Wszystko, co wiedziałem co o tej produkcji przed seansem pierwszego epizodu to tytuł. Mówił wiele, ale nie to, w którą stronę to pójdzie, co właściwie opowie, z której strony ugryzie ten skomplikowany temat. Po pierwszym epizodzie wiemy już, że odpada tu kino katastroficzne. I bardzo dobrze, bo choć te tematy w kinie naprawdę lubię, to byłoby to pójściem na łatwiznę. Pierwszy odcinek jest natomiast zgrabną mieszanką thrillera z katastrofą w tle i filmu politycznego. Coś się stało, grupa ludzi chce to zamieść pod dywan, do drugiej nie dociera, a trzecia patrzy, że to, co się stało, bardzo może zaszkodzić wszystkim dookoła. Tu nic na ekranie nie wybuchło, jest już po herbacie. Teraz możemy się tylko zastanawiać, jak bardzo jest źle. Nie tylko dlatego, że się to stało, ale też dlatego, gdzie się stało.
Lubię czasem produkcje, w których nie zapamiętam bohaterów. Tutaj ma to miejsce, bo choć galeria postaci ma swoje barwy, to pierwszy epizod nie wypycha nikogo przed szereg. Celem pierwszego odcinka wydaje się wprowadzenie chaosu. Chaosu zamierzonego, ale chaosu fantastycznego, sprawiającego, że ogląda się to znakomicie. Czasem nie wiesz co dzieje się na ekranie, jedyne informacje wynosisz z historii, ale sam czujesz się zdezorientowany. O to jednak twórcom chodzi.
Do wszystkiego dochodzi podtrzymany w świetny sposób wschodni klimat (choć oddałbym wiele, żeby ten serial był rosyjskojęzyczny, najlepiej z nałożonym na wszystko Mirosławem Uttą, jak w S.T.A.L.K.E.R.Z.e). Zdjęcia powstawały na Litwie, więc plan od rzeczywistej lokacji daleko nie uciekł. Tymbardziej, że zachował ducha. Do tego doliczmy efekty, które są oszczędne, ale robią wrażenie i znakomita, intrygująca charakteryzacja.
Odcinek kończy się ujęciem, które mam nadzieje nie będzie zboczeniem z obranego kierunku. Zapowiada się bowiem pięć odcinków iście smakowitej uczty, której pierwszy znakomity odcinek napędza tylko apetyt. Katastrofa w Czarnobylu już w popkulturze była, była często, jednak ten serial może być podejściem do tematu z zupełnie nowej strony. Dlatego też warto mu kibicować. W końcu to tylko pięć tygodni.