Pierwszy sezon Servant był czymś, co naprawdę mocno utkwiło w mojej pamięci. To charakterystyczny serial grozy, który wywiera trudne do zidentyfikowania emocje. Produkcja, przy której często czuje się niepokój, czasem obrzydzenie, zdezorientowanie czy niepewność. Przede wszystkim jednak pociąg do kolejnych odcinków, co sprawia, że nieustannie chce się więcej i więcej. Drugi sezon rozpoczął się z nieco innymi emocjami, ale o tym za chwilę.
Wraz z odejściem Leanne (Nell Tiger Free) zniknął też Jericho. Epizod otwierający drugą serię Servant skupia się głównie na ukazaniu stanu Dorothy (Lauren Ambrose) po tym, jak kolejny raz straciła swoje dziecko. Kobieta jest w amoku, działa pod wpływem impulsu, a w mieszkaniu Turnerów panuje istne szaleństwo. Dorothy nerwowo przemieszcza się po domu, ogląda wiadomości ze swoim udziałem i wzywa policję. Desperacko i za wszelką cenę chce odnaleźć Jericho. Drukuje ulotki ze zdjęciami Leanne i jej ciotki. Robi wszystko, co w jej mocy, by dowiedzieć się, gdzie jest jej syn.
W całym zamieszaniu coraz dziwniejsze staje się postępowanie Seana (Toby Kebbell). Mężczyzna sprawia wrażenie wyobcowanego, a jego kolejne zachowania są trudne do zrozumienia. Widzimy scenę, w której parzy sobie dłoń nad kuchenką gazową, by później czerpać satysfakcję z rozrywania ropiejących ran. Obserwujemy, jak wyrzuca ulotki stworzone przez Dorothy, zamiast pomóc żonie w jej bezsilnych działaniach.
Wygląda na to, że małżeństwo oddala się od siebie. Sean nie wspiera Dorothy, dając jej trwać w obłędzie, ale nie dziwi też fakt, że nie ma na to już sił. Jego decyzje niekiedy są ze sobą sprzeczne, a przez to postać staje się nieco irytująca. Szczególnie zadziwiająca jest ostatnia scena, w której mężczyzna robi coś, co jest całkowicie niespójne z modelem zachowania, który kreował wcześniej. Tak naprawdę nie wiemy już, co o sytuacji z Jericho myśli Sean ani jaki jest jego stosunek do lalki.
Wszystkim zawirowaniom w mieszkaniu Turnerów towarzyszy klimatyczna, niepokojąca muzyka. W posiadłości przebywa też brat Dorothy – Julian (Rupert Grint). To postać, która w pierwszym odcinku drugiego sezonu zamieszała tak, że nie wiadomo już, po której jest stronie. Myślę, że jego historia może się jeszcze ciekawie (i oby sensownie) rozwinąć. Całe zamieszanie otoczone jest wiadomościami o sekcie, do której należy Leanne. Pada nawet stwierdzenie, że grupa ta ma może mieć umiejętności wskrzeszania zmarłych.
Natłok dziwnych zdarzeń, jeszcze dziwniejszych zachowań i nowych informacji jest tak duży, że aż przytłaczający. Mam nadzieję, że błądzenie bohaterów nie oznacza błądzenia twórców i że wszystko zostanie z czasem wyjaśnione. Po pierwszym odcinku zostałam z masą pytań i z brakiem odpowiedzi. Póki co, po świetnym (według mnie) pierwszym sezonie dostaliśmy nijaki i chaotyczny pierwszy odcinek drugiej serii. Z niecierpliwością czekam zatem na kolejne epizody, bo czuję, że jeszcze będzie dobrze.
Ilustracja wprowadzenia: Apple TV+