawkę!), a poza znanymi twarzami pojawia się też nieco nowych. Dwie szczególnie mogą ciekawić: tajemnicza Reina, zaskakująco potężna młoda dziewczyna, której styl walki mocno przypomina pewnego weterana serii, oraz Victor Chevalier – twórca jednostki Raven, a wciela się w niego sam Vincent Cassel. Po wstępnych rundach czekam na więcej w okolicach premiery.
Ale udało mi się także pograć w inne tryby. Arcade Quest to taka osobliwa, nawołująca do nostalgii rozgrywka, gdzie tworzymy postać, idziemy do salonu gier i wyzywamy kolejnych graczy do pojedynków przy staroszkolnych automatach. Nie powiem, żeby sam ten koncept mnie jakoś niesamowicie wciągnął, ale przez wzgląd na dawne czasy – gdy samemu walczyło się na blaszakach – to było całkiem przyjemne. Bardzo miły był również powrót Tekken Ball, gdzie nawalamy się za pomocą piłki plażowej na piaszczystej plaży. Co się tyczy samej rozgrywki, walki na PS5 w żaden sposób nie traciły płynności, więc poza pewnymi problemami z audio (które równie dobrze mogły być kłopotem tylko na owym pokazie) wszystko było w porządku. Dostępne postacie, z Brianem i Leroyem na czele, także także zaliczają udany powrót, a mechanika gameplayu ulega pewnym zmianom. Postawiono na ofensywę. Heat System można uruchamiać raz na rundę i wydłużać w przypadku skutecznej i agresywnej walki. Jak dotąd bawiłem się przy tym całkiem dobrze – także w walce z żywym przeciwnikiem.
Podsumowując, Tekken 8 prezentuje się bardzo dobrze, do znanej z poprzedniej odsłony rozgrywki wprowadzając kilka obiecujących niespodzianek. Nie mogę się doczekać, gdy stanę do kultowego turnieju już we właściwej wersji gry na początku przyszłego roku.