Na tarczy? – recenzja 2. sezonu „Agents of S.H.I.E.L.D”

Na tarczy?

Pierwszy sezon serialu opowiadającego o losach agencji prowadzonej przez Phila Coulsona (namaszczonego na następcę przez Nicka Fury’ego) w dużym stopniu rozczarował: był dziecinny, pełen mało absorbujących historyjek, pozbawiony mroku i napięcia. Oglądania nie ułatwiało drętwe aktorstwo i marne efekty specjalne. Ciężar atmosfery w serialu oscylował na poziomie niewiele wyższym niż ten w „Power Rangers” – wiadomo było, że co by się nie działo, to bohaterowie osiągną swój cel. Do tego nikt nie zabijał, było cukierkowato, idealistycznie (naiwna i pozbawiona pragmatyzmu Skye często swoim zachowaniem prezentowała wyższość nad rozsądnym, zachowującym się jak przystało na tajnego agenta Coulsonem). Tak było przez większość sezonu i zapewne duża część widzów w tamtym etapie odpłynęła. Wątek hydry i zdrada jednego z członków ekipy całkowicie przemodelowały Agentów, wynosząc ich poziom wyżej. Szkoda osób, które zakończyły oglądanie serialu gdzieś tak na piątym odcinku, gdyż później było już tylko lepiej. Drugi sezon już od samego wstępu obiecywał nam, że tendencja zostanie podtrzymana i będzie tylko lepiej. Czy było?

MING-NA WEN, LUCY LAWLESS, NICK BLOOD, WILMER CALDERON, HENRY SIMMONS, CHLOE BENNET, PATTON OSWALT

Mocne wejście w początek drugiej serii było bardzo obiecujące. Dużym plusem była ewolucja charakterów drużyny głównych bohaterów. Relacje między nimi ulegały komplikacjom. Trójkąt Skye, Fitz, Simmons to postacie, na których historia rozgrywana na ekranie odciskała duże piętno, wpływając na ich relacje i charakter. Nowi herosi zostali dobrze przedstawieni i wzbudzali bardzo pozytywne odczucia, a z drugiej strony starzy przeciwnicy nieco nużyli. Z jednej strony swoją niezatapialnością, z drugiej: małą efektywnością poczynań. Pojawiło się wiele wątków, kilka zostało zamkniętych lub mocno rozwiniętych. Mimo to podczas oglądania kolejnych odcinków ma się wrażenie, że niewiele się dzieje, a twórcy obiecują nam: „Uwaga, jak się rozkręcimy, to będzie się naprawdę działo”. Seria ma niesamowite problemy z utrzymaniem jakości i poziomu prezentowanego w odcinkach kończących i rozpoczynających emisje po przerwach.

http://i1.wp.com/www.ew.com/sites/default/files/1427247575/agentsleaders.jpeg?resize=742%2C557

„Prawdziwa T.A.R.C.Z.A.” czy może raczej marna podróba?

Dużym problemem okazało się wprowadzenie wątku „Prawdziwej T.A.R.C.Z.Y”. Przede wszystkim nie uniknięto tutaj silnego wrażenia déjà vu i recyklingu fabuły. I o ile coup d’état organizacji Struckera miał w sobie moc, to organizacja Gonzalesa sprawiała wrażenie dość głupiej. Chociaż sam wątek ze sposobem zarządzania organizacją miał potencjał i można go było wykorzystać jako serialowy filar pod „Infinity War”, to reżyserom przede wszystkim udało się pokazać, że „Prawdziwi” są przede wszystkim bandą bezrefleksyjnych buców działających w imię swoich ideałów, ale ze szkodą dla tych, którzy są po tej samej stronie. Największym plusem tej części drugiego sezonu jest to, że udało się twórcom wzbudzić emocje i zaskoczyć fanów.

agents-of-shield-aftershocks-gordon-raina

Inhumans w serialu – nieludzko dobre posunięcie?

Od drugiej połowy sezonu zaczęto eksploatować sygnalizowany wcześniej (bardzo zgrabnie!) motyw Inhumans. Pojawienie się tej frakcji zaowocowało między innymi wzrostem poziomu mocy prezentowanym w opowieści. I w tym kontekście należy wyraźnie podkreślić, że Agenci wyglądają o wiele lepiej niż w pierwszym sezonie – efekty specjalne momentami cieszą oko, a już na pewno go nie kłują ;).  Choć tak naprawdę nie poznaliśmy zbyt wielu Inhumans i w samym serialu nie powiedziano nam o nich zbyt wiele, to twórcom udało się nas mocno zaskoczyć w kulminacji sezonu. A skoro już mowa o Inhumans, to nie można zapomnieć o Skye/Daisy. Jej „familijny” wątek prowadzony konsekwentnie doczekał się swojego (momentami bardzo emocjonalnego) rozwinięcia. Mocno plusuje tutaj ewolucja postaci głównej bohaterki, która nie tylko stała się kompetentnym wojownikiem, odkryła moce i poznała bliżej rodziców, ale przede wszystkim mocno dojrzała i zyskała pazur. Co ciekawe, widać to nawet po Chloe Bennet, która jest dużo bardziej przekonującą aktorką niż na początku swojej drogi w tym przedsięwzięciu.

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/98/79/32/9879329d543a8aa1d6ceefeee5c7c03f.jpg

Opowieść o rodzinie Skye to najbardziej wzruszająca i zaskakująca część serialu

O ile bardzo dobrze rozwinięto narrację dotyczącą rodziny Skye, to niestety jako całość serial nieco rozczarowuje. Choć w porównaniu do pierwszego sezonu jest zauważalna poprawa, to mamy tu do czynienia z wysokimi amplitudami jakości. Niektóre sceny czy odcinki pozostawiają w widzu odczucie oglądania marnego show dla dzieci i nastolatków, by co jakiś czas rzucić prawdziwą wisienkę na torcie (zwykle odcinki związane z filmami bądź te finałowe). Niestety w porównaniu do takich seriali jak „House of Cards” czy „Daredevil” mamy tu do czynienia z dużo słabszą propozycją. Problemem jest to, że aby dojść do ciekawszych momentów, trzeba stracić dużo czasu na oglądanie niezbyt atrakcyjnych wydarzeń. Niestety trudno zrobić serial o agencji pseudoszpiegowskiej w tym uniwersum. Ten orzech po raz kolejny okazał się zbyt trudny do zgryzienia dla scenarzystów i producentów. Jest jednak tendencja zwyżkowa, a już dziś wiemy, że czeka nas trzeci sezon. Szkoda, że pewnie nie będzie miał żadnego wpływu na uniwersum filmowe.

Redaktor

Twórca cyklu "Powrót do przeszłości". Wielki miłośnik spaghetti westernów, kina szpiegowskiego i fantasy.

Więcej informacji o
, ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?