Po jakże długim wyczekiwaniu na kontynuację serial powrócił na ekrany i to w naprawdę dobrym stylu. Dobrym na miarę The Boys, czyli serialu, w którym im gorzej, tym lepiej. Po wszystkich głośnych zapowiedziach 3. sezon w końcu zawitał i na dzień dobry wrzucił widzów w wir akcji i w historie bohaterów, którzy łatwo to w życiu nie mają.
3. sezon wnosi spore zmiany w życiu chłopaków. Hughie zrywa z chłopakami i postanawia działać legalnie, siedząc za biurkiem w idealnie wyprasowanej koszuli. Mother’s Milk próbuje być dobrym ojcem i stara się nie krzywić, kiedy wszystkie dzieci na przyjęciu urodzinowym jego córki biegają poprzebierane za superbohaterów, których nie cierpi. Ktoś jednak musi odwalać brudną robotę, chociaż już na mniej brutalną skalę. Rzeźnik, Frenchie i Kimiko nadal ścigają supków, jednak tych mniej znaczących, co okazuje się być bardzo frustrującym zajęciem. Po drugiej stronie konfliktu też nie jest zbyt kolorowo. Vought z całej siły próbuje wybielić Homelandera, miliony razy powtarzając, że zakochał się w złej kobiecie. Na samym początku pierwszego odcinka możemy zobaczyć nawet fragment filmu Down of the Seven (który swoją drogą jest strasznie zabawną parodią Ligi Sprawiedliwości), w którym Siódemka stawia czoła Stormfront. Homelander zdaje się być na skraju wytrzymałości i wygląda na to, że Stan Edgar zamierza ostro grać mu na nosie.
Pierwszy odcinek mocno zrywa plasterek i przypomina, że ten serial nie ma w zwyczaju cackać się z widzami. Już na samym początku dostajemy dobrze znaną dawkę szoku i zniesmaczenia. Fabuła rozkręca się dość szybko i to w naprawdę intrygujący sposób. Chłopaki trafiają na ślad czegoś, co prawdopodobnie mogłoby unicestwić Homelandera, natomiast on sam zdaje się przeżywać kryzys, co nigdy nie wróży niczego dobrego. Poznajemy także nowych bohaterów, czasem można odnieść wrażenie, że kosztem tych, których już znamy, ale finalnie wszyscy otrzymują odpowiedni czas na ekranie.
Poznajemy zatem nowe postacie, na czele z gorąco zapowiadanym Soldier Boy’em odgrywanym przez Jensena Acklesa. Pierwsze odcinki przedstawią oryginalną grupę superbohaterów o nazwie Payback, która święciła triumfy przed Siódemką. W jej skład wchodzi wiele ciekawych postaci, w tym jedna, którą już znamy, a mianowicie Black Noir. Poznajemy także Crimson Countess (Laurie Holden), Gunpowdera (Sean Patrick Flanery) czy chociażby TNT Twins (Jack Doolan i Kristin Booth). Liderem tej grupy był wcześniej wspomniany Soldier Boy, wokół którego w większości będzie skupiać się fabuła sezonu. Po pierwszych epizodach spokojnie można powiedzieć, że jako nowy superbohater nie został przereklamowany przez twórców, a przede wszystkim samego Erika Kripke, który bardzo chętnie dzielił się informacjami o nim. Ackles naprawdę dobrze wypada w swojej roli i wpasowuje się do tej otoczki wyidealizowanego superżołnierza, który tak naprawdę jest przeciwieństwem tego, co powinien reprezentować.
Nowym dodatkiem do obsady jest też postać Supersonica (Miles Gaston Villanueva), który jest dawnym znajomym i jednocześnie byłym chłopakiem Starlight. Oprócz nowych postaci lepiej poznajemy także backstory Frenchiego i Mother’s Milka oraz Black Noira. To bardzo ciekawie wiąże się z aktualnymi wydarzeniami, z jakimi mierzą się chłopaki. Fabuła z odcinka na odcinek ciągle zaskakuje, nie dając widzowi odetchnąć nawet na chwilę. Pierwsze trzy odcinki dostarczają wrażeń, a dobrze wiadomo, że to jednie początek tego, co twórcy zgotowali w dalszej części sezonu.
Początek The Boys nie zawodzi, a wręcz przeciwnie udowadnia, że warto było czekać. Serial nadal testuje wytrzymałość widzów, szokując, bawiąc i obrzydzając na każdym możliwym kroku. Zapewne wszystkich bardzo ciekawiło, czy nowy sezon utrzyma poziom poprzedników. Po seansie pierwszych epizodów spokojnie można odpowiedzieć, że jak najbardziej tak.
Ilustracja wprowadzenia: Amazon Prime Video