Dom kwiatów to kolejna meksykańska propozycja Netflixa. Po Club de Cuervos i Nieposkromionej przyszedł czas na dramat obyczajowy, który łączy w sobie również elementy telenoweli czy komedii. Trzynaście obejrzanych odcinków to naprawdę czysta przyjemność, bo serial zawiera w sobie dosłownie wszystko, czego można zapragnąć od tego typu produkcji.
Tytułowa La casa de las flores to po prostu rodzinna kwiaciarnia. Historia rozpoczyna się od urodzin głowy rodziny, Ernesto (Arturo Rios). Na przyjęciu pojawiają się bliżsi i dalsi przyjaciele rodziny, co staje się niewygodne, kiedy samobójstwo popełnia kochanka Ernesta, Roberta (Claudette Maille). Idylliczna z pozoru familia musi poradzić sobie ze skrywanymi od lat sekretami, nowymi członkami rodziny, przestępstwem i kolejnymi niespodziankami, które przynosi im los. Główną bohaterką bezsprzecznie jest jednak Virginia (Veronica Castro), która spaja rodzinę w jedność i dba o to, by wszystkie tajemnice nie wyszły na światło dzienne. Poniekąd Dom kwiatów to historia o tym, jak chronić i wybaczać swoim bliskim, nieważne jak bardzo w poważnej sytuacji znajdą się nasi bohaterowie.
Zobacz również: Na pierwszy rzut oka – 1. sezon Insatiable
Dom kwiatów to jeden z tych seriali, które trudno jest recenzować, nie zdradzając za dużo z fabuły serialu. Pisząc o tym, że ma w sobie wszystko, nie przesadzałam. Po pierwsze kwestie homoseksualizmu i biseksualizmu, brak akceptacji ze strony bliskich i społeczeństwa. Po drugie również temat transseksualistów i tego, jak radzą w sobie w kraju bardzo uprzedzonym do tego typu osób. Po trzecie, kwestie etyki osobistej. Po czwarte, relacje rodzinne.
To tylko niektóre z tematów poruszonych przez serial Netflixa, ale na pewno te najważniejsze. Dom kwiatów ma w sobie na pewno elementy telenoweli, ponieważ zwroty akcji oraz tematyka tam poruszana poniekąd stamtąd właśnie czerpie. Ale tym, których odrzuci samo słowo telenowela, zapewniam, że jest to zrobione ze smakiem. Tak jakby twórcy wyciągnęli z gatunku to, co najlepsze pozbywając się ogromu kiczu. Serial ma w sobie również dramat i komedię.
Zobacz również: Na pierwszy rzut oka – 1. sezon Castle Rock
Fakt, niektórzy bohaterowie są zbudowani w sposób przerysowany, ale niezaprzeczalnie pasują do całości. Pani domu zawsze dramatyzuje, kiedy coś nie idzie po jej myśli i planuje zemstę na tych, którzy ją skrzywdzili. Syn jest ogromnym egoistą, który tak naprawdę nie wie, czego chce od życia. A córki rywalizują ze sobą o miano tej najlepszej. Dodatkowo wszyscy nałogowo kłamią. Wplecione do całości wątki LGBT sprawiają, że naprawdę ogląda się to znakomicie. Wszystko ze sobą współgra. Minusem są dziury w fabule. Momentami niektórzy bohaterowie znikają, po to aby nagle bez słowa wyjaśnienia pojawić się z powrotem.
Dom kwiatów to idealna propozycja na letnie wieczory, kiedy chcemy po prostu odpocząć, ale i też się rozerwać. Połączenie tylu gatunków w jednej, zrównoważonej produkcji zdaje egzamin na piątkę. Dodatkowo postaci, zwroty akcji i połączenie kilku kultur sprawia, że ogląda się serial z czystą przyjemnością.
ilustracja wprowadzenia: Netflix