Na pierwszy rzut oka: 10. sezon Roseanne

Roseanne powraca na ekrany telewizorów po 20 latach przerwy. Robi to w wielkim stylu, bo aż 18 milionów amerykańskich widzów zasiadło przed odbiornikami, aby obejrzeć pierwsze dwa odcinki nowego sezonu. Już samo to mówi o tym, jakim klasykiem jest recenzowany sitcom.

A jak poradzili sobie scenarzyści z fabułą z ostatniego sezonu sprzed 20 lat? Otóż stwierdzili, że poprowadzą historię dalej, tak jakby nic nie miało miejsca. Dan (John Goodman) żyje, a Connorowie nie wygrali na loterii. Nadal są typową, białą i amerykańską rodziną, która próbuje wiązać koniec z końcem, a dodatkowo tytułowa bohaterka głosowała na Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich. Znane postaci dalej sprawiają, że aż nie możemy się doczekać kolejnych scen serialu. Roseanne Barr wygląda świetnie. Można się przyczepić, że jej bohaterka zapewne nie wyglądałaby podobnie ze względu na brak pieniędzy na dobre kosmetyki czy różnego rodzaju zabiegi. Jest też Jackie (Laurie Metcalf), która zachwyca. Serial nie byłby taki sam bez siostry głównej bohaterki. Dynamika pomiędzy nimi genialnie uzupełnia cały serial. Powracają dzieci Connorów –  Darlene (Sara Gilbert), Becky (Lecy Goranson), D.J (Michael Fishman), ale to na Darlene skupi się większość fabuły nowego sezonu Roseanne.

Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 1. sezon Kryptonu

Sara Gilbert przez ostatnie 20 lat była aktorką, która dobrze sprawdzała się w pomniejszych rolach drugoplanowych. Tutaj wyjdzie na przód, bo to jej historia będzie napędzała cały serial. Darlene bowiem zmuszona jest powrócić do domu rodzinnego z dwójką dzieci, jako samotna matka, która straciła pracę i nie jest w stanie się sama utrzymać. Becky z kolei jest 43-letnią kelnerką, która po stracie męża ma problemy finansowe i planuje zostać surogatką, co oczywiście nie podoba się jej rodzicom. D.J. jest żołnierzem, który właśnie wrócił z misji w Syrii, jest ojcem mulatki, a jego żona nadal przebywa za granicą na innej misji.

Już od pierwszych minut da się odczuć znany wszystkim klimat Roseanne. Odswieżono czołówkę, chociaż pozostawiono styl, w jakim powstała stara. Kończy ją też śmiech głównej bohaterki, ale już nie tak donośny, jak ponad 20 lat temu. Oczywiście w trakcie trwania dwóch premierowych odcinków pełno jest wzmianek o tym, ile lat minęło, jak starzy są główni bohaterowie i jak ich życie praktycznie się nie zmieniło.

Roseanne nadal nie jest jedynie sitcomem, bo traktuje o sprawach jak najbardziej poważnych. Po pierwsze, kwestia feminizmu. Na czele rodziny Connorów zawsze stała, stoi i będzie stała kobieta. Niepowodzenie Darlene jest obrazem wielu kobiet Ameryki, które chciały osiągnąć sukces, wyrwać się z biedy i były na dobrej drodze do zrealizowania celu. Niestety wtedy przeszkodziło im życie i musiały nauczyć się zaakceptować swoją porażkę, aby ruszyć do przodu.

Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 1. sezon Deep State

Do drugie syn Darlene jest chłopcem specyficznym, który lubi ubierać się w damskie ubrania. Zobaczymy go więc w spódniczkach, świecących tkaninach, podkolanówkach. Weryfikacja tego przychodzi dość szybko, kiedy chłopiec już pierwszego dnia w szkole ma pewnie problemy spowodowane właśnie stylem ubierania się. Po trzecie kwestia surogacji Becky. Rodzice są przeciwko temu, aby córka nie tylko nosiła dziecko obcych ludzi, ale też ofiarowała im swoją komórkę jajową na potrzeby poczęcia. Ale w odcinku tym pada ważne zdanie, że jako kobieta Becky ma prawo decydowania o własnym ciele i tego, co z nim zrobi.

Roseanne powraca w świetnym stylu. Dobrze znane nam twarze ogląda się tak, jakby te 20 lat wcale nie minęły. Sitcom zadebiutował w amerykańskiej telewizji w 1988 roku, a dalej tak samo potrafi śmieszyć, uczyć i po prostu umilać widzom spędzony przed telewizorem czas.

ilustracja wprowadzenia: ABC

Redaktor

Większość wolnego czasu spędza na oglądaniu seriali i pisaniu o nich.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?