Początek jest ekstremalnie ważny. Netflix nie raczył o tym wspomnieć, a przynajmniej nie jest to tak jawnie pokazywane jak moim zdaniem powinno być. Nowy Wspaniały Świat to książka Aldousa Huxleya, która została wydana w 1933 roku. Osobiście po przeczytaniu, co miało miejsce nie tak dawno, zostałem na moment zmieciony z planszy. Bardzo mocno wszystko zajęło moją głowę, ponieważ mam wrażenie, że cały świat zmierza od kilkunastu lat właśnie w tym kierunku. Niestety amerykański gigant nie wykorzystał puenty, nie pokazał swojej interpretacji tej koncepcji. W zasadzie to, co w książce jest myślą, niejako finałem, w serialu jest rzuconym zdaniem w czwartym odcinku. Cała reszta została perfidnie skopiowana oraz dodano kilku bohaterów i w zasadzie coś, co zmienia absolutnie przekaz. Uwydatniono seks, przyjemność, a wykastrowano tę historię z powagi, którą należałoby obrać, gdy tylko nasze społeczeństwo zacznie zbliżać się do modelu z Nowego Wspaniałego Świata.
Ostatecznie jednak recenzja dotyczy serialu, a nie książki, tak więc na nim się skupię. Bardzo szybko pogodziłem się z myślą, że Netflix zrobi swoje, więc odcinałem porównania w mojej głowie najczęściej, jak to było możliwe i muszę przyznać, że to jedna z lepszych produkcji na tej platformie. Pomimo niewykorzystania potencjału od Huxleya. Mam wrażenie jednak, że gdy tylko Neflix bierze się za pisanie scenariuszy, to mają swoją wersję edytora tekstowego, który działa trochę jak generatory haseł. Dopóki nie padną słowa popularne w debacie publicznej, wskaźniki nie zapalą się na zielono. Powoduje to z reguł dodanie bardzo niepoważnych wątków do dobrych albo niczego sobie historii. Wygląda to trochę, tak jakby ktoś stworzył coś naprawdę dobrego, ale jakiś człowiek nad nim powiedział: „Ok, dodaj coś o tym i o tym oraz człowieka o takich i takich preferencjach seksualnych i MAMY TO!”. Nowy Wspaniały Świat tego nie ma! Hurra!
Dostajemy za to wizję świata przyszłości, w którym nie ma prywatności, wstydu czy własnego ja. Każdy wpięty do ogólnego systemu, który możemy nazwać siecią, ma wgląd do tego, co ktoś robi i aktualnie widzi. Możemy na przykład połączyć się z naszym kolegą z pracy o 3 w nocy, by podejrzeć jego życie seksualne. Każdy uprawia seks z każdym, zero ograniczeń, monogamii. W zasadzie na tym wolałbym zakończyć, aby nie spoilerować, a takie zdanie i tak pada w trailerze czy opisie filmu. Koncepcja jest naprawdę dobra, a jej wykorzystanie budzi chyba jeszcze większe przerażenie. Utworzono społeczne kasty, a ludzie mają w tej rzeczywistości tylko jedno zadanie – być szczęśliwymi. Jeżeli nie jesteś szczęśliwy, Ci na górze mają na to lek. W formie tabletek, płynu, gazowanego napoju czy drinka. Dobrze, że mieli dostępne kilka wersji, bo jednym sposobem na śmierć byłaby nieumiejętność w braniu kapsułek bez popijania.
Przejdę teraz do sprintu przez całą historię, nie wdając się w jej bezpośredni przebieg i szczegóły. Dostajemy bardzo kulturalne, przemyślane wprowadzenie do świata. Barwnych bohaterów, mocno zróżnicowanych, którzy wprowadzają jakiś element układanki do tej opowieści. W dziewięciu odcinkach, poza kilkoma wyjątkami, obserwujemy życie w Nowym Londynie. Pewnego dnia przybywa tam ktoś spoza miasta. Ktoś, kto nie miał dostępu do wszystkich technologii i pochodzi z zewnątrz, z dzikich terenów. Dobrze myślicie, nazywają go dzikusem. Budzi ogromne zainteresowanie i zaczyna być czymś w rodzaju nowej rozrywki. Seks, przyjemność i tabletki to jedno, ale taki bodziec! Każdy chce go poczuć, dotknąć, zrozumieć. Jeżeli w trakcie czytania tej recenzji można odnieść wrażenie, że z powagi wchodzimy w film dokumentalny o erotyce to tak – to właśnie zrobił Netflix. Początek i prowadzenie historii to zasługa książki, ponieważ wszystko się z nią zgadza, jednak im dalej w odcinkach, tym mniej z pomysłów Aldousa.
Koniec końców ostatni odcinek jest satysfakcjonujący. Zakończenie mocno otwarte, ale nadal sprawiło, że z chęcią polecę ten serial. Brak w tym wszystkim ograniczeń, niejako ogłady, ale nie wyobrażam sobie tego postępu (w opowieści) inaczej zamknąć. Najbardziej interesuje mnie jednak fakt, iż wśród widzów i krytyków panują mieszane uczucia. Ciekawi mnie ilu z nich zna tę opowieść z książki, a ilu oceniło serial sam w sobie. Potencjalnie, gdybym nigdy nie dowiedział się o oryginale, mógłbym wpisać tę produkcję na listę ulubionych. Owszem, kilkanaście scen było mocno nużących i być może 9 odcinków to za dużo, ale nadal obraz widziany na ekranie był wciągający.
Chciałbym podsumować małą myślą. Każdy, kto obejrzy serial, powinien sięgnąć po książkę. Zamiast prostego konstruktu, dostanie ciekawą puentę, która może zadziałać jak wirus i wpłynąć na nasze myślenie. Netflix nie wykorzystał jej z oczywistych przyczyn. Niemniej jednak warto zaznajomić się z tym tworem. Koncepcja jest przerażająca i coraz bardziej realistyczna. Zróbmy wszystko co w naszej mocy, aby ten nowy wspaniały świat nie był naszym własnym. Nigdy.
Ilustracja wprowadzenia: Kadr z serialu Nowy Wspaniały Świat