12 Października 2002 roku. Eliminacje do Mistrzostw Europy w piłce nożnej. Polska gra na własnym stadionie, przy dopingujących kibicach, z Łotwą, uważaną w tamtym czasie za podrzędnego rywala. W 30 minucie Juris Laizans otrzymuje piłkę około 40 metra przed naszą bramką. Kompletnie odpuszczone krycie przez dwóch Mariuszów, Kukiełkę i Lewandowskiego, powoduje, że podbiega do pola karnego i strzela nad rękami próbującego rozpaczliwie interweniować Jerzego Dudka. Ówczesny trener Zbigniew Boniek przeklina pod nosem, a wynik już się nie zmienia. Przegrywamy 0:1. Dlaczego o tym wspominam? Bo znowu dostaliśmy w… od Łotyszy.
Za reżyserię Swingersów odpowiada bowiem Andrejs Ekis. Łotewski reżyser znalazł wspaniały sposób na zarabianie pieniędzy. Oto w 2016 roku zrealizował w rodzimym kraju pikantną komedię skupiającą się na zamianie partnerów łóżkowych i satyrycznym podejściu do relacji damsko-męskich. Zakładam, że produkcja odniosła sukces, bo od tegu czasu Ekis rozpoczął tournée po Europie, kręcąc kolejne wersje swojego filmu w innych krajach. Estonia, Ukraina, Norwegia, a teraz próbuje podbić Polskę. Łotewski potop – reżyser wraz z ekipą nadjeżdża, aby zadać polskiemu narodowi druzgocące, komediowe ciosy. Nie podniesiemy się tak jak reprezentacja Polski po golu Laizansa w eliminacjach do Mistrzostw Europy.
Film składa się tak naprawdę z dwóch oddzielnych historii, które niezbyt dobrze się ze sobą łączą. Postać Cezarego grana przez Oświecińskiego pojawia się mniej więcej w połowie filmu. Zupełnie psuje wcześniej jeszcze całkiem znośny wątek Sylwii (Barbara Kurdej-Szatan) i Bartka (Antoni Królikowski). Dwójka bohaterów poznaje się bowiem w nietypowych okolicznościach na balkonie, a kolejne wydarzenia opierają się na humorze sytuacyjnym i zestawieniu ze sobą przeciwstawnych charakterów. Niestety gdy na ekranie pojawia się Oświeciński, film zamienia się w kabaret, również z powodu jego wątpliwych umiejętności aktorskich. Niezależnie od tego rozgrywa się inny wątek spotkania dwóch zupełnie inaczej sytuowanych finansowo par (Koterski, Liszowska, Czeczot i Ostrowska). Nie będę wchodził w fabularne zawiłości, więc w skrócie nie wszyscy z nich będą przekonani co do tytułowej zamiany partnerów.
Kolejne żarty wystrzeliwane są z szybkością karabinu maszynowego i część z nich nawet trafia do celu. Gorzej z tymi, które są na poziomie najgorszych polskich kabaretów, a jest ich zdecydowanie więcej. Trzeba przygotować się na bardzo dużo przekręcania imion oraz Michała Koterskiego grającego jakby to wciąż był jego show wyświetlany wiele lat temu na antenie Polsatu. Najwięcej humoru ma wynikać ze zderzenia warstw społecznych, choć nikt nie wysila się tu na cokolwiek błyskotliwego. Żarty z meblościanek i pochodzenia z Radomia są już znacznie po terminie ważności. A do udanej satyry ze świata celebrytów nie wystarczy ciągłe pstrykanie zdjęć i gadanie o followersach. Najbardziej jednak skręcało mnie w środku podczas oglądania sceny łóżkowej, gdy ma być zabawnie, kiedy kobieta mówi nie, a mężczyzna to ignoruje.
Cokolwiek by o Swingersach nie mówić, to na pewno nie można narzekać na nudę podczas seansu. Nie wszystko jest tutaj przewidywalne od samego początku. Twórcy przygotowali kilka zwrotów akcji zmieniających sytuację. Cała historia ma jakąś swoją wewnętrzną logikę i skupia się głównie na interakcji ludzi zamkniętych na małej przestrzeni. Skojarzenia z Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie jak najbardziej na miejscu, ponieważ obok humoru znajdzie się również odrobina goryczy. Zakończenie, podobnie jak tam, ma na celu bardziej wywołanie refleksji niż rozbawienie widza. Szkoda tylko, że jakość nieporównywalnie gorsza. Zaskakujące są wybory muzyczne – film zaczyna się od kompozycji Richarda Straussa, tej samej, która rozpoczynała 2001: Odyseja kosmiczna Stanleya Kubricka. Epicka muzyka, a na ekranie oglądamy Koterskiego oznajmiającego na balkonie, że wygrzmoci wszystkich. Poza tym, w kluczowej scenie romantycznej, pojawia się nagle utwór brzmiący jak kompozycja Ennio Morricone do któregoś z włoskich westernów.
Swingersi są jak ten podpity, rzucający niewybrednymi żartami wujek na rodzinnym weselu. Mamy do niego pewną dozę sympatii, dopóki nie zacznie klepać ludzi po tyłku i nie zaśnie z głową w sałatce jarzynowej. A omawiana komedia niestety w wielu momentach przekracza granice żenady. Także gdyby tylko produkcja Ekisa bardziej przypominała film, a nie zbiór przeciętnych skeczy z kabaretu, to kto wie, może wtedy mógłbym nawet ją pozytywnie ocenić.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Byłam na Swingersach w sobotę i powiem tak, ten film świetnie mi zrobił po całym tygodniu zsuwania jak wół 😛 Potrzebowałam sie rozerwać, pośmiać 😀 Moim zdaniem Oświęcimski słodki 😛 Bardzo dobra gra Ostrowskiej a Koterskiego bardzo lubię więc złego słowa nie powiem 😀
Właśnie… muzyka. Co to za piosenka na prawie samym końcu, podczas rozstania?
John Coggins – Crazy for you
Też tego szukałem 😉
Dziękuję <3 Piękna jest 😀
A jakie jeszcze byly piosenki?
Nie moge znaleźć jednej
Jaka to byla piosenka w 1 połowie filmu??
Nie moge znaleźć
Z którego momentu?
Juh