Zadziwiające, że o serialu Rozdzielenie praktycznie w Polsce się nie mówi, a ja sam o produkcji od Apple usłyszałem stosunkowo niedawno. Można jednak zrozumieć, że w Kraju nad Wisłą Apple TV+ nie ma jeszcze wielu zwolenników, a do tego sam serial raczej nie przykuwa oka wśród innych, licznych tworów na platformach streamingowych. Pora jednak to zmienić, bo Rozdzielenie to jeden z oryginalniejszych seriali tego roku, który ogląda się z zaciekawieniem aż do ostatniego, dziewiątego odcinka sezonu. No i świetną informacją jest, że zapowiedziano drugi sezon – choć ciężko sobie wyobrazić, że nie zobaczylibyśmy kontynuacji.
Rozdzielenie to serial napisany przez Dana Ericksona, a wyreżyserowany przez Bena Stillera oraz Aoife McArdle. Ben Stiller odpowiadał tu również za produkcję. W sumie nie wiedziałem, że gwiazda Nocy w muzeum czy choćby Sekretnego życia Walkera Mitty oprócz aktorstwa zajmuje się obecnie również reżyserią. Okazuje się jednak, że doskonale poradził on sobie już w Ucieczce z Dannemory, a jego drugie podejście to równie świetnie wykonana robota.
To o co właściwie chodzi w tytułowym rozdzieleniu? Nie da się ukryć, że motyw przewodni i wszystkie jego konsekwencje to najmocniejsza część serialu. Rozdzielenie to bowiem proces, któremu poddawani są pracownicy firmy Lumon, wielkiej korporacji o nie do końca określonej specjalizacji. Organizacja bardzo dba o poufność swoich interesów, dlatego wymyśliła rozdzielenie, które umożliwia coś na wzór kontrolowanego rozdwojenia jaźni. Pracownicy mają wszczepiany do mózgu specjalny chip pozwalający rozdzielić osobowość u danej osoby. Gdy pracownik wchodzi do biura w firmie, jego „prywatna” jaźń przełącza się tę „pracowniczą”. Przez osiem godzin dziennie pierwotna osobowość traci władzę nad swoim ciałem, a zastępuje ją nowa, wykreowana przez chip. Ta druga nie pamięta nic z przeszłości, nie wie kim jest, jak się nazywa. Jest pustym naczyniem, które ma jeden cel – pracować. To osoba uwięziona w czterech ścianach gmachu korporacji, bo gdy z niego wychodzi, zostaje wyłączona. Nie zna więc świata poza tym wykreowanym przez Lumon.
Wizja nieprzeżywania trudów pracy może być całkiem kusząca. Bo wyobraźcie sobie, że wasza praca ogranicza się do dojazdu do biura oraz wejścia do windy. Potem mija ułamek sekundy i nagle już tą windą zjeżdżacie, a na zegarze minęło osiem godzin. Praktycznie nie pracujecie, a wypłata i tak spływa na wasze konto. Z drugiej jednak strony pozostają kwestie etyczne. Jak czuje się osoba, która przejmuje moje ciało i musi za mnie pracować, nie mając zupełnie życia prywatnego? Czy nie jest to praca niewolnicza? A co się stanie z drugą osobowością, gdy odejdę z pracy? Przecież to oznacza dla niej praktycznie śmierć. Taki pytań przez serial przewija się cała masa.
Dlatego też już po obejrzeniu pierwszych dwóch odcinków miałem mocne skojarzenia z serialem Czarne lustro, tylko w wersji, gdzie historia została rozłożona na kilka czy kilkanaście godzin. Futurystyczny pomył na ulepszenie życia, który pociąga za sobą sporo nieprzewidzianych konsekwencji – jest. Do tego, gdy śledzimy losy osobowości pracującej (altera pracującego), możemy podziwiać niesamowitą stylistykę, na którą zdecydowali się twórcy. Pracownicy Lumon spędzają całe swoje życie w miejscu z retrofuturystycznym wystrojem, które skutecznie zadziwia stylistyką. Na przykład osoby tam zatrudnione muszą wykonywać przedziwną pracę polegającą na wyłapywaniu z ciągu liczb tych wywołujących u nich wrażenie strachu (nic więcej o tym nie wiemy). A komputery, na których tego dokonują, wyglądają jak wyjęte z filmów science fiction z lat 60. XX wieku. Cały obszar biura jest też przerażająco ogromny, lśniące bielą korytarze to istny labirynt, a z czasem bohaterowie odnajdują też nowe działy zajmujące się niezrozumiałymi czynnościami. Wszystko jest tu po prostu tajemnicze i mocno kontrastujące z rzeczywistością „niepracującego” altera – potęgują to jeszcze zdjęcia oraz paleta kolorów/filtry.
Specjalnie nie mówię tu za dużo o historii i bohaterach, bo nie chcę nikomu popsuć zabawy. Warto jednak zaznaczyć, że obsada oraz grane przez aktorów postacie przez cały dziewięcioodcinkowy sezon wypadają fenomenalnie. Z początku cała siła napędowa historii skupia się na głównym bohaterze, czyli Marku (w tej roli świetny Adam Scott – Parks and Recreation, Wielkie kłamstewka). Dowiadujemy się miedzy innymi, że w wyniku tragedii sprzed lat nie mógł on kontynuować pracy jako profesor historii, dlatego też zdecydował się na rozdzielenie i stanowisko w Lumon. W biurze alter Marka spotyka poukładanego Irvinga (John Torturro – dobra rola w nowym Batmanie) czy przyjaznego i pracowitego Dylana (Zach Cherry). Nad wszystkimi pieczę trzyma szefowa Cobel (Patricia Arquette – nagrodzona Oscarem za rolę w Boyhoodzie). Potem do zespołu dołącza jeszcze Helly (Britt Lower) i to właśnie na jej przykładzie widzimy, jak przebiega cały proces rozdzielenia. No i nie można zapomnieć o epizodycznej postaci Burta, w którego wciela się w fenomenalny Christopher Walken.
Rozdzielenie to niesamowicie wciągająca i zaskakująca produkcja, która z każdym odcinkiem przykuwa naszą uwagę jeszcze intensywniej. Co ciekawe, pierwszy sezon odpowiada nam na bardzo mało pytań, a z każdym kolejnym epizodem tworzy ich coraz więcej. Czy to problem? Nie, jeśli wszystko zostanie zgrabnie poprowadzone w kontynuacji, o co jednak specjalnie się nie martwię po pierwszych dziewięciu odcinkach. Wszystko tu bowiem trzyma się kupy, praktycznie każdy z bohaterów dostaje swoje pięć minut, przez co nikt nie jest nam obojętny, a ostatnie dwa odcinki nie dają nam odetchnąć nawet na chwilę. Tylko ten cliffhanger z ostatniego odcinka może wytrącić z równowagi, bo nie wiadomo, ile przyjdzie nam czekać na drugi sezon.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe