Nowy sezon na dzień dobry styka nas z konsekwencjami finału poprzedniej serii. Po starciu z Mr. Nobody większość ekipy zostaje skurczona do rozmiarów małych zabawek. Jednak ten problem szybko okazuje się zaledwie preludium do kłopotów, jakie ich czekają. Przede wszystkim chodzi o długowieczną córkę Nilesa, której wymyśleni przyjaciele mogą w najgorszym razie sprowadzić na świat armagedon.
Gdybym miał wytknąć największą bolączkę 1. sezonu, myślę, że zatrzymałbym się przy chaotycznej konstrukcji całości. Świetnie przemyślane kluczowe odcinki i genialny Alan Tudyk jako Mr. Nobody z nawiązką nadrabiali tę kwestię, jednak mimo wszystko odcinki opierały się na dość mętnych podstawach głównego wątku, co jakiś czas się gdzieś gubiąc. Kolejny rozdział uniknął tego błędu. Jest znacznie bardziej przemyślane, jeżeli chodzi o strukturę, na jakiej bazuje cała historia. Nadal oczywiście większa części historii to należące do poszczególnych bohaterów wątki-wolne elektrony, generujące się i kończone bez określonego porządku (co od początku stanowiło pewien urok serii). Teraz jednak wszystko to kręci się wokół o wiele wyraźniejszego punktu oparcia, sprawiającego, że całość jest o wiele spójniejsza.
Głównym motywem 2. sezonu Doom Patrol są problemy rodzicielstwa – przedstawione w typowy, niekonwencjonalny dla serialu sposób, rzecz jasna. Niles Caulder, Cliff czy Larry zmagają się ze swym ojcostwem, natomiast Jane i Rita – trudnym dzieciństwem i jego konsekwencjami. To sprawia, że każde z nich może z powodzeniem odnotować pewien progres, jeśli chodzi o rozwój. Nawet Cyborg – który wcześniej znacząco odstawał od reszty paczki – rozwinął się doprawdy imponująca, dzięki czemu przestał być jedynie przerywnikiem pomiędzy najciekawszą akcją. Co się tyczy zaś różnorodności wątków, ciężko w to uwierzyć, ale jest jeszcze bardziej dziwacznie niż dotąd.
Nowe osobowości Jane, wymyśleni przyjaciele, którzy w jak najbardziej realny sposób krzywdzą innych, różowe potworki zarażające śmiertelnie głupimi pomysłami, templariusze skupieni wokół istoty królikopodobnej… można by tak wyliczać. Tragiczne zazwyczaj losy postaci zostały jeszcze mocniej wzbogacone humorystycznymi wstawkami (fragmenty nieistniejących seriali nawiązujących do różnych konwencji – prawdziwe złoto). Nawet brak Mr. Nobody został ładnie zastąpiony – zresztą gdzieś w trakcie sezonu ponownie zburzono czwartą ścianę, tłumacząc brak Alana Tudyka innymi angażami.
Dlaczego zatem finałowa ocena 2. sezonu Doom Patrol jest niewiele wyższa od poprzednika? Ano dlatego, że szkody związane z zawirowaniami na planie zmusiły do pośpiechu przy finale, przez co kilka ważnych wątków nie zostało domkniętych. Mocny cliffhanger każe czekać na trzecią odsłonę, jednak biorąc pod uwagę to, co się dzieje w szeregach DC Universe, niczego nie można być pewnym. Pozostaje żywić nadzieję, że za jakiś czas ten genialny serial powróci.
Ilustracja wprowadzenia: HBO