Sezon 3 „Black Sails”, lub jak kto woli „Piratów” dobiegł końca. Jest to sezon obfitujący w moc niespodzianek. Intrygi zataczają coraz szersze kręgi, wrogowie stają się przyjaciółmi i na vice versa. Wprowadzani są nowi bohaterowie i żegnani starzy. Są wisienki pokroju przebijania się przez sztorm i czy scen batalistycznych – zarówno na morzu jak i lądzie. Skala zmagań rośnie, ponieważ rzecz się ma już nie o łupieniu statków, niebagatelnej ilości złota i precjozów zdobytych podczas rabunków. W powietrzu wisi wojna z angielską koroną chcącą ukrócić poczynania krnąbrnej kolonii. A na horyzoncie majaczy jeszcze groźba interwencji Hiszpanów, poszukujących kosztowności z pewnego ograbionego galeonu.
Fabuła kontynuuje wątki z poprzedniego sezonu. Panna Guthrie, aresztowana i przewieziona do Londynu oczekuje na wyrok. Jednakże kapitan Rogers, wyznaczony do przywrócenia nieposłusznej kolonii pod wpływy angielskie dostrzega szansę na zdobycie bardzo cennego sojusznika w walce o Nassau. Dzięki byłej zarządcy wyspy porządek zostaje wprowadzony i to z początku z niezłym skutkiem. Piraci przyjmują listy kaperskie i wstępują na drogę legalnego i uczciwego życia. Jest jednak wciąż dość spora część osób bardziej ceniących życie na wolności niż zgodnie z królewskimi dekretami. W społeczności Nassau gotuje się i wrzątek ma niebawem wykipieć, parząc wszystkich naokoło. W tle bowiem są kosztowności pochodzące z hiszpańskiego galeonu obrabowanego w poprzednich sezonach i majacząca na horyzoncie potęga hiszpańskiej floty mającej rozkaz odzyskać zrabowane dobra, jeśli Anglicy sami sobie z tym nie poradzą. Ciężar fabuły przeniesiony został na wątki polityczne, odchodząc od pewnej historii związanej z przeszłością kapitana Flinta.
Na scenie pojawiają się też nowi gracze – grany przez Raya Stevensona Edward Teach, zwany Czarnobrodym, niegdyś wygnany z Nassau powraca by zaproponować układ Charlesowi Vane’owi. Kapitan Flint przez zupełny przypadek odkrywa wielką tajemnicę Pana Scotta, jednocześnie zyskując nowych sojuszników w walce o Nassau. Jack Rackham jest o krok od zyskania fortuny wraz z Anne Bonney, a Max stara odnaleźć się w nowej rzeczywistości panującej na wyspie. Coraz śmielej poczyna sobie Billy, który zdaje się wychodzić z cienia przełożonych. Postaci knują, zmieniają fronty, cały czas prowadząc jakąś grę, co trzyma mocno przy ekranie. Jedyne, co zaczęło mi przeszkadzać to pewna maniera, z którą porozumiewają się postaci. Te długie, graniczące z poetyckością wypowiedzi potrafią czasami nieco zirytować.
Niestety, (albo stety) kilkoro z bohaterów żegna się z serialem. Czy była to dobra decyzja przekonamy się niebawem. Mam dość mieszane uczucia szczególnie co do jednej z postaci, choć jej zejście ze sceny fabularnie jest całkowicie uzasadnione, gdyż stanowi pewien punkt wyjścia do dalszych wydarzeń. Pytanie, czy nowe postaci będą w stanie udźwignąć serial.
Twórcom serialu udała się dość niecodzienna rzecz. Osiągnęli bowiem efektowność przy użyciu w miarę skromnych środków. Nie ma tu latających noży, eksplozji na pół ekranu i nieprawdopodobnych wyczynów kaskaderskich. Kamera głównie pracuje pośród ludzi, sporo jest zbliżeń. To nie odbiera widowiskowości, wręcz przeciwnie – taki manewr podnosi dawkę emocji serwowaną w trakcie momentów takich jak przeprawa przez sztorm, flauta czy bitwa morska połączona z obroną plaży. Postawiono na sugestywność obrazków ukazujących obrażenia – pękające kości, odseparowane kończyny, przecięte ścięgna pokazywane są w całej okazałości. Bohaterowie nie są przerysowani i nie są karykaturami samych siebie. Są z krwi i kości, z ludzkimi wadami i zaletami. To się może i powinno podobać, ponieważ podnosi realizm, jednocześnie w dobie przegiętej ilości komputerowego poprawiania świata zapewnia pewną unikatową przyjemność z oglądania serialu.
Black Sails jest serialem dość dziwnym. Pamiętam, że gdy siadałem do pierwszego sezonu omal nie przestałem oglądać go w okolicach czwartego odcinka. Fabuła toczyła się ospale, bohaterowie wydawali się być nijacy i odtwarzani za pomocą teatralnej maniery, której szczerze nienawidzę. Z odcinka na odcinek jednak odsłaniał się coraz ciekawszy obraz serialu, z intrygującymi postaciami, interesująca realizacją i pełnego marynistycznych ciekawostek. Trzeci sezon Black Sails jest jeszcze lepszy, pokazując jak powinna być snuta opowieść o piratach i ludziach morza, w pewien sposób odpowiadając, dlaczego czekamy na sezon czwarty. I dlaczego o „Crossbones” już dawno zapomnieliśmy.