Singielka – recenzja 1. sezonu serialu TVN

Kiedy początkiem października zeszłego roku w jesiennej ramówce TVN debiutowała Singielka, zastanawiano się głównie nad tym, czy powtórzy sukces emitowanej kilka lat wcześniej BrzydUlli. Podobnie, jak historia Uli Cieplak, opowieść o Elce Kowalik także oparta jest na pierwowzorze rodem z Ameryki Południowej, jednak to perypetie blondwłosej, a nie ciemnowłosej, bohaterki, będzie można śledzić w kolejnym sezonie. Choć jeszcze nie tak dawno pojawiały się plotki, że produkcja nie trafiła w gusta widzów, jest wręcz odwrotnie: we wrześniu ciesząca się dużą popularnością Singielka powróci na antenę. W czym więc tkwi jej sekret?

Elżbieta – lepiej znana jako Elka – Kowalik (Paulina Chruściel), ma młodszą przyrodnią siostrę, Natalię (Julia Kamińska), despotyczną matkę, Sławę (Dorota Pomykała), niezastąpioną babcię, Genowefę (Zofia Charewicz), wyrozumiałego ojczyma, Olgierda (Jan Monczka) i ojca, Staszka (Tomasz Sapryk), z którym relację udaje jej się odbudować po latach; oprócz tego ma własne mieszkanie, samochód i pracę w redakcji portalu Co tam?. Jak każda kobieta, ma swoje lepsze i gorsze dni, marzenia i kompleksy. Ma też zakład do wygrania: w 274 dni musi znaleźć tego jedynego, u boku którego pojawi się na weselu siostry. Niestety, jak to w życiu bywa, droga do osiągnięcia celu od samego początku jest raczej wyboista, niż usłana różami. Właśnie dlatego, namówiona przez bezwzględną szefową, Dorotę (świetna Izabela Kuna!), Elka zaczyna opisywać swoje perypetie w felietonach i publikować je jako tytułowa Singielka

https://www.youtube.com/watch?v=mZ4RaeYPo6M

Niesforny kok i czarujący uśmiech to znaki rozpoznawcze Elki, ale to naturalność przemawiająca na ekranie przez Paulinę Chruściel czyni z granej przez nią postaci prawdziwą dziewczynę z sąsiedztwa: taką, której nie da się nie lubić, nawet, jeśli czasami miałoby się ochotę trochę nią potrząsnąć, sprowadzić z chmur na ziemię, albo zachęcić, żeby tupnęła nogą. Z całą pewnością chciałoby się z nią zaprzyjaźnić: problem w tym, że etykietka Elki-kumpelki często bardziej jej ciąży, niż daje powody do radości. Zwłaszcza w sytuacji, gdy bohaterkę otacza wielu potencjalnych kandydatów na drugą połówkę.

Zacznijmy od kolegów z Co tam?: Tomasz (Mateusz Janicki) to mężczyzna idealny, ale zajęty. Mikołaj (Filip Bobek) równie umiejętnie potrafi kobietę oczarować, co wykorzystać. Informatyk Bajtek (Daniel Guzdek) żyje w świecie gier, za to w życiu Krzysztofa (Krzysztof Czeczot) najwięcej miejsca zajmuje jego ego. Nieporadny Patryk (Sebastian Stankiewicz), z redakcji sportowej, woli ekspertkę od zdrowego jedzenia, Gośkę (Dominika Gwit), pedantyczny księgowy, Andrzej (fenomenalny Michał Sitarski), lokuje uczucia w przebojowej recepcjonistce, Monice (Anna Oberc). Jest jeszcze dawny ukochany, Wojtek (Michał Lewandowski), przyciągający kłopoty jak manges, coach Jacek (Tomasz Sobczak), zawsze służący radą, rockman, Borys (Mikołaj Krawczyk), którego popularność nie imponuje aż tak, Norbert (Wojciech Sikora), dzięki niej uświadamiający sobie, że kocha innego mężczyznę oraz Samotny Wilk, czyli Konrad (Paweł Ciołkosz) – z największego wroga Singielki przeistaczający się w jednego z jej najgorliwszych adoratorów.

Choć bardziej sceptyczni nie wierzyli, że w prawdziwym świecie Elka wzbudzałaby zainteresowanie tylu mężczyzn, w porównaniu z innymi żeńskimi postaciami w serialu raczej zyskuje, niż traci. Zainteresowana Mikołajem intrygantka Malena (Laura Breszka), choć modna, nie grzeszy inteligencją. Narzeczona Tomasza, Sylwia (Karolina Gorczyca), również atrakcyjna, bywa chorobliwie zazdrosna (inna sprawa, że ma powody) i wiedziona tą zazdrością popełnia wiele błędów. Nadia (Karolina Nolbrzak), jego dawna ukochana, początkowo jest jedynie wspominana przez bohaterów; w pewnym momencie wkracza na arenę i już wiadomo, że ­­­ma za zadanie nieźle namieszać. I że nie będzie, mieszając, grała czysto. 

https://www.youtube.com/watch?v=ZKZffbXQz-M

A Elka? Fakt, bywa zbyt naiwna i niezaradna. Ale jest także inteligentna, empatyczna, lojalna, zabawna, szczera. Fakt, matka próbuje swatać ją za wszelką cenę, a pod choinkę kupuje jej specjalną wagę, która wylicza ilość tkanki tłuszczowej; rywalki zgryźliwie komentują rzekomą tuszę, luźne ubrania, oszczędność makijażu i niezmienną fryzurę. A jednak bohaterka grana przez Chruściel nie odmawia sobie przyjemności w postaci pierogów, tortu bezowego, pączków i wina, rozlewanego zwykle tylko do jednego kieliszka. Mimo wielu przeszkód na drodze, kompleksów, problemów i rozczarowań, wciąż marzy o prawdziwej miłości. Nie potrzebuje księcia na białym koniu – konie wolałaby ze swoim wybrankiem raczej kraść.  

Singielka skradła serca widzów, bo dostarczała codziennej dawki rozrywki na całkiem dobrym poziomie. W lekkiej formie zamykała zarówno powody do śmiechu, wzruszeń, irytacji i refleksji. Na przykład nad dzisiejszymi standardami piękna i wyznacznikami atrakcyjności, nad statusem niezwiązanych z nikim kobiet, wciąż nazywanych starymi pannami czy desperatkami, nad samotnością i związaną z nią presją otoczenia oraz nad tym, czy rzeczywiście lepiej cierpliwie, bezczynnie czekać, aż ugodzi nas strzała Amora, czy może lepiej wziąć sprawy w swoje ręce i przekonać go, żeby w naszym imieniu wystrzelił ją w stronę kogoś konkretnego. 

Kolejnym plusem serialu jest obsada – nawet, jeśli nie pojawiają się w niej aktorki i aktorzy uznawani za pierwszoligowych, ze swoimi rolami radzą sobie świetnie. W dodatku wątki ich postaci prowadzone są w sposób na tyle ciekawy, żeby nie stanowili jedynie tła dla perypetii głównej bohaterki, ale również wzbudzali zainteresowanie i różne emocje. Choć to ślub Natalii i Roberta (Kamil Kula) przyczynia się do powstania pomysłu na felietony, zwykle zachowują się oni jak dzieci w piaskownicy, a nie jak dorośli narzeczeni. Medal dla najlepszej ekranowej pary drugoplanowej zdecydowanie należy się kolorowemu ptakowi Co tam?, Monice, oraz powściągliwemu, przekomicznemu Andrzejowi. 

https://www.youtube.com/watch?v=Qg4crlMEdv4

Nawet, jeśli nie każdy dwudziestominutowy odcinek dostarczał skrajnych emocji, w każdym można znaleźć co najmniej jedną scenę-perełkę. W ogólnym rozrachunku jest ich znacznie więcej, niż tych, przy których miało się ochotę przewrócić oczami albo przeciągle ziewnąć. Co ważne, scenarzystom udało się ocalić widzów przed męczarnią drętwych dialogów i tkliwości lub pseudo-dramatyzmu. Oczywiście, nie brakuje tu akcentów z krainy serialowej naiwności: ośmiogodzinny czas pracy raczej nie obowiązuje redaktorów internetowego portalu; trafiają się szczęśliwe zbiegi okoliczności, tęskne, przeciągłe spojrzenia, nieporozumienia i manipulacje w jawny sposób oddalające od siebie bohaterów, którzy i tak są sobie, używając wielkich słów, przeznaczeni. W efekcie czasami chciałoby się samemu pociągnąć za sznurki i doprowadzić to wszystko do happy endu o wiele szybciej. Tylko że wtedy Singielka przestałaby być Singielką w połowie pierwszego sezonu. A tak przynajmniej możemy wrócić do naszej telewizyjnej guilty pleasure po wakacjach i zdecydować (jakby wybór należał do nas…): #TeamWilk, #TeamTomasz czy może #TeamMikołaj? 

Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe 

Dziennikarz

Studentka czwartego roku Tekstów Kultury UJ.
Ze świata literatury najbardziej lubi powieści, ze świata muzyki - folk, ze świata kina - (melo)dramaty oraz indie. I Madsa Mikkelsena, oczywiście.

Więcej informacji o

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?