Wydawnictwo Egmont w ramach Marvel NOW! wydało trzy serie związane z Avengers. Dwie z nich, Avengers i New Avengers autorstwa Jonathana Hickmana, są ze sobą ściśle powiązane, choćby eventem Nieskończoność. Cykl Ricka Remendera Uncanny Avengers odchodzi od tradycyjnego składu Mścicieli i skupia się na Drużynie Jedności – zespole łączącym na nowo nielubianych mutantów z ciągle uwielbianymi weteranami fachu superbohaterskiego. Idea i pomysł słuszny, ale z jego prowadzeniem bywało różnie. Remender to ambitny twórca, mający jednak skłonność do pompatyczności, mnożenia wątków i gubienia się w nich, a ta właśnie seria jest tego najlepszym przykładem. Mimo to czwarty tom nastroił mnie dość pozytywnie. Autor wyszedł obronną ręką z zagmatwanej fabuły z udziałem Kanga Zdobywcy, którego sama obecność komplikuje scenariusz, a konsekwencje odłożonych na chwilę wydarzeń wydawały się iść w obiecującym kierunku. Jak jest w piątym tomie, będącym zarazem zapowiedzią kolejnego crossoveru?
Po zniwelowaniu zagrożenia ze strony Bliźniąt Apokalipsy i Kanga, zespół pod wodzą Alexa Summersa nie ma ani chwili na odreagowanie traumatycznych wydarzeń. Oto bowiem okazuje się, że może i nagięta rzeczywistość wróciła względnie do normy, lecz pamięć o jej skrzywionej wersji pozostała. Dotyczy to zwłaszcza nieistniejącej córki Havoka i Wasp. Sam wątek jest nieco wzorowany na motywie z Upadku Avengers, gdzie to Scarlet Witch nie mogła pogodzić się z utratą swej dziatwy. Konsekwencje były wówczas ogromne, ale tym razem na horyzoncie, zamiast niestabilnej matki, majaczy ktoś o wiele groźniejszy.
Sama okładka wskazuje, iż Red Skull wraca do gry. Nigdy nie potrafiłem przekonać się do tego klasycznego superłotra Marvela. Lekki nazistowski smrodek, przerysowany wygląd i brak prawdziwej charyzmy, którą zastąpiła psychopatyczna bezwzględność i teutońsko- pruski ordnung. I o ile te wszystkie cechy mogłyby stworzyć doskonały czarny charakter, o tyle tylko nieliczne epizody z jego udziałem sprawiały, że patrzyłem na niego przychylniej. Preludium do Axis zdecydowanie jednak takim epizodem nie jest. Herr Schmidt wraca do tego, co w nim najgorsze – złowieszczych planów zniszczenia, teatralnego zachowania i czynienia zła na miarę łotrów z lat 60. Planowaną zagładę mutantów można ambitnie podciągnąć pod holocaust, a obecność Magneto, jako jego głównego oponenta, wręcz otwarcie to deklaruje. A co z Kapitanem Ameryką, będącym najskuteczniejszym blokerem chorych ambicji Red Skulla? Piąty tom Uncanny Avengers jest pierwszym komiksem wydanym w Polsce, w którym mamy okazję zobaczyć go po tym, jak gwałtownie zaczął się starzeć, a tym samym zmuszony był porzucić tarczę i tytuł na rzecz Falcona.
Warta uwagi jest za to postać Mistrza Magnetyzmu. Postać ta przez lata swej kariery znacznie wyewoluowała – od standardowego złoczyńcy w stylu oldschoolowych komiksów, pragnącego jedynie supremacji gatunku homo superior, do świadomego obrońcy i jednego z liderów własnej rasy. Jego przeszłość związana z obozami zagłady, co silnie odcisnęło na nim piętno, została podkreślona w miniserii Magneto: Testament. Niegdysiejszemu wrogowi X-Men przychodzi ponownie zmierzyć się z koszmarami przeszłości, choć i teraźniejszość solidnie daje mu w kość. Jak jesteśmy już w temacie Magneto – pojawia się tu niezbyt istotna dla ogółu fabuły, ale rażąca logikę niespójność fabularna, zapewne spowodowana tym, że to samo wydarzenie miało miejsce w dwóch różnych seriach. Nie będzie chyba zbytnim spoilerem, jeśli powiem, że Magneto został schwytany przez siły Skulla i jak nakazuje logika wszelkiej maści produkcji gdzie stawia się na akcję- zostaje z niej uwolniony. Sęk w tym, że na dwa różne sposoby, które różnią się na tyle, że mogą budzić nieprzyjemny dysonans.
Istnieją rysownicy, których styl nie jest doskonały, ale przez swoją charakterystyczność uwielbiany przez większość fanów. Niestety – nie jest tak w przypadku zespołu odpowiadającego za tę historię. Haniebnie przoduje tu Sanford Greene, którego rysunki byłyby całkiem znośne, gdyby nie kolory Deana White’a, dolewającego paliwa pod dość łatwopalny materiał. Widać to już na wstępie – zaczerwienione facjaty nie przypominają szlachetnych superbohaterskich lic, a raczej mordy osobników raczących się winem owocowym. Mam dużą tolerancję do nieco mniej udanie dobranych barw, ale tu znajduje się właśnie moja granica. Album ten składa się z zeszytów kilku serii, wśród których znalazło się miejsce na solową serię poświęconą Magneto i to właśnie tu jest nieco lepiej. Gabriel Hernandez-Walta budzi moje mieszane uczucia – z jednej strony czegoś mi brakuje i wszystko wydaje się niepełne, z drugiej – sceny z telepatycznym tornadem, jakie funduje bohaterowi Skull, są naprawdę niezłe.
Ciekawym wypadem poza główny wątek jest historia z Annual #1. W zeszycie tym spotkać możemy nie tylko magiczną grupę pod przewodnictwem Doktora Strange’a, między innymi z Blade’em i Sataną w składzie, ale i wariację na temat licealnej wersji Drużyny Jedności. Po całym chaosie i dość mrocznym klimacie tytułowej historii, jest to opowieść wspaniała i na dodatek z dużą dozą humoru. Pokazanie również magicznej strony Marvela jest ciekawe szczególnie dla tych, którzy mają dość dobrych i światłych superbohaterów. Historia nie jest ambitna, ale jako lekki dodatek spełnia swoją funkcję bardzo dobrze. Zdecydowanie też góruje wizualnie rysunkami Paula Renauda, który świetnie oddał mrok postaci z cienia, a projekt szkolnych Avengers to dość ciekawa wariacja.
Preludium do Axis nie jest tym, czego oczekiwałem, a samo wydarzenie, do którego zmierza, może przez to budzić pewne obawy. Może to moja niechęć do Red Skulla, może fatalna strona graficzna, ale spośród styczniowych premier z Marvel NOW! odsyłam raczej do Moon Knighta i Spider-Mana 2099. Pozostaje mi czekać na Axis i na to, jak zostanie rozwiązana kwestia Herr Shmidta w nowej, jeszcze groźniejszej postaci.
Tytuł oryginalny: Uncanny Avengers Volume 5: Axis Prelude
Scenariusz: Rick Remender, Cullen Bunn
Rysunki: Salvador Larroca, Gabriel Hernandez-Walta, Daniel Acuna, Sanford Greene, Paul Renaud
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 144
Ocena: 65/100