Na pierwszy rzut oka: 1. sezon “Supergirl”

Waleczne serce

„Supergirl” to najnowsze przedsięwzięcie stacji CBS, która postanowiła przybliżyć kinomanom historię kuzynki znanego wśród fanów komiksów człowieka ze stali. Trzeba przyznać, że twórcy powzięli się naprawdę trudnego zadania, ponieważ przygody Kary zostały już przed laty nieudolnie zekranizowane przez Jeannota Szwarca, który, jak mogło się wydawać, bezpowrotnie zniszczył wizerunek i legendę tytułowej postaci. Wspomniany reżyser próbował przenieść bohaterkę z kart komiksu na srebrny ekran, lecz efekt jego pracy srodze rozczarował zwolenników „Supergirl”. Po porażce Jeannota Szwarca słuch o postaci zaginął. Szczęśliwie stacja CBS postanowiła przywrócić do łask tytułową bohaterkę, jednak tym razem w postaci serialu. Czy kliku odcinkowa seria okaże się lepszym rozwiązaniem niż pełnoprawny film? A może komiks nie nadaje się do ekranizacji? Czy stacja CBS poradziła sobie z własnym projektem? Po odpowiedzi zapraszam do lektury poniższego tekstu.

Największym wyzwaniem dla scenarzystów produkcji było otwarcie serialu. Jak zacząć opowieść bliźniaczo podobną do historii Supermana, pragnąc przedstawić ją od samego początku i uniknąć znużenia poprzez powielenie schematów i wzorców? To niełatwe zadanie, z którym miał okazję zmierzyć się Zack Snyder podczas realizacji „Człowieka ze stali”. Reżyser ukazując widzom znaną od a do z historię Supermana w niezwykle poważnym tonie, praktycznie doprowadził do ruiny swoje całkiem niezłe widowisko science-fiction. Scenarzyści „Supergirl”, podobnie jak wspomniany twórca, zmuszeni zostali do powielenia kilku niemożliwych do ominięcia schematów. Mamy więc istotę z nadludzkimi zdolnościami, tym razem dla odmiany młodą dziewczynę, a nie dojrzałego mężczyznę, która uratowana przez kochających rodziców ze skazanej na zagładę planety Krypton trafia na Ziemię. Następnie dorasta pod opieką życzliwego państwa Danvers przybierając dla własnego bezpieczeństwa zupełnie nową tożsamość. Niestety, a może stety, szczęśliwie i spokojne życie bohaterki pod przykrywką wywraca się do góry nogami, gdy Kara zostaje zmuszona poprzez okoliczności do ujawniania posiadanych przez nią supermocy, a co za tym idzie, do stawienia czoła wynikającym z jej decyzji konsekwencjom. Ile razy mogliśmy to już usłyszeć? Z pewnością nie raz i nie dwa, jednak taki jest szkielet opowieści o kuzynce Kal-Ela, którego nie można przecież zwyczajnie pominąć. Szczęśliwie scenarzyści zrobili wszystko, aby urozmaicić wprowadzenie do historii Kary Zor-El, i koniec końców wyszli z tej batalii ze schematami oraz wzorcami obronną ręką.

Supergirl (4)

Ich bronią są przede wszystkim udane elementy humorystyczne. Dzięki komizmowi sytuacyjnemu oraz przemyślanym i zabawnym dialogom, twórcom udaje się odwrócić uwagę od powtórkowego, a także ogranego scenariusza. Dodatkowo reżyser umiejętnie prowadzi opowiadaną przez scenarzystów historię, zachowując odpowiednie tempo akcji, co przekłada się na miły i relaksujący seans. Warto tutaj zaznaczyć, że wszystkie podobieństwa odwołujące się do Supermana kończą się mniej więcej w połowie pilota. Od tego momentu dochodzą nowe wątki, postacie oraz pojawiają się pierwsi złoczyńcy, a bohaterka wskakuje w ikoniczny już strój Supergirl. Innymi słowy, odcinek nabiera tempa, barw oraz rozmachu. Trzeba przyznać, że im dalej w las, tym lepiej. W drugiej części odcinka przeważają zatem sceny akcji, które zostały zrealizowane na najwyższym poziomie, ale o tym za chwilę… Pochwalić należy twórców za zachowanie balansu pomiędzy dialogami i sekwencjami akcji, w związku z czym, każdy znajdzie tutaj coś dla siebie miłego. Z kolei sama końcówka epizodu zdecydowanie zaostrza apetyt na kolejny odcinek, na który niestety będzie trzeba poczekać cały tydzień. Jak więc możecie domyślić się z moich powyższych słów, fabuła pilota pozostawia po sobie pozytywne wrażenie, powiem nawet więcej, po obejrzeniu pierwszego odcinka będziecie chcieli poznać dalszy rozwój przygód Kary.

Supergirl (5)

Wspominając o „Supergirl” nie sposób nie porównać jej do „Supermana”. W serialu znajduje się ogrom mniejszych i większych nawiązań do filmów opowiadających o człowieku ze stali. Twórcy sprawnie wpletli do opowieści o Karze wątki związane z jej kuzynem, co powinno przypaść do gustu wszystkim zwolennikom komiksów ze stajni DC Comics, poświęconych charyzmatycznemu bohaterowi w czerwonej pelerynie. Widzowie przez cały odcinek mają zatem świadomość obecności Supermana, który, mimo iż nie wypowiada w filmie ani jednej kwestii, pojawiając się na chwilę tylko w pierwszych minutach odcinka,  cały czas w pewien sposób towarzyszy Karze.

Supergirl (2)

Na osobny akapit zasługuje oprawa audiowizualna serialu. Widać, że producenci nie żałowali pieniędzy. Pod względem widowiskowości „Supergirl” może stanąć w szranki z serialem stacji The CW pt. „The Flash”, i nawet wygrać pojedynek! Jak na produkcję telewizyjną o znacznie mniejszym budżecie niż wchodzące na srebrne ekrany megahity o superbohaterach, efekt jest powalający. Śmigająca po niebie Supergirl to sama przyjemność, a walki z jej udziałem zachwycają płynnością i nieskazitelnym montażem. Doskonała robota. Jeśli cały sezon będzie tak widowiskowy, jak pierwszy odcinek (co wnioskując po kilkuminutowej zapowiedzi całego sezonu, wydaje się bardzo prawdopodobne), to czeka nas kilka godzin czystej rozrywki. Szkoda jedynie, że w pilocie nie wykorzystano hitu Rachel Platten pt. „Fight Song”. Utwór doskonale oddaje charakter serialu, jak i idealistyczne oraz altruistyczne podejście głównej bohaterki.

Supergirl (6)

Niezaprzeczalną zaletą „Supergirl” jest tytułowa bohaterka serialu. Kara to sympatyczna, ambitna i pełna wdzięku dziewczyna, która patrzy na świat oczami idealistki pragnącej zmieniać świat na lepsze. Mimo że przez całe życie zmuszona była udawać kogoś, kim nie jest – w celu ukrycia własnej tożsamości mogącej wzbudzić wśród ludzi mieszane uczucia i uzasadnione obawy – to bohaterka odnalazła w pewien sposób szczęście poprzez sprawne wtopienie się w tłum oraz realizację swoich marzeń i pragnień bez udziału posiadanych przez nią supermocy. Melissa Benoist wcielająca się w Karę doskonale uchwyciła charakter czołowej postaci serialu. Jej zniewalający urok przyciąga wzrok, a pogoda ducha, niewinność oraz wrodzona charyzma pozwala niemal z biegu wytworzyć nierozerwalną nić porozumienia między odgrywaną przez nią bohaterką i śledzącymi serial widzami. Jestem pod ogromnym wrażeniem, z jaką lekkością aktorka radzi sobie ze swoją rolą. Mimo że na jej barkach ciąży ogromna odpowiedzialność, ponieważ to zasadniczo od jej gry i umiejętności zależy ostateczne powodzenie serialu, to młoda dziewczyna zupełnie nie odczuwa żadnej presji. W roli Kary jest niezwykle naturalna i przekonująca. Bezproblemowo wyraża swoje uczucia i emocje, a to powinno być dla kinomanów najważniejsze. Benoist nie stara się odegrać Kary Zor-El, ona po prostu jest tytułową Supergirl! Ponadto na ekranie dzielnie towarzyszą jej cztery osoby – Calista Flockhart w roli surowej i bezwzględnej szefowej czołowej bohaterki, Mehcad Brooks jako były współpracownik Daily Planet i nowy dyrektor artystyczny CatCo Worldwide Media, Jeremy Jordan wcielający się w przyjaciela młodej protagonistki, który dodatkowo jest w niej zakochany, oraz Chyler Leigh, czyli ekranowa przyrodnia siostra Supergirl. Po pierwszym odcinku trudno się specjalnie wypowiedzieć na ich temat, ponieważ odgrywane przez nich postacie stanowiły jedynie tło. Wynika to z faktu, iż scenarzyści po prostu skupili się na przybliżeniu tytułowej heroiny, czyli szczegółowym przedstawieniu widzom jej historii, w związku z czym, pozostałym postaciom poświęcono za mało czasu ekranowego. Prawdopodobnie zmieni się to w kolejnych epizodach serialu, tak więc dajmy się produkcji rozwinąć, a po pilocie możemy jedynie powiedzieć, że drugoplanowi bohaterowie schowali się w cieniu dominującej na ekranie Kary.

Supergirl (3)

Pierwsze spotkanie z „Supergirl” oceniam bardzo dobrze. Trudno je nazwać randką marzeń z wyśnioną dziewczyną, ale obcowanie z Karą sprawia dużo przyjemności, zapewniając szeroki uśmiech na twarzy. Z pewnością jest to serial godny uwagi, nawet pomimo kilku drobnych potknięć, które z pewnością scenarzyści postarają się wyeliminować wraz z rozwojem pierwszego sezonu. Moja odpowiedź zatem na pytanie: „Czy warto kolejny wieczór spędzić razem z „Supergirl””, brzmi następująco: „Zdecydowanie warto!”.

“Supergirl” sezon 1 – Ocena Movies Room “Na pierwszy rzut oka” to: 70/100

Supergirl (7)

Redaktor

Miłośnik kina akcji lat 80., produkcji młodzieżowych oraz wysokobudżetowych filmów przygodowych, fantasy i science-fiction. Widz szczególnym podziwem darzący oldskulowe animacje, a także pełne magii i wdzięku obrazy Disneya. Ukończył Politechnikę Gdańską i z wykształcenia jest specjalistą w dziedzinie szeroko pojętej chemii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?