the Crew
the Crew

The Crew – dajmy odpocząć sitcomom. Recenzja serialu Netflixa

Od niedawna możemy oglądać na Netflixie najnowszy serial Jeffa Lowella – The Crew. W teorii zabawny serial o zespole NASCAR, w praktyce bolesne przeżycie i dowód na to, że lepiej nie cofać się w czasie. Powstają wtedy bowiem tylko męczące gagi i irytujące postaci.

The Crew opowiada o zespole NASCAR, którego najlepsze czasy chyba minęły. Zajmują odległe pozycje w wyścigach, a sponsorzy nie są zbyt zaangażowani w ich wspieranie. Przed drużyną jednak stoi nowe wyzwanie, jej właściciel oddaje ją swojej córce – Catherine (Jillian Mueller). Oczywiście wprowadza to odrobinę niepewności i strachu do garażu.

Zobacz również: Na celowniku – recenzja filmu Netflixa. Śmiertelnie mroźna zima

Manager zespołu, Kevin Gibson (Kevin James) nie chce żadnych zmian. Jako były kierowca sądzi, że wie lepiej. Oczywiście w końcu musi dojść do konfrontacji między dwojgiem silnych charakterów. Mimo, że większość postaci to mężczyźni (kierowca Jake, mechanik Chuck czy inżynier Amir) to pojawia się jeszcze jedna kobieta – Beth (Sarah Stiles), managerka biura i specjalistka HR. Beth łączy długoletnia przyjaźń z Kevinem, jak i całym zespołem.  I to właśnie ją i Kevina można nazwać głównymi bohaterami serii.

The Crew, Netflix

fot. Netflix

Kiedy odkryłam The Crew, zaintrygował mnie opis. Zespół NASCAR? Super. Sitcom? Trochę mniej, ale hej, powstało już kilka naprawdę niezłych. Miałam nadzieję na zakulisowe szczegóły wyścigowe. Albo chociaż techiczne smaczki trochę jak w Jeździe o życie Netflixa. Cóż, niestety niczego takiego nie znalazłam w tym serialu (chyba, że stwierdzenie, że koło powinno być przymocowane do samochodu, to coś odkrywczego).

Niestety minusy produkcji nie kończą się na niewielkiej ilości szczegółów. Sam scenariusz tworzy problem. To, że czuje się powtarzalność, to chyba najmniejsza z jego wad. On po prostu odrzuca. Trudno śledzić losy bohaterów, kiedy żadnego nie można polubić. Tutaj to praktycznie niemożliwe (może z wyjątkiem jednej postaci).

Kevin Gibson, w którego wcielił się Kevin James, to książkowy przykład faceta zapatrzonego w siebie. Beth, w tej roli Sarah Stiles, jest piskliwą histeryczką, a Catherine (Jillian Mueller) dumną absolwentką Stanforda, której nikt nie lubi. Wisienka na torcie to kierowca zespołu Jake (Freddie Stroma) – skończony idiota (przepraszam, ale nie da się tego inaczej nazwać), do takiego stopnia, że zastanawiam się, jak w ogóle jest w stanie prowadzić samochód.

The Crew

fot. Netflix

Trudno mi ocenić grę aktorską przy tak słabo napisanych postaciach. Zwłaszcza, że ilość seksizmu, powielanych stereotypów rasowych czy bagatelizowanie problemów psychicznych przekroczyło poziom mojej tolerancji. Może w latach 90. takie gagi uchodziły na sucho, ale w dzisiejszych czasach to już raczej niesmaczne. Niemniej pojawiają się osoby, które radzą sobie, mimo wszystko, nie najgorzej.

Do tych osób należy Sarah Stiles i Gary Anthony Williams w roli Chucka. Oboje zawdzięczają to chyba tylko charyzmie. Co do Kevina Jamesa, cóż, rola taka, w jakich zawsze można go zobaczyć (Diabli nadali, Państwo młodzi Chuck i Larry itd.). Nie przepadam za nimi, jednak to typowo sitcomowy warsztat, to trzeba przyznać.

Czy coś ratuje The Crew? Jeśli tak, to raczej nie zdjęcia, kompozycja scen czy laugh track. Tak, mamy tu wszechobecny sztuczny śmiech. Może to i nawet pomocne, bez tego nie zauważyłabym nawet, że wydarzyło się coś zabawnego. Zdjęcia same w sobie nie są złe, tylko niestety od pierwszej sceny przypominały mi produkcje Disney w stylu Nie ma to jak hotel czy Hannah Montana. Trudno o tym później zapomnieć.

The Crew

fot. Netflix

Mnie serial nie spodobał się od pierwszego odcinka, mimo że trwał on tylko niecałe 30 min. Każdy kolejny stanowił wyzwanie. Jednak udało mi się przez nie przebrnąć. Im bliżej końca, tym zaskakująco staje się lepszy. Pojawiają się w końcu jakieś emocje, sytuacje z którymi da się w jakiś sposób utożsamić. Może po prostu ilość gagów się zmniejsza? Sama nie jestem pewna.

The Crew to czysty dowód na to, że najlepszy czas klasycznych sitcomów chyba już minął. Od szybkiej i prostej rozrywki mamy teraz YouTube czy Tik Toka. Seriale i filmy jednak powinny zapewniać jednak ją w choć odrobinę bardziej przemyślanej formy. Nie twierdzę, że musi być bardzo wyszukana, ale jednak z odrobiną zastanowienia, co pojawia się na ekranie.

The Crew daleko od przedstawienia kulis wyścigów NASCAR czy tajników wyścigowych. Nie wprowadza także żadnych interesujących czy odmiennych postaci. W zamian momentami nawet cofa się z pomysłami do lat 90. Nie polecam, chyba że lubicie się torturować. Jeśli jednak szukacie przyjemnej, niezobowiązującej rozrywki, proponuję szukać dalej.


Ilustracja wprowadzenia: Netflix

 

Dziennikarka

Wielbicielka skomplikowanych filmów, koreańskich seriali i mocnej kawy.

Więcej informacji o
, , ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Krzysztof Wdowik pisze:

„Trudno mi ocenić grę aktorską przy tak słabo napisanych postaciach. Zwłaszcza, że ilość seksizmu, powielanych stereotypów rasowych czy bagatelizowanie problemów psychicznych przekroczyło poziom mojej tolerancji. Może w latach 90. takie gagi uchodziły na sucho, ale w dzisiejszych czasach to już raczej niesmaczne.”

„The Crew to czysty dowód na to, że najlepszy czas klasycznych sitcomów chyba już minął. Od szybkiej i prostej rozrywki mamy teraz YouTube czy Tik Toka.”

co ja czytam

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?