Humor w tym sezonie nie jest aż tak przegięty jak w poprzednich. Rzadziej były momenty, w których z zażenowaniem zakrywałem dłońmi twarz. Żarty w najnowszym sezonie Big Mouth nadal były niewybredne, ale naprawdę potrafiły rozbawić. W jednym odcinku co chwilę przewijał się żart z myleniem liczb 15 i 50. Na początku nie rozumiałem co w tym zabawnego, ale im częściej zaczęło się to powtarzać, tym zabawniejsze było. To był dobry running joke, ale szkoda, że nie ciągnął się przez kilka odcinków. Absurdalny humor to akurat rzecz, która jest w tym serialu od samego początku i cały czas trzyma poziom.
Nick, główny bohater całej historii odkrywa przeszłość swojej rodziny i nawiązuje kontakt z dziadkiem, który zaczyna przysparzać całej rodzinie kłopotów. Missy zakochuje się w chłopaku, który dopiero co dołączył do ich szkoły. Jesse próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości z ojcem i macochą oraz stara naszykować się na nadejście jej siostry przyrodniej. Matthew i Jay chcą ujawnić swój związek przed rodzinami. Lola za to próbuje znaleźć sobie przyjaciółkę. Natomiast Andrew posiada dwa wątki, pierwszy dotyczy jego dziewczyny, z którą dzieli go wiele kilometrów. W drugim motywie próbuje uratować związek swoich rodziców i jest to moim zdaniem najlepszy z motywów tego sezonu. Bardziej rozbudowana zostaje też postać ojca Andrewa, który na przemian potrafi rozśmieszyć i wkurzyć swoją upartością i uważaniem, że tylko on postępuje dobrze, a reszta to idioci.
Niestety ku mojemu zdziwieniu nie dostaliśmy żadnych nowych stworzeń zamieszkujących nasze głowy. Może być to związane z niedawnym powstaniem spin-offu Zasoby ludzkie poświęconemu właśnie tym stworkom. Otrzymaliśmy za to nowego bohatera, który strasznie odstawał od całej reszty bohaterów. Elijah dostaje nawet własny odcinek, w którym możemy przyjrzeć się bliżej jego problemom. Nawet sam bohater nie spodziewał się, że dostanie własny wątek i był zdziwiony gdy kamera zaczęła za nim podążać.
Kolejną sprawą, która jest warta poruszenia to dubbing. Kilka razy już chwaliłem Roberta Jarocińskiego jako Maury’ego i dalej będę go chwalić. Teraz dodatkowo muszę pochwalić Janusza Witucha jako Marty’ego – ojca Andrewa. W poprzednich sezonach jego głos bardzo mi pasował, ale w tej odsłonie jeszcze bardziej wybrzmiał i nadał swojej postaci większej głębi. Ten serial to naprawdę rzadki okaz tego, że polski dubbing cieszy na równi z oryginalnymi głosami. Reszta obsady również spisała się bardzo dobrze, lecz tych dwóch Panów sprawiło, że czekałem na sceny, w których do akcji wkroczą ich bohaterowie.
Dobrze bawiłem się pochłaniając niemal na raz cały nowy sezon Big Mouth. Tak jak zawsze finał był kwintesencją całego tego rubasznego humoru. Pomimo, że był on spokojniejszy niż w poprzednich sezonach, nadal czerpałem sporą frajdę i cieszyłem się, że bohaterom zaczyna się powoli układać. Na szczęście, przerwy między sezonami nie są zbyt długie, więc zapewne już niedługo otrzymamy nowe porąbane akcje. A w roli głównej nadal okres dojrzewania.
Źródło: Netflix