W miniserialu Griselda poznajemy losy Griseldy Blanco, zanim stworzyło jeden z najbardziej dochodowych karteli na świecie. Blanco była oddaną matką, której los nie rozpieszczał. Nie udany związek, zbrodnia zmusiły ją do opuszczenia Medellin. Tytułowa (anty)bohaterka ucieka do USA, gdzie pragnie zagwarantować dobrobyt swoim ukochanym synom. Połączenie jej sprytu oraz uroku osobistego sprawia, że kobieta rozpoczyna biznes, który zaczyna zagrażać najbardziej wpływowym bossom narkotykowym.
Najjaśniejszym i najlepszym punktem całego serialu jest zdecydowanie Sofia Vergara. Może się wydawać, że zdecydowanie ta rola była dla niej stworzona. Bezbłędnie jak na Kolumbijkę przystało oddaje wybuchowy charakter Griseldy. Przedstawia nam przede wszystkim matkę, która za wszelką cenę chcę bronić swoich synów, nawet za poświęcenie czyjegoś życia, bądź weźcie na kryminalną ścieżkę kariery. Vergara naprawdę interesująco przedstawia mix osobowości jakimi posługiwała się Blanco. Oprócz kochającej matki, widzimy w niej pewną siebie kobietę oraz charyzmatyczną bizneswoman.
Griselda, to też bardzo intersująca historia. Wgłębiamy się w świat okrutnych bossów narkotykowych, gdzie kobieta nie ma praw do zabierania głosu w sprawach biznesowych. Kokainowi królowie poszerzają swoje majątki w rodzimej Kolumbii a ekstradycja do Stanów Zjednoczonych jest ucieleśnieniem najgorszych koszmarów. Tymczasem Griselda, jako kobieta zaczyna swój narkotykowy biznes rozpoczyna właśnie w USA, musząc się przebić przez wysoko postawionych gangsterów, dla których jej słowo aby cokolwiek znaczyło musi być poparte argumentami. Śledzenie tej historii w której Blanco wspina się na szczyt bossów jest interesującą podróż w głąb świata kartelii.
Miniserial oddaje Ameryki lat osiemdziesiątych. Klimatycznie dobrana muzyka, w hit z konkretnego czasu w połączeniu z gangsterską tematyką filmu to intrygujące połączenie, które przykuwa uwagę. Również niesamowite kostiumy, robią wrażenie. Widać, że twórcy jak najbardziej chcieli nawiązać do charakterystycznej mody co wyszło im dobrze.
To co działo na minus Griseldzie, to fakt, że niektóre z odcinków są za długie. Można odnieść wrażenie, że niektóre momenty są po prostu zbyt rozciągnięte w czasie. Brakuje również we wszystkim, trochę więcej na temat dojścia do absolutnej władzy Griseldy, mamy przeskok na jej zmierzch rządów kokainowym półświatku. Twórcy również skupili się bardziej na ludzkiej stornie Blanco. Brakuje w tym wszystkim, faktu że Grisleda Blanco była jedną z najbardziej okrutnych postaci narkobiznesu, nie tylko kochającą matką.
Griselda to dość specyficzna produkcja Netflixa. Tak jak we wcześniejszych produkcjach mieliśmy do czynienia z bezwzględnym światem Narcos tutaj mam bardzo ugrzecznioną wersję jednej z najbardziej okrutnych postaci w świecie kokainowych bossów. Pokazanie tylko i wyłącznie jej dobrej rodzinnej strony, sprawia że produkcja w pewnych momentach jest zbyt mdła, co również rzutuje na niewykorzystany potencjał całej historii.