Robert Kirkman znany jest głównie z napisania kultowego już cyklu komiksów The Walking Dead. Ale swój talent potrafi ukazać również na inne sposoby. Invincible to pozornie kolejna historia o superbohaterach, w tym przypadku skupiająca się przede wszystkim na synu najpotężniejszego z nich. W trakcie lektury dość szybko jednak uświadamiamy sobie, że pod wieloma względami fabuła łamie pewne schematy. Kirkman zajął się osobiście serialową adaptacją dla Amazona, w konsekwencji czego mamy do czynienia z bardzo wiernym przeniesieniem fabuły z kart komiksu. W zasadzie tak mocno, jak to tylko możliwe.
Co oczywiście oznacza, że produkcja jest pozycją przeznaczoną zdecydowanie dla widzów dorosłych. Invincible jest bowiem nie tylko pełne trudnych tematów, ale nade wszystko to niezwykle brutalna historia, w której posoka, a nawet masowo fruwające kończyny są na porządku dziennym. Trzeba przyznać, że same animacje stoją na naprawdę wysokim poziomie, jeżeli chodzi o realizację komiksowych scen – powiedziałbym wręcz, że modele postaci są znacznie lepiej zarysowane niż w powieści graficznej i chyba trudno byłoby mi wrócić do wersji z pierwowzoru, przynajmniej z początku. Nie jest to szczyt technologiczny, ale tu nie o to chodzi. Ich sugestywność przywodzi nieco na myśl bardziej klasyczne seriale animowane DC spod znaku Justice League czy Batman Beyond. W ten sposób naszym oczom ukazuje się swoisty pastisz motywów superbohaterskich – a w nim istny tygiel motywów zgranych (czasem aż za bardzo) i tych nieco mniej tworzy niezwykle ciekawą intrygę.
Ciężko by było wysuwać tezę, jakobyśmy mieli do czynienia z jakimś absolutnym kamieniem milowym gatunku, bo przewartościowywanie superbohaterskich schematów i klisz od lat jest bardzo powszechne. Invincible robi to jednak w bardzo ciekawy i przewrotny sposób. W ciągu ośmiu epizodów Kirkman kilkakrotnie wodzi widza za nos, prezentując mu scenki różniące się niewiele od życia Petera Parkera – poznawanie własnych mocy, godzenie tego wszystkiego z życiem w szkole i znajomymi, wciskanie randek pomiędzy zwalczanie złoczyńców etc. – by wtem porazić go plot twistem, na który spojrzałby z uznaniem Warren Ellis.
Ten kontrast stanowi rdzeń całego serialu i zarazem jeden z jego największych atutów. Poznajemy i zżywamy się z galerią świetnie napisanych herosów, antyherosów i antagonistów, by jednocześnie raz za razem dostawać emocjonalnymi bombami, zazwyczaj zagrażającymi ich życiu. To sprawia, że nawet jeśli niektóre wątki są nieco przewidywalne, a zachowanie postaci od czasu do czasu mało logiczne, stawka staje się dla nas tak wysoka, że w pewnym momencie angażujemy się weń bez reszty. Zwłaszcza, że każdy z bohaterów ma tutaj coś do powiedzenia, a w trakcie sezonu nawet z pozoru najprostsza postać epizodyczna potrafi odkryć przed nami jakąś swoją głębię bądź po prostu przełamać jakiś swój schemat.
O dziwo część z nich przebiła nawet swoje wersje z komiksowego pierwowzoru. Niezwykle pomocna jest przy tym obecność gwiazd, które podkładają głosy. Absolutną gwiazdą jest tutaj J.K. Simmons jako tajemniczy Omni-Man, najpotężniejszy mieszkaniec Ziemi i ojciec naszego bohatera, któremu kroku dotrzymuje Steven Yeun, czyli tytułowy Niezwyciężony. Obaj tworzą wybuchową parę, która elektryzuje każdą scenę – aż do nieprawdopodobnego, porażającego finału sezonu. Ale poza nimi także znalazło się całkiem sporo ciekawych „ról”. I tutaj starczy wymienić z drugiego planu Marka Hamilla (dla odmiany bardzo stonowany i robiący miejsce innym, co też jest ciekawym eksperymentem), Walton Goggins, Zazie Beetz, Sandra Oh, a nawet Seth Rogen – każde z nich to klasa sama w sobie.
Nie każdemu oczywiście przypadną do gustu przeprowadzone w stosunku do pierwowzoru zmiany, jednak nie zmienia to faktu, że serialowy Invincible tak czy inaczej broni się – dla jednych lepiej, dla innych gorzej, ale jednak. To emocjonalny rollercoaster, które zalety jak dotąd skutecznie przykryły kilka przywar, dając nam kolejną niebanalną, łamiącą konwencję od wewnątrz historię. I szczerze mówiąc, na dalsze perypetie Marka Graysona w kolejnych sezonach czekam bardziej niż na kolejne marvelowe historie. A Falcon? Kim, do cholery, jest Falcon…?
Powinno być 95%