Mozart in the Jungle – recenzja 3. sezonu

Każdy sezon Mozart in the Jungle to nowa przygoda. Pomimo, że wracamy do znanych nam już bohaterów, stawiane są przed nimi wyzwania, które sprawiają, że w nowych odcinkach znajdujemy świeżość i ekscytacje tym, co nadejdzie.

Jak co roku zmieniła się też krótka czołówka serialu Amazona. Muzyka pozostała ta sama, co tylko pokazuje, że Mozart in the Jungle nie boi się nowych rzeczy i eksperymentów, ale z drugiej zawsze jest wierny sobie. Trzeci sezon rozpoczynamy, kiedy członkowie nowojorskiej orkiestry symfonicznej dalej strajkują w związku z negocjacjami, które ciągną się od kilku miesięcy. Po drugiej stronie oceanu natomiast, spotykamy się z Rodrigo (Gael Garcia Bernal) w Wenecji, gdzie zaczyna współpracę z operową legendą, w którą wcieliła się sama Monica Bellucci. Hailey (Lola Kirke) podróżowała z Andrew Walshem, ale z powodu dzielących ich różnic straciła pracę i trafiła pod skrzydła Rodrigo i Alessandry. Tym samym pierwsza część sezonu to w większości cudowna Wenecja, a druga to powrót na stałe do Nowego Jorku.

Może orkiestra tymczasowo nie działa, ale to nie znaczy, że w Mozart in the Jungle zabrakło pięknej muzyki i sztuki w szerokim tego słowa znaczeniu. Zmiana scenerii dała nowym odcinkom dodatkowego smaczku. Zdjęcia ze słonecznej Wenecji, opera i Monica Belucci na pewno wynagrodziły wszystkie braki. To niesamowite, co i jak udało się twórcom zaprezentować. Na uwagę zasługuje też odcinek 7, który został nakręcony na 16 mm taśmę filmową. Sama tematyka epizodu jest fantastyczna i można w nim znaleźć ogromną ilość metafor. Zdecydowanie mógłby stanowić odrębną całość.

Zobacz również: Sztuczne kwiaty, plastik i film – kilka słów o kiczu w kinie

Największym plusem Mozart in the Jungle jest jego obsada. Gael Garcia Bernal, Lola Kirke, Monica Belucci, Malcolm McDowell – wszyscy sprawiają, że serial Amazona jest tym, na co z niecierpliwością czekamy każdego roku. Wśród bohaterów znajdziemy ludzi różnych, którzy nawet mogą nie pałać do siebie sympatią, ale łączy ich jedno – miłość do muzyki. I to właśnie ta miłość sprawia, że Mozart in the Jungle przyciąga nas do siebie jeszcze bardziej. Na szczęście nasi bohaterowie nie stoją w miejscu. Rodrigo sam stawia przed sobą nowe wyzwania i popycha do nich innych. Hailey próbuje nowych rzeczy, mimo że momentami traci motywację. Nawet postaci drugoplanowe, o których możemy zapomnieć idą do przodu pomimo strachu przed nieznanym. Może scenariusz nie jest bezbłędny, momentami jest przewidywalny, ale nawet to nie jest w stanie przyćmić powyższych argumentów za tym, że jest to serial wspaniały w każdym calu.

Możemy narzekać, że odcinki są za krótkie i powinno być ich więcej. Ale to też w tym tkwi urok Mozart in the Jungle. Wszystko w nim sprawia wrażenie ulotnego – szczęście, smutek, sukces, perfekcja, piękno. Dlaczego więc sam serial, miałby taki nie być?

plakat oraz zdjęcia: materiały prasowe

Redaktor

Większość wolnego czasu spędza na oglądaniu seriali i pisaniu o nich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?