fot. materiały prasowe Netflix
fot. materiały prasowe Netflix

Erased – recenzja japońskiego serialu

Oglądając Japońskie seriale, wyniosłam z nich 3 rzeczy: 1. Japończycy mają nietypowy gust. 2. Nie lubią mówić wprost o rzeczach, które ich krępują. 3. Uwielbiają dramaty. Tych wszystkich rzeczy nie znajdziecie w Erased. Pod tym względem produkcja z 2017 roku jest bardziej „zachodnia”. Jednocześnie nie traci swojego rodzimego charakteru. Jak dla mnie jest to najlepszy Japoński serial. Czemu?

Po pierwsze fabuła. Ereased oparta jest na mandze Boku dake ga inai machi. Sam fakt, że dzieło Keia Sanbe w ciągu dwóch lat od zakończenia serii doczekało się dwóch ekranizacji (film fabularny i serial) o czymś świadczy. Podobnie jak pierwowzór, serial opowiada historię Satoru Fujinumy – początkującego rysownika komiksów, który posiada niezwykły dar. Mężczyzna potrafi się cofnąć w czasie. Niestety nie kontroluje on swoich umiejętności. Zazwyczaj „powrót” wydarza się bez jego wiedzy, w momencie, gdy w pobliżu wydarzy się coś złego. Wtedy Satoru cofa się o kilka minut, by zmienić bieg wydarzeń. Kiedy ginie matka mężczyzny, ten próbuje cofnąć się do momentu jej śmierci. Coś jednak idzie nie tak, jak powinno i bohater cofa się o 18 lat wstecz, do czasów, gdy był jeszcze małym dzieckiem. Dostając jednocześnie od losu okazję, by zapobiec morderstwu trójki jego rówieśników. Brzmi intrygująco?

Kolejnym ogromnym atutem jest świetna reżyseria. Ten Shimoyama świetnie korzysta z wszystkich filmowych elementów, budując odpowiedni klimat swojej opowieści. Muzyka, zdjęcia, scenografia oraz kostiumy – wszystko idealnie ze sobą współgra. Muzyka dawkowana jest nam w małych ilościach, jednak kiedy już się pojawia, perfekcyjnie wpasowuje się w całą konwencję. Kamera bierze czynny udział w budowaniu historii. Raz obserwuje bohaterów z ukrycia, raz podąża z nimi ramie w ramię, a innym razem ich wyprzedza. Wszystko to po to, byśmy mogli jak najlepiej wczuć się w opowiadaną historię.

Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 1. sezon Mr. Sunshine

Trzecim powodem są świetnie dobrani aktorzy. Miałam małe obawy co do Yûkiego Furukawa’y – odtwórcy głównej roli. Widziałam go wcześniej w serialu Itazura na Kiss: Love in Tokyo, gdzie nie zrobił na mnie zbyt dobrego wrażenia. Nie wiem, czy ta rola bardziej mu podpasowała, czy to dzięki umiejętnemu poprowadzeniu przez reżysera, w tej produkcji aktor odnalazł się idealnie. Można narzekać, że jego bohater jest zbyt niedojrzały, jednak w momencie, gdy sama postać to przyznaje, staje się to zaletą, a nie wadą. Zaczynamy rozumieć, że Satoru nie jest nieomylny, jest po prostu zwykłym człowiekiem.

fot. kadr z serialu Erased - Netflix

fot. kadr z serialu Erased – Netflix

Erased powiela wiele znanych nam z innych produkcji schematów, jednak robi to w sposób twórczy. Bardziej spostrzegawczy widzowie pewnie już w połowie serialu domyślą się, kto jest głównym antagonistą, jednak w najmniejszym stopniu nie będzie to przeszkadzać w dalszym cieszeniu się tą historią. Serial ma nam dużo więcej do zaoferowania niż tylko rozwikłanie zagadki i odnalezienie mordercy. Przede wszystkim trzeba oddać twórcom, że postarali się by każdy, choć najmniejszy szczegół był realistyczny. Nie chodzi mi tu tylko o dokładne odzwierciedlenie lat 80., ale również o momenty rehabilitacji głównego bohatera.

Zobacz również: Na pierwszy rzut oka – azjatycki hit Meteor Garden

Pomimo początkowych obaw, że krótkie odcinki nie pozwolą na rozwinięcie wszystkich wątków, muszę przyznać, że dostałam wszystko, czego oczekiwałam i nie czuję, żeby tu czegoś brakowało. Erased nie jest może idealne. Czasem scenariusz razi naiwnością, jednak można to wybaczyć, gdyż wszystko to wpasowuje się w ogólny klimat produkcji. Momentami serial może nużyć (szczególnie gdy po raz 50 jesteśmy zarzucani zdjęciami fabryki wypluwającej ze swojego wnętrza kłęby dymu – wręcz można powiedzieć, że stała się ona pełnoprawnym bohaterem, który dostaje nawet więcej czasu antenowego niż niektóre z dzieciaków), jednak te chwile szybko mijają i znowu wracamy do głównej osi fabuły. Zwrotów akcji tutaj nie brakuje, a przecież o to chodzi w kryminałach.

Stały współpracownik

Studentka dziennikarstwa. Miłośniczka kina. Zafascynowana Azją, a w szczególności koreańską kinematografią. Fanka Sherlocka. W wolnych chwilach ogląda seriale, podróżuje lub rozczytuje się w romansidłach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?