Coral, Wendy i Gina to trzy nie do końca pogodzone ze swoim losem panie do towarzystwa. Robią swoją robotę, robią ją dobrze, ale nie można powiedzieć, żeby tego typu praca była szczytem ich ambicji. W dodatku są regularnie zastraszane przez swojego szefa. Jedno z takich spięć potoczyło się o parę kroków za daleko, co możecie zobaczyć w trailerze produkcji. Były trupy, była zbrodnia i była krew. A teraz pozostaje już tylko ucieczka.
Analogie z Domem z papieru są widoczne na pierwszy rzut oka, jednak miałem nadzieję, iż w tym przypadku to jednak serial odważniejszy. W tym tkwiła najgorsza wada produkcji o bandzie profesora, że toczyła się według planu i mimo tego, że nie zawsze szło jak po sznurku, brakowało jej scenariuszowej odwagi. Nigdy nie wychodziło pod prąd, a wszelkie zaskoczenia były dość kontrolowane i nie zmieniały w sposób znaczący odbioru. W Sky rojo planu nie ma od samego początku, stąd można mieć nadzieję, że łatwiej będzie scenarzystom pójść pod prąd i pojechać po bandzie. Że elementy, które będą w stanie tu zaszokować, wyjdą na pierwszy plan. Tymczasem pierwsza połowa sezonu jest kolorowa, jest całkiem wciągająca i w pewnych momentach potrafi utrzymać w napięciu, ale totalnie nie jest odważna. Jeśli liczycie tu na dużo exploitation czy tego typu bezpardonową zabawę, nie ten adres. Zalety jednak pozostają.’
Widać je przede wszystkim w grze aktorskiej. Czy to nasze prostytutki, czy dwóch ściągających je typów spod ciemnej gwiazdy, czy tło, wszyscy wypadają nad wyraz pozytywnie w kontrolowanie przegiętej konwencji. Mają znakomite wyczucie tonu swoich ról oraz kwestii dialogowych, które podają bezbłędnie, przez co czas na dwudziestokilkuminutowych odcinkach mija bardzo szybko. Serial będzie mieć ich 8, stąd pewnie pęknie podczas jednego wieczoru. I choć nie będzie to wieczór, który zmieni Wasze życia, to raczej nie uważałbym go również za zmarnowany.
Nad Wisłą w ubiegłym roku było Królestwo kobiet, które zestawione ze Sky Rojo (a raczej jego pierwszą połową, którą do tej pory widziałem) pokazuje różnice poziomów, na której jest na ten moment tworzenie komercyjnych seriali w Polsce i w Hiszpanii. Zawiera się ona w osobie Alexa Piny, człowieka, który wie jak robić sensowne masowe produkcje. Chciałbym, żeby ktoś taki przytrafił się polskiej telewizji. Jego najnowszej produkcji życzę natomiast, aby pozostałe odcinki, które na Netflix trafią w piątek, poszły trochę pod prąd. Pytanie tylko, czy droga do hitu będzie wtedy krótsza.