Halston – recenzja miniserii o legendzie amerykańskiej mody

Roy Halston Frowick był amerykańskim projektantem, który międzynarodową sławę zdobył w latach 70. ubiegłego wieku. Jego innowacyjne spojrzenie zrewolucjonizowało kobiecą modę. Przyjaźnił się z Lizą Minelli czy Andy Warholem, a teraz możemy zobaczyć cały przebieg jego kariery w miniserii Netflixa – Halston. Recenzja poniżej.

Halston jest kolejnym dzieckiem Ryana Murphy’ego i Netflixa. Serial rozpoczyna się od dzieciństwa tytułowego bohatera i wspomnień o kłótniach jego rodziców. Jako młody chłopiec chciał podnieść maltretowaną matkę na duchu i stworzył dla niej kapelusz. Kilka sekund później przenosimy się w przyszłość, do momentu kiedy Jackie Kennedy występuje w zaprojektowanym przez niego nakryciu głowy. W ten sposób Halston zdobywa popularność, ale w związku z tym, że moda jest bardzo dynamiczna, szybko okazuje się, że ta na kapelusze też przemija. Główny bohater szybko podejmuje decyzję o projektowaniu ubrań, zbiera swój zespół, zdobywa fundusze i międzynarodową sławę. W mgnieniu oka przechodzimy przez kolejne etapy w drodze na szczyt Halstona, które niestety zdobywane są bez większej refleksji.

Ryan Murphy zrobił w swojej karierze kilka całkiem świetnych rzeczy – Glee, American Horror Story, American Crime Story, jest jednym z twórców Pose. Jednak wszystkie jego produkcje dla Netflixa nie są tak dobrze zrealizowane. Hollywood, Bal czy Ratched odbiegają poziomem od wyżej wspomnianych pozycji. Z Halstonem niestety nie jest inaczej. Tak, jak np. w Wyborach Paytona Hobarta Murphy chciał upchnąć za dużo i sam pogubił się w tym, o czym serial faktycznie jest, tak tutaj wydaje się, że barwny życiorys popularnego projektanta nie został odpowiednio wykorzystany. Jest to po prostu zrobiona od linijki notka biograficzna.

Zobacz również: Upiorny dom – recenzja austriackiego horroru familijnego Netflixa

fot. Netflix

Teoretycznie Halston wspomina dzieciństwo głównego bohatera, ale jedynie przez dwie minuty pierwszego odcinka. Wiemy, że kiedy tylko było to możliwe wyrwał się z domu rodzinnego. Większość miniserialu skupia się jednak na jego dorosłym życiu i tym, jak za wszelką cenę chciał osiągnąć sukces. Halston to klasyczna historia o dojściu na szczyt, by później dotknąć dna i się od niego odbić. Praktycznie wszystko w serialu sprowadza się do jego życia zawodowego. Delikatnie dotknięto kwestie jego związków z innymi mężczyznami i choroby. I choć na jego wybiegu widać kobiety o różnych odcieniach skóry, serial nie wspomina, że Halston był jednym z pierwszych projektantów, który zatrudniał modelki o różnym pochodzeniu etnicznym i te zostały przez prasę ochrzczone The Halstonettes. Największą pominiętą przez Murphy’ego częścią życia projektanta jest natomiast jego relacja z matką. W całym serialu pojawiają się dosłownie dwie sytuacje z nią związane – ta z dzieciństwa i później jego reakcja na śmierć matki. Pod tym względem scenariusz zawodzi, a przez to traci na tym również gra Ewana McGregora.

Co prawda McGregor włożył odrobinę pracy w stworzenie tej postaci – używał odpowiedniego tonu głosu i akcentu, nauczył się charakterystycznych gestów. Jednak to nie wystarczy do stworzenia postaci kompleksowej. Z całego przebiegu serialu wynika, że Halston chciał osiągnąć sukces za wszelką cenę. Najważniejsza dla niego była jego marka i nic poza nią nie miało znaczenia. Problem w tym, że Halston w momencie swojej chwały jest przekonany o swojej nieomylności. Nie słucha rad osób, które pomogły mu w przeszłości, odtrąca ich kiedy mają inne niż on zdanie. To zmieszane z kokainą doprowadza go do utraty tego, na co tak ciężko pracował. Dopiero pod koniec serialu główny bohater pokazuje odrobinę ludzkiej twarzy.

Zobacz również: Armia umarłych – recenzja filmu Zacka Snydera. Zabił to i wyjechał z tego miasta

fot. Netflix

Halston na pewno wiernie oddaje klimat epoki. Czy to lata 70. czy 80. wszystko jest tutaj na miejscu, a moda była wtedy bardzo charakterystyczna. Wszelkie projekty Halstona zostały świetnie odtworzone. Pochwalić można również charakteryzację bohaterów, jak i ścieżkę dźwiękową, która zyskuje zwłaszcza w drugiej części miniserii.

Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy Ryan Murphy w końcu znalazł się na dobrych torach współpracy z Netflixem. Odnosi się wrażenie, że streamingowy gigant wywiera na niego presję, jak niegdyś na Halstona wywierał jego współpracownik. Zależy im na ilości, pomijając przy tym jakość. Szkoda, bo życiorys projektanta jest gotowym scenariuszem, a tutaj potencjał na fantastyczny serial biograficzny został po prostu zmarnowany.

ilustracja wprowadzenia: Netflix

Redaktor

Większość wolnego czasu spędza na oglądaniu seriali i pisaniu o nich.

Więcej informacji o
, ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?