Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy – recenzja

Konrad Stawiński, 14 stycznia 2016

Czarne chmury

Tworząc Excentryków, czyli po słonecznej stronie ulicy Majewski miał szczytne intencje. Chciał przecież stworzyć gatunkowe kino rozrywkowe. Co więcej zrobił film muzyczny, którego w polskim kinie jest jak na lekarstwo. Miało być lekko, zabawnie i słonecznie, a okazało się, że jeszcze nie wszystkie czarne chmury rozpierzchły się nad polskim kinem.

Majewski zawsze lubował się w historiach osadzonych w przeszłości, korzystał z kina gatunkowego i opowiadał z dużą dozą humoru. Nie ważne czy to był okres I Wojny Światowej, międzywojnia, okupacji hitlerowskiej czy wczesnego PRL-u, to zawsze potwierdzał, że potrafi w wyborny sposób odtworzyć klimat zamierzchłych czasów. Potwierdzi to każdy kto widział C.K Dezerterów, Zaklęte Rewiry czy Sprawę Gorgonowej. W Excentrykach, podobnie jak w swoim ostatnim filmie Małej maturze, reżyser wraca do lat swojej młodości.  Niestety w przeciwieństwie do wyżej wymienionych filmów historia Fabiana, który powraca z Anglii do Polski i postanawia założyć jazzowy big band cierpi na bylejakość. Fabuła jest bardzo prosta, a dolepiony na siłę wątek szpiegowski uszyto grubymi nićmi. Postaci ze sobą nie rozmawiają, a wygłaszają głównie życiowe credo.

excentrycy fot M.Makowski WFDiF 0992 e1452790252440

Sentymentalna historią jaką są Excentrycy aż prosi się o fetyszyzację stylistyki retro. Jest w zwiastunie filmu kilka scen, po których można spodziewać się odtworzenia klimatu rodem ze starego Hollywood. Początek filmu wyjęty żywcem z kina noir, czyli przyjazd pociągu, okazuje się jednak jednym z niewielu wyjątków. Oczywiście zadbano o odpowiednie kostiumy, fryzury czy scenografię, lecz typowy dla polskich produkcji sprzed dekady bezstylowy sposób filmowania nie potrafi wciągnąć nas w realia Polski wczesnego Gomułki.

Excentrycy są niespotykaną w polskich warunkach komedią muzyczną. Zdarzają się w filmie celne żarty, lecz przeważa humor świntuszącego staruszka, a więc rubaszny i mało wyszukany. Opiera się on głównie o sypanie przekleństwami, demaskowanie gejów wśród polskich artystów czy burleskowe wizje kobiecej nagości. Film pretenduje również do miana filmu muzycznego, w końcu fabuła to klasyczne formowanie zespołu, sukces i jego upadek. O ile jednak przeboje cieszą ucho, a stopy mimowolnie wystukują rytm, tak samo przedstawienie koncertów potrafi skutecznie neutralizować pozytywne odczucia płynące z dźwięku. Jazz przecież kojarzy się z luzem i improwizacją. Film zaś jest jego przeciwieństwem. Nikt nie wymaga od razu drugiego Whiplash, ale cóż poradzić, gdy jest drętwo i bez energii.

excentrycy fot M.Makowski WFDiF 3867 e1452789987282

Mało przekonywująco wypadają także aktorzy. Stuhr jest nijaki, Pszoniak kreuje postać przerysowanego kosmity, a reszta zespołu jakoś specjalnie się nie angażuje, by odcisnąć swoje piętno. Wśród aktorek występuje większa sinusoida ocen. Dymna popisuje się szarżując w roli zgryźliwej i zgorzkniałej gospodyni pensjonatu, Bohosiewicz kolejny raz gra zmęczoną życiem kobietę, najgorzej zaś wypada Rybicka. Utalentowana aktorka kompletnie nie czuje konstrukcji femme fatale, a ocenę jej występu najlepiej oddaje drugi człon tego pochodzącego z języka francuskiego zwrotu.

Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy to przykład filmu, który znajduje się po tej pochmurnej stronie polskiego kina. Reżysersko stetryczałego i bezradnego. Wizualnie prezentującego się jakby przeleżał długi czas w zakurzonej piwnicy. Cóż, z seansu zadowoleni wyjdą fani dowcipu podpitego wujka Henia na weselu, no i może fani jazzu, ale im film do słuchania muzyki raczej nie jest potrzebny.

Ilustracja: materiały prasowe

 

Konrad Stawiński Zastępca redaktora naczelnego

Kontakt: [email protected] Twitter: @KonStar18

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *