Serial The Book of Boba Fett rozpoczyna się nie długo po przejęciu władzy w półświatku Tatooine przez tytułowego łowcę. Bohater wraz z zabójczynią Fennec Shand, której uratował życie, próbują podnieść z gruzów to co zostało po syndykacie Huttów. Czy byli wasale Jabby ugną swoje kolana przed nowym przywódcą? Czy ostatecznie pokonają legendarnego Boba Fetta?
Pierwszy odcinek nowego serialu Jona Favreau i Dave’a Filoniego to swoista kontynuacja wydarzeń z serialu The Mandalorian. Scena po napisach ostatniego odcinka tej produkcji stanowiła wprowadzenie do nowej historii (czy takiej nowej?). Reżyserem wczorajszego epizodu (29.12) jest Robert Rodriguez (osoba odpowiedzialna za takie filmy jak Maczeta, Deseprado czy Sin City-Miasto grzechu). Twórca ten odpowiada również za kilka lepszych odcinków The Mandalorian właśnie. Księga Boba Fetta swoim charakterem jest bardzo bliskim następcą serialu o Dinie Djarinie. Gdyby nie zmiana bohaterów i wątków, można by nie zauważyć różnicy. Twórcy kontynuują swój styl, tak doceniony przez fanów przy Mandalorianinie. Tytuł pierwszego epizodu nawiązuje do powieści fantastyczno-naukowej amerykańskiego pisarza Roberta A. Heinleina (Obcy w obcym kraju; tytuł oryg. Stranger in a Strange Land). Utwór ten stał się inspiracją dla utworu zespołu Iron Maiden.
Przed premierowym odcinkiem The Book of Boba Fett, po Internecie krążyły różne, rzekome wycieki, a także same wypowiedzi twórców, które nie do końca się sprawdziły (przynajmniej na ten moment). Fani mieli swoje różne oczekiwania. Moim zdaniem zostało to w odpowiedni sposób pogodzone. Twórcy wykorzystują retrospekcje do ukazania wcześniejszych losów bohatera. Perypetii, które od zobaczenia znanego Łowcy w The Mandalorian fani chcieli znać. Nowy odcinek prezentuje również nowe losy bohatera. Zarysowuje problem, z jakim Boba Fett wraz ze swoimi sojusznikami, będzie musiał się mierzyć. Łowca zmuszony jest, by na nowo pokazać swoją potęgę. Zmienia on jednak podejście i rządy strachu, tak charakterystyczne dla Jabby. Czy wyjdzie mu to na dobre? W odcinku tym Boba Fett, ma liczne upadki i mniej liczne wzloty. Trzeba pamiętać, że to bohater, który jest potężny, ale nie wszechpotężny. Może mu towarzyszyć niechęć, zwątpienie i przemęczenie. Kiedy jego oblicze nie jest ukryte pod maską, a jego wyposażenie nie jest w zasięgu, traci on fragment swojej pewności. Co oczywiście jest jak najbardziej normalne. Odcinek ten pokazuje jednak, że mimo przeciwności (licznych przeciwności) Łowca ten potrafi wyjść na swoje.
Pierwszy odcinek odpowiada na niektóre z licznych pytań, które narodził seans The Mandalorian. Fabuła premierowego epizodu skacze pomiędzy wątkami, ale ma to swoje ramy i zasady. Nie ma problemu z połączeniem faktów. Same sytuacje fabularne, które fani przez ponad 25 lat tworzyli na własną rękę, a także twórcy opisywali w powieściach zostały nieco spłycone. Ich wizualizacja musiała jednak sprzyjać ramom serialu i nie zajmować za dużo odcinka. Nie da się niestety zaspokoić wszystkich pragnień. Im mamy więcej czasu na tworzenie własnej wersji historii, tym często później, bardziej jesteśmy zawiedzeni. Mimo to uważam, że twórcy sprostali oczekiwaniom, przynajmniej jeżeli chodzi o pierwszy, wprowadzający, rozpoczynający i rozkręcający nową historię epizod.
Nowy odcinek zgłębia nieco zapomniany, na ekranie, świat Tatooine. Twórcy muszą mierzyć się z kolejnymi wymaganiami fanów. Tatooine jest planetą, która jako pierwsza ukazała się w sadze i jednocześnie, mimo swojej ubogiej roślinności, wytworzyła swój charakterystyczny klimat i atmosferę, tak uwielbianą. Nowe ukazanie tej scenerii, aby zostało zaakceptowane musiało czerpać z oryginału, ale jednocześnie wprowadzać coś od siebie. Wiemy w końcu, że kalka nie sprzyja temu uniwersum (i w sumie żadnemu). Nowi bohaterowie trzecioplanowi to znane nam rasy takie jak Rodianie, Twilekowie, Trandoshanie, etc. Powracają również tak charakterystyczni dla Tatooine Jawowie (przez The Mandalorian nie tylko dla Tatooine) i Ludzie Pustyni. Obie te nacje mają w odcinku dosyć istotne znaczenie, chodź Ci drudzy znacznie większe. Powracają również charakterystyczne miejsca i zabudowania Tatooine. Widzimy chociażby Mos Espa, rolniczy dom (tak przypominający ten jeden konkretny), Jamę Carkcoon wraz z jej mieszkańcem – Sarlacciem (a także wrakiem Żaglowej Barki Jabby, za co bardzo szanuję) i sam były Pałac Jabby. Z orszaku i otoczenia Hutta pojawia się również innych charakterystyczny element, to znaczy gamorreańscy strażnicy. I choć nie są to najbardziej zwinne i ogarnięte jednostki, co widzimy chociażby we wczorajszym odcinku (ale wiemy także z oryginalnej trylogii) to w zwarciu są bardzo skuteczni.
Innym wspólnym elementem łączącym The Mandalorian z The Book of Boba Fett jest twórca ścieżki dźwiękowej. Ludwig Göransson, którego uwertura, tak odmienna od tej Johna Williamsa bardzo zbliżyła się do poprzeczki postawionej przez uwielbianego kompozytora. W ostatnich dniach temat muzyczny nowego serialu ze Star Wars pojawił się w Internecie. Utwór ten odbiegał jeszcze bardziej od klimatu, który dobrze znamy. Ja jednak, po tym co kompozytor pokazał przy The Mandalorian, ufam jego twórczości i nie martwiłem się o nic, w przeciwieństwie do fanów wylewających swoje negatywne emocje w komentarzu. I…. nie zawiodłem się. Uwertura ta była odpowiednio wpleciona w fabułę, a także napisy przez co idealnie ilustrowała historię i współgrała z nią. Ludwig Göransson wykorzystuje w swojej twórczości innowacyjne metody, które nigdy wcześniej nie pomyślelibyśmy, że mogą się zgrywać z atmosferą Gwiezdnych Wojen. Sam jednak mistrz John Williams stosował również takie brzmienia, które mimo swojej dziwności, perfekcyjnie można by rzec zgrywały się z wątkami uniwersum (takie utwory jak Ewok Celebration and Finale czy Cantina Band). Wszystkie te dzieła zastosowane w złym momencie dały by efekt zgrzytu i zdegustowania, jednak w odpowiednich chwilach ilustrują wydarzenia z ekranu w sposób kolorowy i niemożliwy do zapomnienia.
Obcy w obcym kraju to odcinek tajemniczy. Tajemniczy pod względem tego jak dzieli fanów, ale również tajemniczy pod względem tego jakim może byś podłożem dla dalszej historii. Uważam, że drugi aktorski serial w uniwersum Gwiezdnych Wojen, jest również tworzony od fanów dla fanów. Twórcy szanują zarówno klasyczne wątki i elementy, ale także umiejętnie wplatają coś nowego, innowacyjnego. Wykorzystują to co sprzyja sadze, czyli różnorodność. Czy sam serial będzie w całości na tyle legendarny, aby móc nosić godnie miano Księgi Boba Fetta? Zobaczymy, na ten moment jest na sprzyjającej ku temu drodze.
Ilustracja wprowadzenia: Disney