Podobnie jak w innych produkcjach Apple TV+, które widziałam, w Historii Lisey widać bardzo wysoki budżet. Wizualnie serial prezentuje się znakomicie. Fantastyczna, mroczna sceneria, klimatyczne kolory, doskonałe efekty specjalne. Jednak sam wygląd nie broni tej produkcji na tyle, bym mogła zaliczyć ją do udanych seansów.
Być może w zrozumieniu Historii Lisey pomogłoby mi przeczytanie książki Stephena Kinga. Nie jestem jednak zapoznana z powieścią, a serial był dla mnie męcząco niejasny. Do pewnego momentu nie wiedziałam dokładnie, o czym jest ta produkcja. Trudno było mi zrozumieć, co tak naprawdę dzieje się na ekranie. To sprawiało, że byłam roztargniona i niełatwo było mi się skupić na historii. Przejście przez wszystkie odcinki było dla mnie tak samo problematyczne, jak dla głównej bohaterki rozwikłanie zagadki, którą pozostawił jej mąż.
Pod koniec historia zaczęła się nieco sklejać i muszę przyznać, że ostatnie dwa odcinki były już jaśniejsze. Pozwolę sobie jednak zostawić kwestię fabuły. Na docenienie zdecydowanie zasługuje obsada tej produkcji. Julianne Moore, Clive Owen, Jennifer Jason Leigh, Joan Allen i Dane DeHaan są największą zaletą Historii Lisey.
Piękne zdjęcia, gwiazdorska obsada i głośne nazwisko Kinga nie są w stanie zagwarantować udanej produkcji, gdy historia jest tak powolna i… po prostu nudna. To serial, w którym pokładałam spore nadzieje i który początkowo bardzo mnie zaintrygował. Magiczny klimat i zauroczenie nie trwały jednak długo. Jeśli jednak jesteście fanami powieści króla grozy, z pewnością warto zapoznać się z Historią Lisey i sprawdzić, jak wypada z zestawieniu ze swoim pierwowzorem.
Ilustracja wprowadzenia: Apple TV+