Finałowa odsłona Banshee, niestety, nie była dla fanów serialu tym, czego się spodziewali. Przez trzy sezony z ekranu kipiało przemocą, seksem i dramatem. Produkcja przyzwyczaiła widzów do równego tempa i poziomu nowych odcinków oraz gęstej atmosfery. Ostatnie epizody Banshee zdecydowanie zwolniły, były bardziej spokojne i dopiero finał serii dał upust wszystkim kumulowanym emocjom (Recenzja ze spoilerami).
Rozstanie z mieszkańcami małego miasteczka było trudne. Jeszcze zanim czwarty sezon się rozpoczął, już wiedzieliśmy, że nowe odcinki będą też ostatnimi. Tym bardziej, fani zwracali uwagę na każde potknięcie twórców. Chcieli, żeby pożegnanie z ulubionym serialem było idealne. Z jednej strony się udało, z drugiej niestety nie. Finałowy sezon wystartował dość dobrze, nieoczekiwanym zwrotem akcji. Zamordowana została Rebecca (Lili Simmons), która mocno zbliżyła się z Hoodem (Antony Starr). Wszystkie retrospekcje, które mogliśmy zobaczyć na przestrzeni ośmiu odcinków, tylko to potwierdzały. Intencje twórców nie mogły być bardziej oczywiste. Chcieli wyrwać głównego bohatera z letargu, w który popadł po stracie Joba (Hoon Lee). Przechodząc do ekscentrycznego hackera, rozwiązanie jego wątku przyszło dość szybko i łatwo. Pomimo, że Carrie (Ivana Milicevic) próbowała go znaleźć przez kilkanaście miesięcy, nic nie przyniosło skutku. Dopiero pomoc Hooda i innych bohaterów doprowadziła do uwolnienia Joba. Pozostała jeszcze kwestia Proctora (Ulrich Thomsen), który teraz był burmistrzem Banshee i prowadził interesy z nazistami oraz kartelem narkotykowym.
Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: Finałowy sezon Banshee
Oprócz zamknięcia wątków rozpoczętych w poprzednim sezonie, scenarzyści wprowadzili też nowy, związany z morderstwem Rebeki. Teoretycznie, serial poradziłby sobie bez niego, ale dobrze rozumiem intencje twórców. Do Banshee sprowadzono agentkę FBI, która miała zająć się seryjnym mordercą, grasującym w miasteczku. Rola ta przypadła w udziale Elizie Dushku. Biorąc pod uwagę, że sezon liczył jedynie osiem odcinków, długo musieliśmy na nią czekać. Jak przystało na Banshee, Veronica Dawson nie jest typową funkcjonariuszką służb federalnych. Ma swoje sposoby pracy, jest inteligentna, tajemnicza. Nie dziwi fakt, że szybko znalazła wspólny język z Hoodem. Udział Dushku był krótki, ale intensywny i na pewno odświeżył trochę serię. W porównaniu do innych postaci trzecioplanowych wprowadzonych w tym sezonie, ta odbiła się jakoś na bohaterach.
Zobacz również: Krew, pot i seks, czyli kilka słów o tym dlaczego warto oglądać Banshee
W związku ze skróconym sezonem, scenarzyści mieli nie lada problem. Trzeci sezon zakończył się w takim momencie, że w czwartym musieliśmy dostać odpowiedzi na kilka pytań. Oprócz tego, wprowadzono nowy wątek morderstw. Czasami odnosiło się wrażenie, że twórcy nie ogarnęli ogromu historii do opowiedzenia. Chociaż sprawnie przechodziliśmy przez kolejne odcinki, panował mały nieład i przeładowanie niektórych epizodów niepotrzebnymi wydarzeniami.
Banshee zawsze miało swój klimat – pot, krew, seks i przemoc. Do tego ogromne zróżnicowanie. Z jednej strony Amisze, z drugiej Indianie, z trzeciej naziści, a z czwartej „normalni” mieszkańcy miasteczka. Biorąc pod uwagę ogrom przemocy, jaki serial zaserwował nam w poprzednich sezonach, ten był bardzo zachowawczy. Brakowało pięknych walk, jak ta pomiędzy Burtonem i Nolą, czy spektakularnych kulminacji – jak ta w końcówce trzeciego sezonu. Teraz dostaliśmy miałkie starcie Burtona z Hoodem i ostateczną konfrontację braci Bunker. Z zadowoleniem patrzyło się na obecnego szeryfa Banshee, Brocka (Matt Servitto), który nie stosując się do litery prawa, udaremnił wielki deal Proctora z kartelem narkotykowym. Jeżeli o burmistrza chodzi, rozwiązanie jego historii, też nie zadowala. Był jedną z najważniejszych postaci całego serialu, a koniec, jaki zgotowali mu scenarzyści, wydaje się niegodny.
Zobacz również: Czarna Lista – gwiazda Banshee z rolą w serialu
Pobyt Hooda w miasteczku, zmienił go. Wielu narzeka, że w tym sezonie Banshee, zamiast nadal iść drogą wspomnianej wcześniej przemocy, zaczęło analizować bohaterów psychologicznie. To, co wydarzyło się na przełomie czterech sezonów musiało odbić się na wszystkich postaciach. Retrospekcje, dotyczące Rebeki, a w ostatnim odcinku wszystkich ekstremalnych sytuacji, które dotknęły Hooda, dodały mu kompleksowości. Dojrzał do momentu, w którym z pełnym przekonaniem może ruszyć do przodu i nie żyć już przeszłością.
Finał serialu zgrabnie zamyka całą historię. Główny bohater wyjeżdża z miasta tak, jak do niego wjechał – na swoim motocyklu. Bardzo trudno jest zakończyć serial, który odbiega od utartych schematów i wyróżnia się na tle innych produkcji. Banshee od początku miał swój styl i klimat. Był serialem, w którym każda postać była antybohaterem. Nigdy nie udawał, że jest czymś innym. Chociaż czwarty sezon nie należy do jego najlepszych odsłon, finał rekompensuje wszystkie wcześniejsze uchybienia. Serial Cinemax na długo pozostanie w pamięci fanów, nie tylko za sprawą brutalności i odwagi, z jaką twórcy podchodzili do różnych tematów, ale też klimatu i genialnie zbudowanych postaci.
plakat i zdjęcia: materiały prasowe