Dwudziesty sezon Miasteczka South Park dobiegł końca. Seria kontynuuje to, co objawiło się w sezonie 19. Trey Parker i Matt Stone ponownie celnie i przenikliwie punktują absurdy współczesnego społeczeństwa. Niestety – robią to w coraz mniej atrakcyjny sposób, m.in. stawiając na wprowadzanie zabiegu ciągłości historii w całym sezonie. Skupiając się na całości ucieka gdzieś surrealizm i czarny humor, a panteon bohaterów, wypracowany przez ostatnie dwadzieścia lat jest wykorzystywany jedynie w ułamku.
W poprzednich latach, gdy każdy odcinek stanowił zamkniętą historię, South Park wydawał się być pełniejszy treści. Dłużyzny, dublowanie dialogów czy wstawek, a nawet skróty myślowe były do tej pory niespotykane. Odnoszę wrażenie, że jest to pójście na łatwiznę, ponieważ wcześniejsze sezony mogły opowiedzieć o wielu obliczach socjologicznych absurdów. Teraz, w dziesięciu odcinkach Parker i Stone są w stanie zamieścić ze dwa, trzy elementy, które wałkują przez cały sezon, żadnemu nie poświęcając tyle energii, co niegdyś. Co również jest dość osobliwe – rozwlekanie podjętych tematów i konstrukcja fabuły uniemożliwia okraszanie jej smaczkami. I chyba tego najbardziej brakuje.
https://www.youtube.com/watch?v=TlqKFlU7YAs
Zobacz również: Na pierwszy rzut oka 20 sezon South Park
W tym roku oczywiście twórcy South Park nie mogli przemilczeć wyborów prezydenckich w USA, których wynik wzbudza tak wielkie emocje na świecie. W mieścinie pojawiają się również „member berries”, symbolizujące ludzkie uczucia nostalgii i tęsknoty za dawnymi czasami i chyba faktycznie można stwierdzić, że coś jest na rzeczy, tym bardziej, że jeśli sny za dawną potęgą pchają ludzi do podejmowania najdziwniejszych decyzji. Spoglądając za siebie często nie widzimy tego, co leży przed nami. Najlepiej jednak w mojej ocenie obśmianym problemem w dwudziestej serii jest internetowy trolling. Co napędza ludzi, którzy obrzucają inwektywami innych w sieci i jaka może być reakcja, gdy znika bezpieczna bariera ekranu zapewniająca prywatność i bezkarność?
Na dalszy plan schodzą ikony serialu. Kenny pojawia się dosłownie w migawkach, podobnie Stan. Randy odgrywa marginalną rolę, a Cartman gubi gdzieś swoją faszystowską naturę. Historia kręci się wokoło Geralda Broflovsky’ego i Herberta Garrisona, co również wywołuje mieszane uczucia, zapełniając odcinki czasem poczuciem humoru wymuszonym i nieco skrępowanym. Wszystko to można oczywiście nazwać ewolucją serialu i zabiegami mającymi odrzucić posądzenia o odcinanie kuponów. Z drugiej jednak strony należy zastanowić się, czy nie South Park nie traci się w ten sposób tego, co stanowiło jego esensję.
Zobacz również: South Park Fractured but Whole – zwiastun fabularny
https://www.youtube.com/watch?v=SG5LvNA-bRA
Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że treści zawarte w dwudziestym sezonie potrafiły kiedyś zmieścić się w maksymalnie trzyodcinkowych historiach . Teraz mieszanie tematów i rozwlekanie ich na cały sezon zabiera gdzieś ten absurdalny i sięgający głęboko czar, którym South Park emanował. Jestem trochę rozczarowany, ale wciąż się łudzę, że kolejny sezon będzie lepszy. Każda seria ma swoje słabsze chwile i South Park akurat aktualnie obniża loty, wzbudzając niedosyt. Wciąż jednak wierzę w Parkera i Stone’a. Wierzę, że ten cudowny i niepohamowany humor powróci, w pełnej krasie totalnej wojny z absurdem. Łapię się na tym, że wolę obejrzeć po raz setny któryś ze starszych odcinków niż nowe produkcje. Zaraz… Czyżby dopadła mnie nostalgia?
Fot:materiały prasowe