Obserwator – recenzja serialu. Every step you take, I’ll be watching you

W ostatnim czasie można zauważyć, że Netflix wyspecjalizował się w serialach z cyklu true crime. Nie od dziś wiadomo, że historie czerpiące z prawdziwych zdarzeń są chętniej oglądane przez widzów na całym świecie. Jedne bardziej znane, drugie mniej, jednak zawsze bardziej przyciągają uwagę. Scenarzyści coraz chętniej sięgają po takie historie, co niekiedy również gwarantuje sukces. Wystarczy spojrzeć na historię Jeffreya Dahmera, w najnowszym serialu Netflixa. Serial okazał się jedną z najchętniej oglądanych produkcji w historii. W ostatnim czasie możemy oglądać kolejny serial true crime – Obserwator. Czy Netflix zaczął posiadać kolejny hit w swojej bibliotece czy raczej możemy obserwować ponowny spadek formy?

Rodzina Brannocków poświęcając swoje wszystkie oszczędności, kupują wymarzony dom na przedmieściach Westfield. Początkowo okolica wydaje się być spokojna i przyjacielska. Stopniowo sielski urok pryska, gdy Brannockowie zaczynają poznawać nowych sąsidów – wścibskich Mo i Mitcha oraz zdziwaczali Pearl i jej syn Jasper. Do coraz bardziej psującej się atmosfery sąsiedzkiej dochodzą jeszcze anonimowe listy, które Brannockowie zaczynają dostawać listy, sugerujące, że są obserwowani. Tajemniczy Obserwator doprowadza rodzinę na skraj szaleństwa. Podczas poszukiwań Obserwatora zaczynają wychodzi na jaw mroczne tajemnice sąsiadów.

Bez wątpienia początek Obserwatora możemy zaliczyć na duży plus. Mamy całkiem sprawnie budowaną atmosferę tajemnicy w sielankowej okolicy. Tajemniczy, ekstrawaganccy w swoim sposobie bycia są zupełnym przeciwieństwem naszych głównych bohaterów. Wszystko idzie swoim torem do pierwszych listów, które dodają dreszczyk do całej historii. Pierwsze odcinki dają wstęp do historii, która z każdą sceną staje coraz bardziej zawiła a szaleństwo, które powoli dopada Brannocków zaczynamy z nim odczuwać. To wszystko trwa aż, nagle zaczynamy odnosić wrażenie, że twórcy pogubili się w swojej wizji.

Zobacz również: Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy – recenzja serialu. To Sauronem jest ..

Dostajemy nagle kilka fajnych wątków, które w żaden niewyjaśniony sposób zaczynają być pomijane, a bohaterowie zostawiają je w spokoju. Takim przykładem są tunele jakie znaleziono pod domem Brannocków. Oczywiście jestem w stanie zrozumieć, że mogli o tym zapomnieć ale jednak widzom należałoby się kilka słów wyjaśnienia, kto w nich był i po co. Zamiast wyjaśniać konkretne wątki, dostajemy zbuntowaną nastolatkę, która próbuje zrujnować życiu własnemu ojcu. Nie dość, że Obserwator to dobijmy własną rodzinę zarzutami o rasizm.

fot. Netflix

Zdecydowanie serial przyciąga obsada aktorska, która naprawdę daje z siebie wszystko pomimo tego, że nie które postacie zostały zbyt stłamszone i zbyt mało rozpisane, choć mogły wiele więcej wnieść do historii. Taką postacią jest Mo grana przez Margo Martindale oraz Pearl grana przez Mia Farrow. Obie aktorki starały się jak najwięcej pokazać, ze swoich postaci, może żałować, że ich postacie nie dostały więcej szansy aby namieszać w historię.

Na pewno najjaśniejszym punktem całej historii jest Jennifer Coolidge, która wciela się w Karen – wścibską i przebiegłą agentkę nieruchomości. Zdecydowanie była to rola dla niej, wprowadzała naprawdę dużo emocji i podkręcała tempo, scen w których się pojawiała. Równie dobrze wypadał Bobby Cannavale, wcielający się w Deana Brannocka. Oglądamy jego zmianę z ułożonego ojca rodziny, który poświęca się dla rodziny, stopniowo popadającego w obłęd z zaistniałych wydarzeń. Jego duet w Noami Watts wcielającą się w żone Deana – Norę jest w odczuciu jest naprawdę przekonujący.

fot. Netflix

Zastanawiające jest jedno od początku widzimy, że Dean i Nora mają dwójkę dzieci – nastoletnią córkę, która przezywa bunt spowodowany przeprowadzką oraz syna. Jednak na jego postać odnosi się wrażenie nie do końca mieli postać. Chłopak pojawia się głównie na obiadach rodzinnych i od czasu do czasu zapyta czy coś nam grozi, co w kontekście historii jest lekko oczywiste. Twórcy również, w finałowych odcinkach trochę rozmyli postać Obserwatora. Bo w sumie jak to jest, że jednych dręczy miesiącami innych zaledwie 48h. Serial zostawia zbyt wiele niedopowiedzeń

Zobacz również: Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera – recenzja serialu. Czy Netflix przesadził?

Obserwator choć przyciągający scenariuszem na podstawie prawdziwych wydarzeń oraz naprawdę dobrą obsadą aktorską, nie do końca daje nam serial jakiego byśmy oczekiwali.  W pewnym momencie, odnosimy wrażenie, że twórcy nie są pewni tego w jaki sposób chcą całą historię przedstawić. Niestety morał jest jeden – nie wszystko złoto co się świeci, nie zawsze prawdziwe wydarzenia będą przeniesione na dobry scenariusz.


Ilustracja wprowadzająca: fot. Netflix

 

Redaktor współprowadząca działu recenzji seriali

Entuzjastka literatury i kina. Wielbicielka odkrywania nowych seriali oraz filmów. Poza tym ogromna fanka Formuły 1 i Disneya

Więcej informacji o
, ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?