Na pierwszy rzut oka: 1. sezon London Spy, czyli szpiedzy są wśród nas

„London Spy” nie wgniata w fotel. Ale z całą pewnością budzi podskórny niepokój, który trwa od pierwszych, aż do ostatnich minut premierowego odcinka. I właśnie tym przykuwa uwagę.

Jeśli oglądaliście choć jeden epizod „Upadku”, wiecie, jakiej atmosfery się spodziewać. Jakob Verbruggen po raz kolejny tworzy specyficzną, hermetyczną aurę świata, w którym nic nie jest takie, jakim się wydaje, z kolei wszystko wydaje się być podejrzane. Ale po kolei.

Danny (Ben Whishaw) pracuje jako magazynier. Przestronne, choć zapuszczone mieszkanie dzieli z dwojgiem współlokatorów. Sprawia wrażenie beztroskiego, a jednocześnie zagubionego, młodego człowieka. „Mam się dobrze. Gdybyś mnie znał, wiedziałbyś, że zawsze mam się dobrze” – mówi nieznajomemu, gdy ten przerywa swój poranny jogging i przystaje przy nim, aby dowiedzieć się, czy wszystko w porządku. Już wtedy, podczas ich pierwszego spotkania, podejrzewamy, że nic nie będzie w porządku. Przeczucie to towarzyszy nam zarówno wtedy, gdy Danny próbuje odnaleźć tajemniczego mężczyznę, jak i wtedy, gdy mu się to udaje, gdy po raz pierwszy spędzają ze sobą dzień, nawet wtedy, gdy po raz pierwszy spędzają ze sobą noc.

london spy

Alex (Edward Holcroft), który najpierw przedstawił się jako Joe, pracuje w banku. W szafie ma idealnie poskładane koszule i wyprasowane garnitury, z kolei w komputerze dziwne algorytmy. Zwykle ma też o wiele mniej do powiedzenia, niż jego towarzysz. Trafił na uniwersytet w wieku piętnastu lat, więc nigdy, jak słusznie konkluduje Danny, nie zaznał prawdziwej zabawy. Nie pozwolił sobie także na zaznanie prawdziwej miłości, przyjmując założenie, że nie jest mu potrzebna.

Niepotrzebne było najwyraźniej zdradzanie pewnej, bardzo istotnej, kwestii z przeszłości. Przynajmniej do takiego wniosku dochodzi bohater grany przez Whishawa, gdy – nazajutrz po poznaniu szczegółów jego relacji ze Scottie’em (Jim Broadbent), leciwym przyjacielem – Alex znika bez śladu. Jak się okaże, sam ukrywał  znacznie więcej. Na przykład to, że nie nazywa się ani Joe, ani Alex, że jego rodzice wcale nie umarli, a on wcale nie pracuje w banku. Ale nie przyznaje się do tego wszystkiego wprost. Nie może, bo nie żyje. Co gorsza, Danny znajduje jego ciało. Znajduje także coś jeszcze – i postanawia zabrać to ze sobą, bo śmierć ukochanego nie oznacza końca tej historii. Przeciwnie, jest dopiero jej początkiem.

london spy

Choć brytyjskie media już teraz dostrzegają w postaci Alexa łudząco wiele podobieństw do Garetha Williamsa, twórca serialu, Tom Rob Smith (autor powieści “System”, na podstawie której powstał film z Tomem Hardym), zapewnia, że to twór w całości oparty na fikcji. Pewne jest jedno – do jego mocnych stron należą minimalistyczne, acz znaczące dialogi, budowanie intymności relacji dwojga bohaterów i jednocześnie atmosfery nieustannie odczuwanego zaniepokojenia  oraz, oczywiście, Ben Whishaw (“Spectre”, “Sufrażystka”) w roli głównej. Jako Q był już uwikłany w świat szpiegostwa, ale jako Danny patrzy na ten świat z zupełnie innej perspektywy. Zostaje w ten świat wręcz wrzucony, bez jakiegokolwiek przygotowania czy ostrzeżenia, a przede wszystkim – wbrew swojej woli. Jego pozycja wydaje się więc stracona od samego początku – przecież to tylko zwykły magazynier, niewyróżniający się niczym mieszkaniec Londynu, który ulokował swoje uczucia w niewłaściwym mężczyźnie i teraz musi stawić czoła konsekwencjom.

Ale… No właśnie. „London Spy” pełen jest takichale. Niby żadnych pościgów, strzelanin, tykających bomb i przeskakiwania między dachami budynków, ale jednak wypełzająca powoli z ukrycia szpiegowska intryga, w dodatku szyta grubymi nićmi. Niby znani z imienia przyjaciele i tajemniczy, póki co niezmaterializowani wrogowie, ale jednak momentami wzbudzający to samo poczucie nieufności. Niby bezbronny, roztrzęsiony chłopaczyna, ale jednak na tyle przytomny, aby nie zawsze prosić o pomoc i nie ze wszystkiego się zwierzać.

london spy2

Naprawdę trudno jednoznacznie ocenić swoje nastawienie do tej produkcji wyłącznie na podstawie pierwszego odcinka. Do tego stopnia trudno, że aż chce się obejrzeć drugi. Jeśli to początek reakcji łańcuchowej, która na tej samej zasadzie doprowadzi widza do piątego, finałowego epizodu,  „London Spy”  ma szansę dołożyć kolejną cegiełkę do fundamentu mocnej, serialowej marki BBC.

Dziennikarz

Studentka czwartego roku Tekstów Kultury UJ.
Ze świata literatury najbardziej lubi powieści, ze świata muzyki - folk, ze świata kina - (melo)dramaty oraz indie. I Madsa Mikkelsena, oczywiście.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?