Maniac – recenzja miniserialu Netflixa

Zanim jeszcze Maniac zagościł w naszych domach na dobre, w sieci już można było przeczytać jego recenzje. Większość zgodnie twierdziła, że to serial, który wywołuje skrajne emocje. Albo się go kocha, albo nienawidzi. Po takich zapowiedziach spodziewałam się niezwykle kontrowersyjnej produkcji, a dostałam coś (o dziwo) całkiem normalnego. W rękach mniej sprawnego reżysera i przy gorszej obsadzie serial okazałby się pewnie niewypałem. Na szczęście twórcom udało się wyjść obronną ręką, serwując nam kino na wysokim poziomie.

Maniac skupia się w większości na czterech bohaterach. Emma Stone i Jonah Hill grają tutaj dwójkę osób z problemami psychicznymi – Annie Landsberg i Owena Milgrima – które biorą udział w eksperymentalnych badaniach nowego leku. Z kolei Justin Theroux i Sonoya Mizuno wcielają się w dwójkę naukowców — Jamesa Mantleray’a oraz Dr Fujita’e — czuwających nad bezpiecznym przebiegiem eksperymentu. A jest nad czym. Pacjenci muszą zażyć tajemniczy lek i poddać się działaniu fal elektromagnetycznych, które wprowadzają ich w stan hipnozy. Śniąc, przenoszą się w świat wyobraźni, gdzie na nowo będą musieli się zmierzyć ze swoim bolączkami i pokonać je na dobre.

Zobacz również: Stranger Things – recenzja 2. sezonu

Wariat

Fot. Netflix

W ciągu 10 odcinków poznajemy problemy, z jakimi muszą sobie radzić nasi bohaterowie, ich skomplikowane relacje rodzinne, marzenia i nadzieje. Każda z postaci jest na swój sposób intrygująca. Gdy tylko na ekranie pojawia się Emma Stone lub Justin Theroux nie można od nich oderwać oczu. Muszę przyznać, że fragment, gdy James Manrteray przepytywał Annie Landsberg na temat jej doświadczeń z eksperymentu, zrobił na mnie większe wrażenie, niż sceny walki, pojawiające się tutaj dość licznie. Na wielką uwagę zasługują również Sally Field oraz Billy Magnussen. Aktorzy mieli tutaj świetną okazję zaprezentować swój szeroki wachlarz umiejętności, wcielając się w przeróżne postacie. I tak jesteśmy świadkami przeobrażeń Jonaha Hilla w gangstera ze złotymi zębami, znudzonego życiem męża, karcianego oszusta, a nawet jastrzębia. Niestety nie zawsze aktor wypada w swych rolach wiarygodnie. Na szczęście do reszty obsady nie można mieć żadnych zarzutów, gdyż są wprost genialni.

Zobacz również: Future man – recenzja serialu parodiującego filmy sci-fi

Nic tutaj nie jest tak oczywiste, jak mogłoby się z początku wydawać. Już samo umiejscowienie fabuły na osi czasu, przyprawia o zawrót głowy. Niektóre przedmioty wyglądają rodem z filmów sci-fi, częścią posługujemy się na co dzień, a inne dobrze znamy z historii. Serial wygląda jak produkcje fantastyki naukowej z lat 80. Najprostszym rozwiązaniem byłoby po prostu stwierdzenie, że akcja serialu Wariat rozgrywa się w równoległej rzeczywistości. Scenografia, kostiumy i charakterystyka nawiązuje do różnych produkcji. Szukanie nawiązań i różnego rodzaju smaczków, sprawia dodatkową frajdę. A trzeba przyznać, że twórcy się pod tym względem postarali.

Posiadając oryginalny pomysł na scenariusz, doświadczonych ludzi odpowiedzialnych za realizację oraz ekipę genialnych aktorów – spodziewalibyśmy się hitu. Niestety Wariat nie rozwija swoich skrzydeł do końca. Może to przez długość odcinków, która nie pozwoliła na pełne ukazanie wszystkich wątków. Może to dlatego, że reżyser zdecydował się na bezpieczne poprowadzenie historii. Błądzenie w świecie wyobraźni bohaterów dawało ogromne możliwości na zastosowanie różnych konwencji i pobawienie się formami, tak jak, chociażby miało to miejsce w Legionie. Tym bardziej że mieliśmy okazję zwiedzić różne krainy i płaszczyzny. Jedyne co się w nich zmieniało to kostiumy bohaterów i scenografia. Czasem (choć nie zawsze) oświetlenie.

Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 2. sezon Legionu

Świetne aktorstwo, ciekawa historia i zgrabna realizacja, sprawiają, że serial ogląda się z dużą przyjemnością. Niestety mam wrażenie, że reżyser nie wydobył z tej historii całego potencjału. Mimo to jest to produkcja, którą z czystym sumieniem mogę polecić. Wariat należy bowiem do tych seriali, obok których nie da się przejść obojętnie. Jest to produkcja, którą pochłania się od razu, gdyż z ciekawości co czeka naszych bohaterów, nie da się powstrzymać od włączenia kolejnego odcinka.

Zdaniem innych redaktorów:

Stały współpracownik

Studentka dziennikarstwa. Miłośniczka kina. Zafascynowana Azją, a w szczególności koreańską kinematografią. Fanka Sherlocka. W wolnych chwilach ogląda seriale, podróżuje lub rozczytuje się w romansidłach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Miski pisze:

Wytrwaj do 5tego odcinka… kolejne weźmiesz na raz.
Im jesteś dalej, tym chcesz więcej.
Ostani? “To już koniec?!?”
Co boli najbardziej? To, że nie dowiesz się co zdarzyło się później.

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?