Pierwsze kilka minut Nightflyers – jak się szybko dowiadujemy, poprzedzające właściwą chronologię zdarzeń – to póki co zdecydowanie najlepsza część obu epizodów. Stanowi to jednocześnie spory atut na start, jak i niemal z każdą sceną powiększającą swoją wagę kulę u nogi. Bo choć iście wstrząsający początek bardzo zachęca do dalszego oglądania – zwłaszcza pozwalając skupić uwagę na uczestnikach wspomnianego krwawego prologu – dalsza część mocno obniża loty. Nieco ratuje sytuację niewiedza, jaka nas ogarnia, gdy zaczynamy obserwować działania załogi Nightflyer. To ona bowiem wyruszyła na misję, która może odwrócić losy Ziemian, żyjących w coraz gorszym środowisku (nie przedstawiono bezpośredniego powodu takiego stanu rzeczy). Celem jest oczywiście kontrowersyjny koncept zetknięcia się z obcą formą życia.
I w ten sposób przechodzimy do klimatycznej, choć dość żmudnej wędrówki przez korytarze wspomnianego statku kosmicznego. Bo mimo wszystko w Nightflyers praktycznie wszędzie klisza goni kliszę, do tego większość interakcji pomiędzy członkami załogi to mało wyszukane i raczej przewidywalne dialogi. Wszechobecna generyczność jest tym mocniej dostrzegana, gdy zestawi się ten obraz z Expanse, gdzie motywy bardziej klasycznego SF idzie ręka w rękę z rozwiązaniami swoistymi właśnie dla tej produkcji (np. wprowadzenie specyficznej gwary społeczności zamieszkującej miejsca pomiędzy Ziemią a Marsem).
Mamy 2039 rok, nowe urządzenia, neurowszczepy, możliwość rekonstrukcji czyichś wspomnień i tym podobne rozwiązania, tymczasem narracja i świat przedstawiony jak dotąd nie potrafią odpowiednio zmotywować do mniej obojętnego oglądania. Co więcej, scenarzyści nieraz zamiast pogłówkować, jak popchnąć akcję do przodu, decydują się na rozwiązania typowe dla tępych slasherów klasy B, doprowadzając do tymczasowego zidiocenia postaci (np. karygodnie wręcz słabe środki ostrożności wobec telepaty, który potrafi zabić człowieka samą myślą). Co do postaci, wstrzymam się jeszcze z ostateczną opinią, choć kilku przedstawicieli drugiego planu ma zadatki na ciekawe pociągnięcie intrygi (chociażby kobieta o niejasnej przeszłości stosująca neurowszczepy do administrowania technicznej strony statku). Główni bohaterowie – główny naukowiec (Eoin Macken) oraz towarzysząca mu pani doktor (Gretchen Mol) są raczej sztampową parą protagonistów, o których jak na razie nawet nie ma sensu się rozpisywać.
Jak na razie pozytywna ocena produkcji wynika głównie z wybuchowego początku i kilku ciekawie przeprowadzonych (choć nadal wtórnych) zabiegów. Nie da się więc powiedzieć, na ile tak negatywne oceny ze strony zagranicznych portali są adekwatne do całości. Z pewnością pierwsze epizody mogą zachęcić fanów tego typu dreszczowców SF do zweryfikowania tychże werdyktów. Reszta widzów mimo wszystko zamiast ryzykować, powinna raczej rozejrzeć się za jakimś pewniejszym tytułem na platformie Netflix.
Ilustracja wprowadzenia: SyFy