Zbuntowani to 8 odcinkowa meksykańska produkcja dla młodzieży, która stanowi reboot popularnego serialu o tym samym tytule. Nowa generacja studentów przybyła do Elity Way School, która pragnie wygrać Bitwę Kapel i powtórzyć sukces słynnego RBD. Oprócz walki o sławę, będą musieli się zmierzyć z typowymi szkolnymi problemami. Wiele wzlotów i upadków, miłosnych rozczarowań oraz uniesień. Do szkoły po raz kolejny wraca tajemnicza Loża, która skutecznie będzie uprzykrzać życie nowym uczniom.
Jak to bywa z meksykańskimi produkcjami, w szczególności obyczajowym, bądź jak idzie w tym przypadku teen dramą, nie można spodziewać się wiele. Jedyną pewną są często naciągane i sztucznie pompowane wątki. Również Zbuntowani nie mogli się bez nich obejść, bo przecież jak to tak, bez wątku, że dwójka bohaterów jest braćmi i o tym nie wiedzą? Serial byłby przecież stracony! Podobnie byłoby z zakazanymi romansami – przecież to takie oczywiste, że syn przyszłej Pani Prezydent może sypiać z każdym, nawet sekretarką szkolną. Przecież nikt się nie domyśli. W niektórych momentach również gra aktorska głównych bohaterów raziła sztucznością.
Jednak poza tym Zbuntowani zaliczają całkiem przyjemny powrót na Netflix. Zdecydowanie widać, że twórcy w dużym stopniu nie odchodzą od pierwowzoru. Mamy wiele nawiązań do RBD – zespoły śpiewają ich największe hity czy sceniczne stroje są wystawione w specjalnym miejscu w szkole, zarażając pierwszorocznych myślą o sławie. Nawet główni bohaterowie starają się nawiązywać zachowaniem jak i sposobem bycia do członków RBD. Wszystko jest całkiem sprawnie wplecione w nową historię, więc fani nowego pokolenia w EWS nie będą musieli się wiele domyślać.
Jedną z wyróżniających postaci zdecydowanie jest MJ (w tej roli Andrea Chapparo). Początkowo nieśmiała, starająca się odnaleźć wśród innych sławniejszych rówieśników, przez akcje serialu się rozwija i wprowadza naprawdę wiele zamieszania w podstawach zespołu Sin Nombre. Kolejną postacią, która nadawała charakteru całej historii był Luka (w tej roli Franco Masini), który bez wątpienie jest jedną z najbardziej barwnych postaci całego serialu.
Najbladziej wypada serialowa Jana w która wciela się Azul Guaita. Jana swoimi problemami i zachowaniem bardziej nawiązuje do serialu Violetta niż do Zbuntowanych. W swoim zachowaniu jest sztuczna i mało przekonująca, a czasami wręcz odnosimy wrażenie przerysowania jej postaci. Dużym problemem serialu Zbuntowani, na pewno jest ilość odcinków. Fabuła porusza kilka ciekawych wątków, które zaczynają interesować ale nie są one rozwijaną, bądź są jedynie bardzo powierzchownie traktowane. 8 odcinków zdecydowanie rozczarowuje i studzi nadzieje na rozwiązanie poruszanych problemów.
Zbuntowani, pomimo kilku utartych schematów to całkiem luźna i przyjemna produkcja. Odrobina Szkoły dla Elity z klimatem oderwanym z Disney Channel daje interesującą mieszankę. Bez wątpienie również, cieszy fakt że twórcy postawili na zupełnie nową historię, nie kontynuując wydarzeń z pierwowzoru. Bohaterowie oddają szacunek bohaterom z pierwszej wersji co zgrabnie jest wpisane w fabułe i na pewno spodoba się fanom produkcji z 2004 roku. Zdecydowanie serial łapiący się pod znak gulity plesure , któremu warto dać szansę.
Ilustracja wprowadzająca: fot. Netflix
Jana Cohen przerysowana? Polecam zobaczyć postać kreowana przez Anahi czy Luisę Lopilato. One to dopiero były przerysowane, manieryczne. Azul z nich trzech gra najbardziej naturalnie i wiarygodnie. W serialu występują nastolatkowie a jak to nastolatkowie są trochę infantylne tak jak ich problemy. Dla mnie jedyny minus to za mało odcinków a co za tym idzie zbyt wiele wątków zostało za szybko poprowadzonych np. loża