Tak jak mówiłem Pam & Tommy opowiada historię seks afery Pameli Anderson i Tommy’ego Lee. Dowiadujemy się jak do tego doszło, a także otrzymujemy historię związku tytułowych dwóch gwiazd. I tyle, to nam opowiadaja pierwsze trzy odcinki, których premierę otrzymaliśmy w środę. Muszę przyznać, że spodziewałem się jakiegoś badziewia, a otrzymaliśmy całkiem przyjemną komedyjkę z dobrą obsadą.
Mimo mojego obojętnego nastawienia do tego serialu, miałem minimalną chęć zobaczenia go. Dlaczego? Powód jest bardzo prosty. Jestem ogromnym fanem Mötley Crüe. Z Pamelą nie wiążę żadnych większych wspomnień, bo słynny Słoneczny Patrol leciał w latach, gdy mnie interesowały bardziej kreskówki z Cartoon Network, aniżeli kryminalne historie czy roznegliżowane panny na plaży. I cholibka, nie wiem jak ugryźć ten serial. Odwzorowawnie Tommy’ego jest jak dla mnie strasznie przesadzone. Sebastian Stan świetnie wczuwa się w perkusistę, lecz dostajemy skrajnego chama, któremu tylko seks w głowie. Również nie przedstawiono zbyt dobrze jego rockowego życia (i nie chodzi tu o imprezy do białego rana), gdyż mimo tego, że kariera Mötley Crüe w latach 90., chyliła się ku upadkowi to jednak muzyka znaczyła dla niego wiele. Oczywiście mamy sceny gdzie to gra na perkusji (niby z kapelą, lecz przypominać oni ich w ogóle nie przypominali) i to tylko tyle. No może mamy jeszcze kilka subtelnych odniesień do wydarzeń z trasy czy przebłyski z MTV. Samych Mötleyów jest jak na lekarstwo, a Tommy lepiej przedstawiony był w Brudzie od Netflixa.
Dużo ciekawiej zobrazowano Pamelę Anderson i muszę przyznać, że Lily James to naprawdę idealnie obsadzona rola. Piękna, urocza, a także kipiąca seksem. Lepsza od niej byłaby chyba tylko Margot Robbie, ale to tylko moje subtelne odczucia, ponieważ darzę wielką sympatią tę aktorkę. Co jednak z naszym trzecim, głównym bohaterem? Rand Gauthier, który skrada naszą taśmę jest zarówno bardzo fajny jak i irytujący. Przez pewien moment, widz może odczuć wielkie współczucie dla tej postaci jak i również strasznie ją znienawidzieć. Kreuje się go bardziej na takiego antybohatera, aniżeli tego głównego, od którego kipią słowa patrzcie to ja jestem tym dobrym w serialu! O to w tym chodzi, że tutaj nie ma ani dobrych, ani złych. Tutaj są tak naprawdę sami antybohaterowie.
Przed rozpoczęciem pisania recenzji, miałem problem ze zdefiniowaniem jaki to gatunek? Czy to dramat? Czy to komedia? Podczas robienia reserachu natrafiłem na informacje, że to biograficzna czarna komedia i w sumie muszę przyznać, że coś w tym jest. Mamy elementy historii, która wydarzyła się naprawdę? No tak. Są różne żarty, które mają iście brutalny wydźwięk? Są. Więc chyba to będzie najbardziej pasować. A skoro już o żartach mowa, są zarówno takie, przy których nie mogłem powstrzymać się od śmiechu oraz takie, które wywołały u mnie skręty żenady. Weźmy na przykład scenę, gdy Pamela i Tommy uprawiają seks. Po stosunku Tommy idzie do łazienki i… rozmawia ze swoim penisem. Przeszły mnie wręcz ciarki i złapałem się za głowę. To było totalnie słabe.
Pam & Tommy to produkcja dla osób, które urodziły się na przełomie wieków. Ilość nawiązań, oddanie klimatu ówczenej dekady, a także cholera – dwie największe gwiazdy tamtej epoki! Ilości nagich piersi czy penisów nie potrafię zliczyć. Produkcja zdecydowanie dla dojrzałego widza. Można zaliczyć to do listy guilty pleasure.