Sprowadza się to do dużej i nieokiełznanej wcześniej tajemnicy głównej bohaterki, która objawia się w momentach, w których nie może ona okiełznać swojej emocji. Mała Mei staje się pod wpływem uczuć dużo większa i nie wygląda już jak dziewczynka, staje się pandą rudą. Dużym, choć wyglądającym na przyjazne to niezbyt zadbanym zwierzęciem. Rodzice o tym wiedzą, jednak do zobaczenia jak działa w praktyce, ukrywają to przed córką, co powoduje pierwsze kwasy. A potem będzie już tylko gorzej.
Bo Mei ma do przepracowania relacje ze swoją matką, która przelewa na nią wiele traum i wątpliwości własnego dzieciństwa. Będzie oczywiście jeszcze babcia, z relacją przeniesioną prawie 1:1, która przystawi lustro, na którym pchana cały czas w kompleksy córka znakomicie się odbija. Obydwie wspomniane Panie są do życia trudne, dlatego też znakomicie byłoby, gdyby animacja lepiej opisała męski punkt widzenia. Nie jest to uwaga jakoś specjalnie szowinistyczna, po prostu historii ojca nieco brakuje, żeby dopełnić zrozumienie tego, co dzieje się w domu.
Na szczęście poza rodziną, Mei ma również przyjaciółki, u których znajduje oparcie dużo chętnie niż w średnio rozumiejących ją rodzicach. Potrzeby ma z punktu widzenia dorosłego człowieka niewielkie, dzieli je ze współtowarzyszkami niedoli, więc są one o tyle bardziej rozczarowane, jeśli i one odbijają się o nadopiekuńcze ściany. Jako że dziewczęta nie mogą pójść na koncert swojego ulubionego boysbandu, muszą zrobić to incognito, przy okazji najpierw próbując uzbierać na ulgowe. Mając do dyspozycji wielkie włochate żyjątko w jednej z nich, nie powinno to stanowić większego problemu.
Lawina kłamstw i niedomówień zawsze musi jednak iść w jednym kierunku i nie inaczej jest w tym przypadku. Ukrywanie prawdy z jednej strony odbija się tym samym z drugiej, a konflikty, których zażegnanie byłoby możliwe już na etapie większego zrozumienia i zwyczajnej rozmowy, eskalują tak w dosłownej, jak i troszeczkę głębszej treści. Są kanistrem benzyny, do którego w finale wpada zapałka. I choć kończy się to czymś przez filmy superhero sprowadzonego do zakończeniowego mema (bez spoilerów, ale przypomnijcie sobie Avengers), wybrzmiewa na poziomie ludzkich relacji.
Warto też zwrócić uwagę na świat przedstawiony i realizację tego filmu, która, choć ze względu na umiejscowienie historii nie jest tak oryginalna, to ma kilka momentów, które wyglądają na dobrze odrobione zadanie domowe. Świat jest całkiem zwyczajny, co w przeciwieństwie do Onward, w którym z niewiadomych przyczyn bajkowe stworzenia od zawsze mieszkały w niebajkowych domach, stanowi krok do przodu. Do tego świetnie wypada slapstickowy humor, który wynika ze wspomnianego przeciwieństwa. Niezdarność oswajającej się ze swoją pandą dziewczyny jest prawdopodobnie najzabawniejszym elementem filmu.
Oglądając w kinie jeden z ostatnich filmów normalnego świata, Naprzód, stwierdziłem, że kiedy już będę miał dziecko i zrobię mu obowiązkową edukację z Pixara, na wczesnym etapie rozwoju stanie się on jego ulubioną animacją. Potem będzie dorastać do Soul czy Inside out, ale wczesna sympatia powinna pójść w kierunku Janko i Bogdana. Teraz muszę zweryfikować ten pogląd i dodać adnotację, że może to dotyczyć syna. Bo w przypadku dziewczynki, studio dość szybko wypuściło nam niezłego kontrkandydata. A jeśli podstawową rolą animacji jest docieranie do najmłodszych, to trudno mi jest się złościć na filmy tego typu. Nawet jeśli takie Soul jakościowo jest na nieco innej planecie.