Po prawie sielankowym finale pierwszego sezonu Midnight, Texas, ze wspaniałym ślubem naszej wampirzo-morderczej pary Olivii i Lemuela, radosnym konsumowaniu związku Fiji i Bobo, można by pomyśleć, że największym problemem miasteczka będzie nowa inwestycja w nawiedzonym przez duchy hotelu. Demoniczny kryzys został przecież zażegnany, więc wszystko powinno było wrócić do normalności. Sęk w tym, że codzienność Midnight nie jest ani spokojna, ani bezpieczna, ani sielankowa.
Po mającym uratować miasteczko przed zakusami Colconnara opętaniu Manfred ma problem – bardzo źle sypia. Na dodatek niezwykle realistycznie śni o tym, że co noc udaje się w bliżej nieokreślone miejsce, z łopatą, aby odkopać albo wykopać coś. Problem w tym, iż niekoniecznie są one jedynie sennymi marzeniami. Poza tym coraz częściej odczuwa również irracjonalną chęć mordowania wszystkich wokoło. Nie bardzo ma jednak czas, aby się na tym skupić, ponieważ nasi samozwańczy strażnicy Midnight postanawiają sprawdzić, co tak naprawdę knują – bo na pewno coś knują, nikt normalny nie przeniósłby się z interesem do ich zakątka pośrodku niczego – uzdrowiciel Kai Lucero oraz jego partnerka Patience Lucero. Dlatego też wybierają się na przeszpiegi na otwarcie nowego hotelu/spa/uzdrowiska/siedziby kultu (albo wszystkiego na raz). Chociaż wszystko wygląda dobrze, a wyleczenie nóg niepełnosprawnego staruszka całkiem przekonująco, Olivia nie daje się przekonać tak łatwo i rozpoczyna własne śledztwo. W między czasie pomieszkujący w Midnight anioł zostaje zaatakowany przez demony. Niespodziewanie z odsieczą przychodzi mu tajemniczy łowca demonów, Walker Chisum, twierdząc, że dokładnie wie, kim jest Joe Strong. Tylko – skąd?
Otwierający drugi sezon odcinek Midnight, Texas jest nieco za słodki – dużo czasu poświęcono przedstawieniu szczęścia czterech par utworzonych w obrębie grona naszych głównych bohaterów, a o wiele mniej zawiązaniu głównego wątku. A, znając tak sam serial, jak i twórczynię jego literackiego pierwowzoru, Charlaine Harris, trudno opędzić się od podejrzenia, że zaraz znajdziemy się w samym środku kolejnej apokalipsy albo umrze jedna z ważniejszych postaci. To przeświadczenie sprawia, że sportretowane szczęśliwe życie protagonistów trudno odbierać inaczej niż jako chwilową ciszę przed burzą. Co ciekawe, nawet coraz bardziej zabójcze tendencje Manfreda nie wydają się tak groźne ani zapowiadające nieszczęścia w taki sposób, jak owe ujęcia zadowolonych z życia mieszkańców Midnight. Podobnie trudno uwierzyć trójce wprowadzonych w tym odcinku osobom: Kaiowi, Patience oraz Walkerowi. Ich pojawienie się musi znamionować coś więcej – co, pokażą kolejne odcinki.
Nie wszystkim postaciom twórcy poświęcili tak samo wiele czasu, jak choćby symbolicznemu głównemu bohaterowi, Manfredowi. Fiji, bardzo sprawcza w poprzednich odcinkach, głównie pokazywana jest tym razem w objęciach Bobo, samej niewiele do historii wnosząc. Być może sezon drugi skoncentruje się na innym mieszkańcu miasteczka? W końcu jedna z ostatnich scen finału poprzedniej części Midnight, Texas, sugerowała, że być może to sprawy rodzinne Olivii będą teraz najważniejsze. Podobnie niewielką rolę odgrywa wielebny Sheehan, który, choć i poprzednio znikał (nie tylko w piwnicy) na dłuższe okresy czasu, tym razem pojawia się zaskakująco rzadko. Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnych epizodach ich postacie ponownie wrócą do scenariuszowych łask i będziemy mogli oglądać tak więcej czarownicy, jak też tygrysołaka.
Poza zbyt dominującą szczęśliwością w tym odcinku, trudno mu wiele zarzucić – zbudowany jest w miarę poprawnie. Chociaż tym razem tajemniczość miasteczka nie jest tak wyraźnie odczuwalna jak w poprzednim sezonie, atmosferę zagrożenia twórcy budują na zupełnie innych fundamentach, co pewien czas pokazując skrawki sekretów, które w dalszej części okażą się zapewne kluczowe. Przede wszystkim jednak podsycają one nieufność widzów, co do tak nowych postaci, jak też aktualnych wydarzeń. Na razie druga część sezonu zapowiada się na nieco spokojniejsza niż pierwsza – pomimo podejrzeń, nic na apokalipsę nie wskazuje tym razem – ale czy tak będzie, to się tak naprawdę dopiero okaże.
Ilustracja wprowadzenia: kadr z serialu