Dom grozy – recenzja 3. sezonu

Być może nie wiecie, bo ostatnio natłukło sporo dobrych serialów, ale omawiane tu dzieło Johna Logana (scenarzysta Skyfall i Jersey Boys) to absolutna czołówka tego wszystkiego, co telewizja w ostatnich latach ma widzom do zaoferowania. Zrealizowany niczym film kinowy, obsadzony jak hollywoodzka produkcja, a przy tym napisany niczym najlepsza powieść. Gdzieś tam po cichu próbuje być niczym Gra o tron i skupia się jednocześnie na kilku wątkach, mając tak naprawdę wielu równorzędnych bohaterów. Jednak zamiast aspirujących władców o uratowanie świata w Domie grozy walczą klasyczne postaci z horrorów – doktor Frankenstein i jego stwory, Dorian Grey czy amerykański wilkołak. W samym środku tej przeklętej parady potworów mamy Vanessę Ives (Eva Green), kobietę, którą pożądają wszelakie siły nieczyste z Lucyferem na czele. Niewiasta ta może doprowadzić do końca świata i zagłady ludzkości.

Jako że zwycięstwo nad przeciwnikiem w poprzednim sezonie okupione zostało sporymi stratami na początku trzeciej serii spotykamy bohaterów osamotnionych i osłabionych. Po raz kolejny będą musieli dojść do siebie po starciu ze złem, lecz widać, że wcześniejsze przejścia ich wzmocniły, stąd nie uświadczymy już tyle umartwiania się i cierpienia, od którego przecież nie stroniły poprzednie odcinki. Mimo to w samej formule Domu grozy nie zaszły żadne zmiany. Dziwne, gdyby było inaczej. Wciąż obserwujemy bardzo elegancką, wykwintną i utrzymaną w poważnym tonie opowieść, o walce ze złem czychającym nie tylko w ciemnych zaułkach, lecz również odmętach ludzkiej duszy.

Zobacz również: Dom grozy – przegląd ścieżki dźwiękowej

Produkcja zrodzona z pomysłu Johna Logana różni się diametralnie od pozornie podobnego chociażby Jekyll & Hyde. Nie tyle nie ma żartów, lecz nawet wielu scen akcji. Walka nie toczy się jedynie wręcz czy przy pomocy broni palnej, ale siłę stanowią nieustanne refleksje bohaterów na temat ciężaru popełnionych przez nich czynów. Scenarzyście udało się z archetypów mroku stworzyć pełnokrwiste osobowości, dlatego wszelki duszny klimat i podła atmosfera wzorowo uzupełniają poruszane motywy winy i kary. Domu grozy nie ogląda się przyjemnie, ale niewątpliwie ten satanistyczny seans wciąga i hipnotyzuje niczym zakazany owoc.

Największym urozmaiceniem trzeciej serii okazuje się być przeniesienie sporej części akcji na dziki zachód. To tutaj gotycki horror miesza się z ciężkim westernem w stylu chociażby Bez przebaczenia czy niedawnego Bone Tomahawk. Połączenie wychodzi bez zgrzytu, w pełni opowiedziano origin Ethana Chandlera, co stanowi jeden z najciekawszych wątków tego sezonu. Być może dlatego, iż jego częścią są dwie najbarwniejsze nowe postaci. Ostatni Apacz wraz z indiańskimi rytuałami dodaje świeżego kolorytu do oniristycznego folkloru całości. Jednakże najlepsze sceny to i tak te z obłędnie wystylizowanego wiktoriańskiego Londynu.

Niestety, widać zmęczenie materiału. Niektóre wątki się powtarzają. Tym razem nie dowiemy się już praktycznie nic ciekawego o przeszłości Vanessy Ives, a rozesłanie postaci na 4 strony świata sprawia, że w ich miejsce trzeba wprowadzić nowe osoby, które tak naprawdę nie dodają za wiele do fabuły. Najcenniejszym nowym odmieńcem jest doktor Jekyll, przedstawiony bardzo ciekawie, z odpowiednim dla Domu grozy wyczuciem oraz subtelnością, aczkolwiek suma sumarum okazuje się jedynie wydłużeniem wątku Frankensteina, przyjemnym, ale mimo wszystko przerostem formy nad treścią. To i tak lepiej niż dość miałki i mało przerażający Dracula. Odgrywajacemu go aktorowi nie udaje się przeistoczyć ze zwykłego człowieka w Pana Ciemności.

Po spójnej i sukcesywnie przedstawianej intrydze z drugiego sezonu tym razem zabrakło jakiegoś większego planu lub tajemnicy. Zresztą przysłowiowe ustawianie pionków na planszy trwa 7 pierwszych odcinków, a na finałową rozgrywkę poświęcono zaledwie dwa ostatnie epizody, przez co notabene wielki epicki antagonista zostaje w pewnym sensie pokonany stosunkowo szybko. Plus jednak należy się za bardzo zgrabną klamrę fabularną, która nieco łączy zawiązanie akcji z pierwszego sezonu z gorzkim końcem, który serwuje widzom scenarzysta.

Zobacz również: John Logan żegna się z fanami…

Tak naprawdę widać też, że przemyślano cały koncept serialu na długo przed rozpoczęciem emisji premierowego odcinka. Losy Vanessy Ives są spójne i wszyscy bohaterowie zostają przefiltrowani przez podobny motyw zmagań ze złem, próbując być dobrą istotą, mimo wielu przeciwności. Wszystko wypada do bólu klasycznie, ale jednocześnie poziom skomplikowania i wielowymiarowość wyborów, które muszą podejmować protagoniści, sprawia że Dom grozy wybija się na wyżyny epickiej opowieści i porządnego dramatu psychologicznego. Trochę rozwleczonego, trochę wtórnego, lecz klimatycznego i wciągającego jak diabli. Trzecia seria nie jest jakaś wybitna, lecz niewiątpliwie jako całość Dom grozy to po prostu automatyczna klasyka. Spoczywaj w pokoju, a pamięć o Tobie niech nie zginie.

 

Dziennikarz

Miłośnik prawdziwego kina, a nie tych artystycznych bzdur.
Jeśli masz ciekawy temat do opisania, pisz tutaj - [email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?