Genialne, nastrojowe intro wprowadza nas w meandry fabuły u boku sarkastycznego narratora (Alan Tudyk, który jest jednocześnie głównym przeciwnikiem), przedstawiającego po kolei każdego z najważniejszych postaci. Były światowej sławy kierowca (Brendan Fraser), który wskutek wypadku samochodowego stracił prawie całe ciało za wyjątkiem mózgu; niegdyś świetny pilot (Matt Bomer) – obecnie wrak człowieka z poparzonym ciałem i utrzymującą go przy życiu istotą astralną; gwiazda kina lat 50. (April Bowlby), która przez działanie nieznanej substancji ma problemy z utrzymaniem stanu skupienia swojego ciała; i wreszcie Crazy Jane (Diane Guerrerro), najbardziej nieprzewidywalny członek ekipy ze swoimi 64 osobowościami. Wszystkich łączy jedna osoba: dr Niles Caulder (Timothy Dalton), tajemniczy, ekscentryczny milioner, który przygarnął do siebie całą grupę, pomagając podnieść się po traumie. Wszyscy będą musieli zebrać się w sobie, by stanąć do walki z Mr. Nobody – superzłoczyńcą, którego nie ogranicza czas i przestrzeń.
Doom Patrol to wielki festiwal dziwactw. Twórcy wyciągnęli z DC Comics najbardziej szalone pomysły i upchnęli w jednej wielowątkowej historii. Tak samo jak w przypadku chociażby tegorocznego Umbrella Academy, punktem wyjścia i zarazem jedyną stałą opoką fabuły jest grupa niezrównoważonych, a zarazem niezwykle niebezpiecznych dla siebie i innych indywidualności. Z tą różnicą, że tam, gdzie hit Netfliksa stosuje bardziej bezpośrednie podejście do wątku głównego, Doom Patrol, mając na podorędziu znacznie więcej odcinków, co rusz zbacza z podstawowego traktu, eksplorując jakieś poboczne aspekty fabuły. Tak chaotyczna struktura pięknie współgra z generalnym wydźwiękiem produkcji. Przez pewien czas protagoniści mogą ganiać za swoim przeciwnikiem, by na jeden-dwa odcinki zatrzymać się w dziwacznym świecie rządzonym przez osobliwy kult, spotkać swoich poprzedników w kuriozalnej wariacji domu spokojnej starości czy trafić na żyjącą ulicę przygarniającą największych outsiderów. Osioł będący portalem do miniuniwersum, szczur szukający zemsty za śmierć swoich rodziców, karaluch-prorok apokalipsy o wdzięcznym imieniu Ezekiel – doprawdy, można tak wymieniać bez końca. I pomimo tego, że od czasu do czasu twórcy niepotrzebnie zaklinują się w jakimś mniej interesującym wątku czy czasem przeholują (przejaskrawione do granic możliwości, zbyt jednoznaczne Biuro Normalności), koniec końców wychodzą z tego wszystkiego obronną ręką, tworząc po drodze parę epizodów-arcydzieł.
Kto by pomyślał, że po obejrzeniu tego serialu znacznie bardziej będą mnie obchodziły losy niezręcznego, prostodusznego i bluzgającego robota z mózgiem człowieka niż ostatniej filmowej inkarnacji Supermana? To, co twórcy Doom Patrol zrobili z dotychczas anonimowymi dla większej części widzów postaciami, jest absolutnym majstersztykiem. To efekt znakomicie rozpisanych i idealnie obsadzonych ról. Interakcja pomiędzy nimi to jedna z najlepszych rzeczy, jakie dostarczył nam ten gatunek. Podstawową czwórkę można podzielić na bardziej wyważoną, bliższą racjonalnemu myśleniu (Elasti-Girl i Negative Man) oraz skłonną do częstszych wybuchów parkę (Robotman i Crazy Jane), ale tak naprawdę wszyscy muszą przepracować jakieś swoje życiowe problemy i od czasu do czasu stracić kontrolę, nieraz skacząc sobie do gardeł. Pojawia się też oczywiście Cyborg (Joivan Wade), ale jego postać, choć sama w sobie nie jest zła, zdaje się nieco niknąć na tle reszty i być nieco na doczepkę, chyba w dużej mierze po to, by jakoś wcisnąć szerzej znaną postać. Spoiwo stanowi Caulder, który sam ma swoje za uszami i z każdym odcinkiem pojawi się więcej pytań z nim związanych.
Najważniejsze jest to, że scenarzyści nie skoncentrowali się na tępym eksponowaniu supermocy naszych antybohaterów, biorąc na cel ich ludzkie słabości, sięgające znacznie głębiej niż fizyczne defekty. To także niesamowity popis aktorstwa. Cieszy szczególnie powrót Frasera (a raczej głównie jego głosu), Bomer nadaje swojej postaci nieco stoickiego uroku, Bowlby perfekcyjnie szafuje elegancją i temperamentem z poprzedniej epoki, z kolei Guerrerro bije wszelkie możliwe rekordy, co rusz wcielając się w inną osobowość. Jeżeli nie otrzyma chociaż nominacji do Emmy, będzie to wielka niesprawiedliwość. Nad wszystkim czuwają pełni charyzmy i doświadczenia Dalton i Tudyk.
No i na deser trzeba wspomnieć o prawdziwej esencji Doom Patrol, głównej przyczynie wyjątkowości tej produkcji – burzeniu czwartej ściany. Podstawową przyczyną sprawczą jest tutaj oczywiście niepowtarzalny Mr. Nobody, będący złoczyńcą i zarazem narratorem serialu. Każde jego pojawienie się tworzy pomost pomiędzy historią a widzami. Nobody regularnie odnosi się bezpośrednio do nas, pauzuje show niczym my, oglądając je na playerze i jest aktywnym kreatorem wydarzeń. Jeden z późniejszych wątków daje dość jasną sugestię, że akcja rozgrywa się na kartach komiksu. Nie przypominam sobie tak samoświadomej adaptacji tego typu medium – i mam na myśli również produkcje filmowe, z dylogią Deadpoola na czele.
Doom Patrol może stać się dla DC tym, czym Strażnicy Galaktyki stali się dla MCU (dla mnie osobiście już jest). Jest niczym uroczy, psotny dzieciak, który pomimo swoich dziwactw i skłonności do zbaczania z danej ścieżki posiada cechy charakteru sprawiające, że jesteśmy skłonni mu wybaczyć wszelkie wady charakteru. Dlatego doprawdy nie jestem w stanie długo wypominać temu serialowi miejscami rozwleczonych wątków czy tego, że od czasu do czasu scenarzyści nieco za mocno odchodzą od głównego wątku. To chyba jedyna obecnie produkcja, która może zawierać nieprawdopodobną ilość nielogicznych i wariackich wątków, mimo to wychodząc na mocny plus. Póki co to największa pozytywna niespodzianka w gatunku od lat, tuż obok Umbrella Academy. Wprost nie mogę się doczekać nadejścia Swamp Thing już za kilka dni.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe
Cyborg jest na doczepkę, ale pewnie, żeby nikt się nie czepiał w USA, że nie ma reprezentacji rasowych w obsadzie 😛