Odcinek otwiera romantyczna scena głównej bohaterki Rue (Zendaya) i jej dziewczyny Jules (Hunter Schafer). Wygląda na to, że para mieszka razem i wiedzie im się naprawdę dobrze. Rue budzi Jules pocałunkami, a obie wyglądają na bardzo szczęśliwe. I kiedy już prawie zaczynamy wierzyć w ten idealny obrazek, okazuje się, że była to tylko wizja Rue, która tak naprawdę spędza właśnie wigilijną noc w typowym amerykańskim barze z naleśnikami. Dziewczyna ponownie jest pod wpływem narkotyków. W finale pierwszego sezonu Euforii dziewczyny rozstały się, gdy Jules wyjechała z miasta bez Rue. Pierwsza scena odcinka specjalnego dała zatem złudną nadzieję szczęśliwej kontynuacji ich związku.
Rue w barze towarzyszy mężczyzna Ali (Colman Domingo), z którym to rozmawia przez cały odcinek. I to właśnie główna różnica między całym pierwszym sezonem a projektem specjalnym. Euforia przyzwyczaiła nas do dynamiczności, kamery nieustannie goniącej za narkotycznymi stanami Rue, ciągłymi zmianami tempa i zabawy kolorami. Cały odcinek specjalny rozgrywa się w barze, a tym, co widzimy, są głównie twarze dwójki bohaterów. Niekiedy spoglądamy na nich zza okna, co sprawia wrażenie, jakbyśmy podsłuchiwali czyjąś prywatną rozmowę. I właściwie tak jest.
Rue i Ali rozmawiają o swoich doświadczeniach z narkotykami, o rodzinie, życiu, zdradzie, Bogu i wartościach. Dziewczyna opowiada mężczyźnie o relacji z Jules. Z jej słów wynika, że nadal jest dla niej bardzo ważna, chociaż narzeka na jej postępowanie. Mówi, że jest teraz szczęśliwa i zdrowa, ale Alie wie, że Rue ciągle jest pod wpływem narkotyków. Opowiada jej więc o swoim wyjściu z nałogu.
Odcinek jest wizualnym przeciwieństwem pierwszego sezonu zapewne ze względu na warunki, w jakich powstał. Pandemia znacznie ograniczyła możliwości produkcyjne hitu HBO. Myślę jednak, że wcale nie wpłynęło to negatywnie na jakość materiału. Dzięki temu dostaliśmy coś, czego pewnie nie dostalibyśmy w normalnych okolicznościach – lepiej poznaliśmy główną bohaterkę. Być może dowiedzieliśmy się o niej więcej z tego odcinka, niż z całego sezonu.
Reżyserem, producentem wykonawczym i osobą odpowiedzialną za scenariusz jest Sam Levinson. To on od początku stoi za całością Euforii. Tym odcinkiem jedynie udowodnił, jak znakomicie radzi sobie w kreowaniu wiarygodnych i poruszających bohaterów.
Trudno wyobrazić sobie w roli Rue kogoś innego. Wydaje mi się, że powierzenie tej roli Zendayi to zdecydowanie jedna z najlepszych podjętych decyzji. Aktorka nie bez powodu zdobyła w tym roku nagrodę Emmy w kategorii Najlepsza aktorka w serialu dramatycznym. Sam serial otrzymał też nagrody za charakteryzację i muzykę. Mimo oszczędności w środkach artystycznych, odcinek specjalny także wyróżnia się znakomitym doborem ścieżki dźwiękowej, za którą ponownie odpowiada Labrinth.
Ten odcinek to doskonałe uzupełnienie postaci Rue, ale też coś, co można zobaczyć bez znajomości pierwszego sezonu Euforii. To obraz rozmowy, w której wielu może znaleźć cząstkę siebie. To przykład tego, że epizody butelkowe wcale nie muszą być nudne. Gdy wsłuchamy się w rozmowę bohaterów, czas mija zaskakująco szybko. To idealna produkcja dla osób, które mają dość wszechobecnego aktualnie na platformach streamingowych świątecznego klimatu. Takiej wigilii z pewnością jeszcze nie widzieli.
Euforia: Trouble Don’t Last Always to dowód na to, że można w minimalistyczny sposób zrobić coś maksymalnie dobrego. Na szczęście to dopiero pierwszy z dwóch odcinków specjalnych. Do obejrzenia na HBO GO.
Ilustracja wprowadzenia: HBO