Historia następująca po Chronos została wydana w sierpniu zeszłego roku. Tytuł pojawił się na PC, konsolach PlayStation 4 oraz Xbox One . Zyskał on sporą popularność i otrzymywał wysokie noty w recenzjach. Analizując nazwę tej części, a w zasadzie jej tłumaczenie, które brzmi Pozostałość: Z popiołu możemy zauważyć ciekawy zabieg autorów. Chronos w swoim podtytule zawiera w wolnym tłumaczeniu stwierdzenie Przed popiołami. Sugeruje to więc jasną zależność ciągu fabularnego. Miałem okazję ocenić ją na konsoli PlayStation 4.
Pierwsze chwile gry przedstawiają nam grupę młodych słuchaczy oraz straszą kobietę, która wygłasza im opowieść o dziejach krainy w której żyją. W pewnym momencie zwraca się bezpośrednio do nas, podkreślając dobitnie, że musimy użyć kamienia, swego rodzaju teleportu, który przeniesie nas do świata, w którym żyje prastary smok. Musi zostać zgładzony, gdyż zagraża ludzkości. Chciałoby się rzec klaaaaaasyka! Chwilę później jednak nasz bohater widziany zza pleców, z perspektywy trzeciej osoby (TTP), ubrany w strój rodem ze średniowiecza zostaje wyrzucony z portalu do jaskini wewnątrz klifu. Wyposażeni w drewnianą tarczę, miecz oraz plecak możemy rozpocząć swoja przygodę. Nie znając historii tej gry, jej poprzednika (a w zasadzie kontynuacji), można doświadczyć minimalnego zdziwienia. Jedna z pierwszych lokacji to budowla wewnątrz wzgórza na wybrzeżu, która przypomina bunkier lub dobrze zabezpieczone laboratorium. Znajduje się w niej mnóstwo elektroniki, sprzętów oraz windy i automatyczne drzwi. Dlaczego młody chłopak o wyglądzie i osprzęcie giermka kręci się po przynajmniej XX-wiecznym gmachu? Tego możemy się dowiedzieć podczas podróży w Chronos: Before the Ashes.
Mechanika polega na banalnym, ale mimo wszystko ciekawym sposobie walki z przeciwnikami. Każdy oponent ma sprecyzowany atak, wykonany w konkretnej i bardzo klarownej sekwencji. Naszym zdaniem jest ją rozpoznać, dostosować do niej swoją strategię i nie dać się zabić. Nie ma tym nic odkrywczego, nie mniej jednak przypomina to odrobinę grę turową, a bezdyskusyjnie jest pełnokrwistym RPGiem. Poza wspominanymi potyczkami mamy oczywiście za zadanie przemieszczać się po lokacjach i rozwiązywać łamigłówki w celu odblokowania kolejnych poziomów. Ostatnim aspektem jest wyszukiwanie i zbieranie przedmiotów, które są niezbędne do rozwikłania wspominanych zagadek. Zdecydowanie jest to element z gier przygodowych, mocno urozmaicający rozgrywkę. Uzbrojeni w taką wiedzę jesteśmy w stanie bacznie śledzić historię.
Bardzo ciężko jest konkurować takiemu tytułowi z ogromnymi, wysokobudżetowymi projektami. Tego typu produkcje zdobywają swoich fanów poprzez chwytliwą i wciągającą historię, prostotę i klarowność, ale również oryginalny klimat. Tego absolutnie nie można odjąć Chronos: Before the Ashes. Polecam założyć słuchawki i zgasić światła. Szum morza, kroki, uderzenia mieczem, dyskretna melodia i brak zbędnych dodatków. Niestety grafika, przynajmniej na konsoli PlayStation 4, psuje nieco odbiór. Wydaje mi się, ze już odrobinę za późno na premiery z taką oprawą. Niemniej jednak to najsłabszy element tej produkcji. Potem jest tylko lepiej. Wielu graczy powie przecież, że tu nie o grafikę chodzi i chętnie przyznam im rację.
Najciekawszym elementem gry jest możliwość przemieszczania się pomiędzy wymiarami czy bardziej – światami, w których napotykamy odmienne zagrożenia i oczywiście doświadczamy dysonansu związanego z różnicą otoczenia. Nie potrafiłem przestać myśleć o tym, że przemieszczam się rycerzykiem po budowli przypominającej nasze czasy. Niemniej jednak bohater pojmował rzeczywistość i wchodził w interakcję ze wszystkim. Bez wahania więc ruszyłem dalej i dałem się porwać opowieści. Muszę przyznać, że finał był zaskakujący, chociaż z tyłu głowy wciąż pozostawała myśl, że istnieje coś dalej, a ja widziałem to już w jakiejś formie w Remnant: From the Ashes. Nie jest to jednak pierwsza produkcja w historii rynku gier, która zastosowała taki zabieg. Koniec końców to co pokazuje ostatnia scena jest wystarczającą satysfakcją, by nie żałować tej kilku godzinnej przygody. Czasami odczuwałem toporność i niezbyt obszerne działania NPC’ów na mojego gracza. Nie mniej jednak szedłem dalej i w sumie nie miałem ochoty robić przerwy.
Okazuje się, że nie trzeba tworzyć gier o budżecie rodem z Hollywood. Nie ma konieczności starać się tak bardzo, że jesteśmy zmuszeni przestawiać datę premiery po trzykroć. Wystarczy trochę techniki, sporo klimatu, odrobinę przymrużone oczy i oto jest Chronos: Before the Ashes. Niestety taka produkcja nigdy nie stworzy rewolucji. Nie zbierze rzeszy fanów. Nie zapisze się jako coś niepowtarzalnego w historii rynku gier. Wydaje mi się jednak, że Gunfire Games nie próbowało w tym przypadku nawet myśleć o takim scenariuszu. W efekcie dostaliśmy tytuł, który na pewno warto sprawdzić. Może się jednak okazać nudny, gdyż taka prostota nie niesie ze sobą, w oczywisty sposób, innowacyjności.
Ilustracja wprowadzenia: materiały promocyjne