3. sezon Riverdale liczy 22 odcinki. Podzielono go na część A i część B, a na poszczególne odcinki widzowie musieli zazwyczaj czekać tydzień. Archie trafia do poprawczaka, w którym zmuszony zostaje do nielegalnych walk bokserskich. W miasteczku dochodzi do tajemniczych zabójstw (samobójstw), a młodzież zaczyna poświęcać czas grze „Gryfy i Gargulce”. Pojawia się tajemniczy Król Gargulców, który zaprasza, bądź też zmusza nastolatków do grania w jego śmiertelnie niebezpieczną grę. Zagadkowa jest także farma Edgara, prowadząca sekretną działalność i przyciągająca coraz większą liczbę ludzi.
Fabularnie brzmi to całkiem nieźle, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Riverdale można w tym kontekście ocenić jako patchwork, ponieważ twórcy połączyli wszystkie popularne motywy w jedną serialową całość. I to nie jest jeszcze najgorsze. Najgorszy jest brak oryginalności i przewidywalność większości wątków. Wątek Archiego ociera się momentami o kicz. Centralna postać serialu jest coraz bardziej irytująca, a, wybaczcie spoiler, jego walka z niedźwiedziem była wręcz żenująca. Sztucznie pompowane napięcie i absurdalne rozwiązania stają się kiczowate. W tym sezonie popularnym motywem stają się walki bokserskie, które momentami przypominają chwyt marketingowy twórców serialu. Jeżeli nie mamy co innego zaoferować, to pokażemy umięśnione ciała i zachęcimy tak nastolatki do oglądania naszego produktu.
Różnorodność wątków byłaby atutem, gdyby każde z nich zostało odpowiednio przedstawione. Twórcy momentami skaczą między poszczególnymi historiami, wplątują mimochodem pozornie istotne fakty (nowy związek Archiego), co w ostateczności prowadzi do dużego zaniedbania. To wszystko przypomina chaos, który prowadzi widza do jeszcze większego zagubienia. Wszystkie wątki łączą się w dwóch ostatnich odcinkach, przedstawiając nam teatralne i momentami komiczne zakończenie danych motywów.
Musicalowe odcinki miały stać się urozmaiceniem serialu, a wypadły komicznie i męcząco. Piosenki stanowią ciekawą kompozycję popowych kawałków, ale fabularnie artystyczne odcinki zawodzą. To wszystko przypomina kicz, który nie daje żadnej satysfakcji. Twórcy na siłę miksują powielane motywy rodem z High School Musical z konwencja kiczowatego horroru (Black Hood na szkolnym balu). Ciekawym odcinkiem za to był powrót do przeszłości, czyli pierwsze pojawienie się Króla Gargulców w latach szkolnych rodziców nastolatków.Finał sezonu połączył ze sobą wcześniejsze chaotyczne wątki w jedną składną całość. Poznajemy tożsamość Króla Gargulców, nieco absurdalną oraz tajemnicę Farmy. Postać z gry okazuje się być kimś, kogo zupełnie się nie spodziewaliśmy. Mnie takie rozwiązanie nie satysfakcjonuje, a wydaje się nielogiczne.
3. sezon Riverdale jest po prostu słaby. Mieszanie wielu konwencji nie wychodzi na dobre serialowi, który stracił na jakości. Mroczne sceny są dobre i przyciągają, ale skrótowe omówienie wielu wątków przytłacza i męczy. Więcej pracy nad scenariuszem i 4. sezon może będzie znośny. Na pewno będzie pełen emocji, na co wskazywała zagadkowa scena przy ognisku z finały 3. odsłony przygód mieszkańców niewielkiego miasteczka.
Ilustracja wprowadzenia: Netflix